Motyl, góry i wielki powrót

Agata Combik

|

Gość Wrocławski 47/2012

publikacja 22.11.2012 00:15

Muzykujące rodziny. Siostry z altówkami, brat perkusista, śpiewający zięć, tańcująca ciocia, kuzyni i siostrzeńcy... Gdy się spotkają, ściany drżą od melodii z tatrzańskich hal, z Dolnego Śląska, Ukrainy, Bałkanów. Wrocław znów gromadzi krewniaków z pasją.

Motyl, góry i wielki powrót Warzęgowianie występują w tradycyjnych dolnośląskich strojach Andrzej Mas

Państwo Ulatowscy jeździli na wakacje w Pieniny. Gdzieś tu w serca dzieci musiały wpaść pierwsze ziarenka miłości do muzyki z gór. Fascynacja ta miała poważne konsekwencje. – Od trzeciej klasy gimnazjum jeździłam z koleżankami w Beskidy – wspomina Asia. – Dołączałyśmy do góralskich kapeli i uczyłyśmy się od nich grania. Potem zaczęłyśmy wyruszać na Podhale. I tam właśnie poznałam Józka… – Jo grołek z przyjaciółmi w karcmie w Zakopanem, na Krupówkach – mówi Józek Gruszka. – Jo słysołek, ze som takie dziewcyny z Wrocławia, które grajom muzyke folkowom. Pewnego razu w taki letni dzień przychodzi Asia z kolezankami i pytajom nos, cy mogom dołoncyć do grania. „Na cym gros?” – pytom. Asia: „Na altówce”. Jo tyz na altówce. Pytom: „Na kontrabasie tez gros?”. „No tyz grom”. „No to musis być mojom babom” – mówiem. – Po tych słowach som my razem tsy lata, łod lipca już jako małżeństwo.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.