Wrocław nowym domem

kb, wikipedia.pl

publikacja 06.05.2015 11:05

Zbigniew Nowak przybył do Wrocławia w 1944 r., na kilka miesięcy przed przyjściem frontu. "Gościowi Wrocławskiemu" opowiada o tym, co go tu spotkało.

Wrocław nowym domem Zbigniew Nowak Karol Białkowski /Foto Gość

Zbigniew Nowak po powstaniu warszawskim trafił z rodzicami do Breslau na roboty przymusowe. W stolicy Dolnego Śląska przeżył Boże Narodzenie. Po ewakuacji z Twierdzy rodzina trafiła do obozu w Buchenwaldzie jednak jeszcze przed kolejnymi świętami udało im się wrócić do polskiego już Wrocławia. W grudniu 2013 r. opowiadał "Gościowi Wrocławskiemu" o losach swojej rodziny i życiu w Festung Breslau.

– Jak pan trafił do Wrocławia?
– Było to po powstaniu warszawskim. Jechaliśmy z całą moją rodziną na roboty przymusowe w głąb III Rzeszy. Zatrzymaliśmy się w Poznaniu, a mój tato tak wszystko załatwił, że udało nam się uciec i przedostać do jego brata, który już wcześniej trafił do Wrocławia na roboty przymusowe. Dało się, bo ojciec znał doskonale język niemiecki. Miałem wtedy 7 lat. To było pod koniec października lub na początku listopada. Zamieszkaliśmy na Swojczycach w budynku, który do dzisiaj stoi. W jednym pokoju spało osiem osób. Ojciec pracował z końmi, a mama na polu. Pamiętam, że jak przyjechaliśmy to liści na drzewach już nie było, ale na drzewie wisiały jeszcze dwa jabłka. Zastanawiałem się jak te owoce skombinować.

– Wiele wycierpieliście od miejscowych?
– Muszę przyznać, że Niemcy odnosili się do nas bardzo pozytywnie. Moi rodzice mieli trochę pieniędzy z Generalnej Guberni, które można było wymienić na marki. Dzięki temu mogliśmy kupić coś więcej do jedzenia. Pamiętam, że byłem wysyłany do piekarni po chleb i zdarzało się, że dostawałam po kryjomu jakieś dodatkowe bułki. Bawiłem się też z niemieckimi dziećmi. Przypominam sobie początek grudnia, gdy zaczęły się bombardowania przez radzieckie samoloty. Niemcy bardzo się bali i uciekali do schronów. My trochę mniej, bo byliśmy przyzwyczajeni po powstaniu do huku. Schodziliśmy do sieni i czekaliśmy. Mieliśmy już dość. Tato mówi: co ma być, to będzie. Na tym terenie był przemysł, dlatego tak częste były naloty. Jedna z nich spadła w miejscu drzewa z tymi dwoma jabłkami i nie wybuchła. Gdyby tak się stało zmiotłoby nas z powierzchni ziemi. Niemcy ją później rozbroili.

– Pamięta pan Boże Narodzenie 1944 r.?
– Trudno powiedzieć o przygotowaniach do świąt jak nic nie było. Od początku grudnia było bardzo zimno, a nie było czym palić. Węgla nie było w ogóle, ale nieopodal był lasek. Niemcy pozwolili nam brać stamtąd drzewo. Zresztą sami też wózkami zwozili je do swoich domów. Prądu też już w tym czasie nie było dlatego światło mieliśmy tylko ze świec i lamp naftowych. To taka ironia losu. Było bardzo nastrojowo. Były także... latające „bombki”. Choinkę mieliśmy z tego samego lasku, co drzewo na opał. Robiliśmy łańcuch z papieru i słomy, by ją czymś ozdobić. W Wigilię, jeden z moich kuzynów był przebrany za św. Mikołaja. Oczywiście nie było wielkich prezentów, ale cukierki były. Na kolację jedliśmy też to, co udało się zdobyć, a więc ziemniaki, marchewkę, które mama podczas wykopków schowała do kieszeni. Zdaje się, że był też barszczyk, a na pewno ciasto. Śpiewaliśmy kolędy, ale nie poszliśmy do kościoła na pasterkę. Obok nas był kościół ewangelicki, a my chodziliśmy do Wrocławia do katolickiego. W nocy strach było iść przed bombami. Najgorszy był ten świst i oczekiwanie gdzie nastąpi wybuch.

na kolejnej stronie m.in. o wygnaniu z miasta i powrocie


Polub nas, a nie przegapisz żadnej naszej informacji:

– Po Nowym Roku zaczął się dramat wszystkich niemieckich mieszkańców miasta. Was, Polaków, też on dotknął?
– Pierścień wojsk radzieckich wokół miasta się zacieśniał. Chcieliśmy jakoś przetrwać. Ukryliśmy się w piwnicy. Większość Niemców wyjechała, w tym nasi gospodarze. Sytuacja dla nas się polepszyła. Było dużo mleka od pozostawionych krów. Jedliśmy naprawdę solidnie. Niestety na początku lutego przyszli SS-mani i wszystkich wywalali do miasta. Rosjanie byli już tuż tuż. Ojciec powiedział, że my tu pilnujemy dobytku gospodarzom, którzy wrócą. Oni powiedzieli, że już nie będzie powrotu. Tato z bratem i kuzynami został przymuszony do przeprowadzenia krów do centrum Wrocławia. A co z pozostałymi? Ojciec podsłuchał, że po ich wyjściu, do schronu, w którym przebywaliśmy, żołnierze mieli wrzucić kilka granatów. Dzięki jego znajomości niemieckiego udało się na m uciec przez okienko. Ojciec po nas wrócił. Po kilku dniach znów po nas przyszli i pod eskortą zaprowadzili do miasta. To było 10 lutego. Pamiętam, bo tego dnia obchodzę urodziny. Szliśmy przez dzisiejszy most warszawski, koło ruin browaru. Zostaliśmy umieszczeni w obozie zbiorczym gdzieś na południu Wrocławia. Po dwóch dniach, ostatnim „transportem” zostaliśmy wyprowadzeni. To było tuż przed zamknięciem Twierdzy. Wtedy już nie było ważne, czy to Polak, czy Niemiec. Przez Świdnicę, Szklarską Porębę i Czechosłowację przeszliśmy aż do Erfurtu. Dotarliśmy tam po ponad 4 tygodniach. Każdego dnia szliśmy po ok. 40 km. Zostaliśmy umieszczeni w obozie w Buchenwaldzie. Tam już było trochę cieplej. Po dwóch tygodniach zostaliśmy oswobodzeni przez Amerykanów.

Wrocław nowym domem   Poniemiecki dom zajęty przez rodzinę Z. Nowaka Karol Białkowski /Foto Gość – Zdecydowaliście się wrócić do Wrocławia...
– Ojciec nie chciał wracać. Wszystko trwało aż do września. Z obozu przeprowadziliśmy się do mieszkań prywatnych Niemców, którzy stali się wtedy bardzo gościnni. W tym czasie ojciec zachorował. Po tym długim marszu nie mógł chodzić i trafił do szpitala. W tym czasie namawiano nas do wyjazdu do Kanady. Tłumaczono, że po powrocie do Polski ojciec, jako oficer WP, będzie miał problemy z nowymi władzami (uciekł spod Katynia, przyp red.). Wkrótce Amerykanie się wycofali, a Erfurt zajęli Rosjanie. To się dopiero zaczęła jatka. Codziennie się paliły okoliczne altanki. Pierwszym pociągiem wróciliśmy przez Poznań do Wrocławia. Tato pojechał pierwszy, zajął upatrzony wcześniej dom i nas sprowadził. Mieszkała w nim Niemka z córką. My zajęliśmy jeden pokój. Tutaj była jedna wielka strzelanina. Rosjanie chodzili po domach i szukali Niemek, by je gwałcić. Dlatego często te kobiety się u nas chowały. Niedługo potem wszystkie wyjechały.

– Pierwsze święta po wojnie były już bardziej normalne?
– To Boże Narodzenie pamiętam już dobrze. Wiem gdzie stała duża choinka. Był św. Mikołaj i były zabawki. Dostałem kolejkę elektryczną. Co prawda jeszcze nie było prądu, ale prezent był przecież z odzysku. Było zdecydowanie lepiej. Moi rodzice założyli jedną z pierwszych szkół w okolicy. Ja ją skończyłem, potem było Technikum Poligraficzne i Kartografia na Uniwersytecie Wrocławskim. Warto dodać, że nasze kontakty z Niemcami nie skończyły się wraz z wyjazdem z naszego domu tych Niemek. W latach stanu wojennego dostawaliśmy paczki od tych kobiet, które chroniliśmy przed żołnierzami Armii Czerwonej. Już w latach 90 przyjechała tutaj córka kobiety, której dom zajęliśmy. Mówiła, że nie ma do nas żadnych pretensji. Dwa lata temu przyjechał tu jej syn. Przyjęliśmy go i długo rozmawialiśmy. Niebawem dostaliśmy list po polsku z podziękowaniem za gościnę. Napisał, że zna naszą historię i wie jak wiele krzywd Niemcy wyrządzili Polakom. To było bardzo wzruszające. Tłumaczył, że ze względu na to, iż jego mama miała tutaj swój dom rodzinny, chciałby, aby ten dom nam również służył.

na kolejnej stronie kilka informacji o Festung Breslau


Polub nas, a nie przegapisz żadnej naszej informacji:

Festung Breslau, czyli Twierdza Wrocław została utworzona w sierpniu 1944 r. Było to związane ze zbliżającym się frontem wojennym. 20 stycznia 1945 r. gaulaiter Śląska Karl Hanke wydał rozkaz przymusowej pieszej ewakuacji większości pozostającej jeszcze w mieście ludności cywilnej. Jak się ocenia, podczas ewakuacji z zimna i przemęczenia zginęło aż 90 tys. osób.

Od 22 lutego do 6 maja Breslau był oblegany przez wojska radzieckie 1. Frontu Ukraińskiego. W czasie trwania walk obie strony dokonały ogromnych zniszczeń w zabudowie miasta. Obrońcy twierdzy siłami robotników przymusowych i cywili wyburzyli bardzo wiele budynków w okolicy dzisiejszego  Mostu Grunwaldzkiego, by zbudować lotnisko zapasowe, dzięki któremu Luftwaffe utrzymywało most powietrzny z III Rzeszą, co zapewniało zaopatrzenie dla oblężonego miasta.

Kapitulacja Festung Breslau nastąpiła 6 maja 1945 r. Wrocław był jednym z ostatnich miast III Rzeszy, które zrezygnowało z walki. Do podpisania stosownych dokumentów doszło 4 dni po kapitulacji Berlina i dwa dni przed podpisaniem ogólnej kapitulacji. Warunkiem po stronie niemieckiej była gwarancja godnego traktowania udzielona przez Rosjan. Sygnatariusz umowy, gen. Głuzdowski, gwarantował jeńcom opiekę medyczną, zachowanie własności osobistej oraz natychmiastową repatriację po zakończeniu wojny. Jak się okazało, żadna z obietnic nie została spełniona. Większość jeńców zmarła w sowieckich łagrach.

W trakcie obrony Wrocławia ok. 700 tys. mieszkańców zostało zmuszonych do opuszczenia miasta. Zginęło ok. 6 tys. żołnierzy i kilkadziesiąt tysięcy cywilów. Z odbudową zniszczeń wojennych i uprzątnięciem gruzów polski już Wrocław zmagał się kilkanaście lat po zakończeniu walk.


Polub nas, a nie przegapisz żadnej naszej informacji: