Wrzeszczą, walą w ściany. Do zamkniętych bezdomnych ludzi docierają z zewnątrz odgłosy świata, ale ich nikt nie słyszy. Może nie chce usłyszeć? Trzech z nich umiera.
Waldek obok konstrukcji, która na planie zmieni się w mur
Agata Combik /Foto Gość
Dramatyczne sceny zobaczymy w filmie „Zamknięci”, kolejnym obrazie przygotowywanym przez zespół filmowy działający w środowisku wrocławskiego koła Towarzystwa Pomocy św. Brata Alberta (TPBA). – To będzie film pełen potężnych emocji – mówi Darek Dobrowolski, kierownik schroniska dla bezdomnych mężczyzn przy ul. bp. Bogedaina we Wrocławiu, reżyser „Zamkniętych”. Inspiracją dla opowieści na ekranie stały się wydarzenia sprzed roku – prawdziwa historia bezdomnego schorowanego Krzysztofa.
Skopani przez los
Koczował w pustostanie przy pl. Wróblewskiego we Wrocławiu. Streetworkerzy z TPBA utrzymywali z nim kontakt. Któregoś dnia zastali wejście do budynku zabite płytami – na zlecenie zarządcy w ten sposób zabezpieczono obiekt. Krzysztof zniknął. Jego ciało znaleźli po jakimś czasie w środku, po odkręceniu płyt. Ktoś przed ich umocowaniem nie sprawdził dokładnie wnętrza? Przeoczył człowieka? Prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie. Film nawiązuje na swój sposób do dramatu sprzed roku. – Tu nie chodzi tylko o fizyczne zamknięcie – mówi Darek.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.