Niełatwo być chrześcijaninem

kb

publikacja 14.05.2015 22:21

Hani Hayek, chrześcijanin z Ziemi Świętej, przekonywał w Kiełczowie, że każdy z nas, Europejczyków, jest odpowiedzialny za żyjących tam wyznawców Chrystusa.

Niełatwo być chrześcijaninem Hali Hayek cieszył się, że po raz kolejny może zobaczyć tych których spotkał w Ziemi Świętej. Zapewniał, że Polsce czuje się jak w domu, ale jego miejsce jest w Nazarecie Karol Białkowski /Foto Gość

Hani Hayek urodził się w Nazarecie, ale jego korzenie sięgają zarówno do Armenii, skąd pochodziła jego mama, jak i Bejrutu, skąd pochodził tata.

- Ze względu na to, że moja mama była bardzo słabego zdrowia, gdy mnie urodziła i nie mogła się mną zająć, dlatego trzy dni po urodzeniu zostałem zaadoptowany przez francuską zakonnicę i wychowywałem się  przez kolejnych 18 lat na terenie domu zakonnego znajdującego się na przeciwko Bazyliki Zwiastowania NMP - mówił mężczyzna.

Podkreślił, że jest dumny z tego, iż urodził się w Nazarecie, z tego, że jest wyznawcą Chrystusa i jest tak jak On Galilejczykiem. Jest jednak coś, co Haniego martwi. To emigracja chrześcijan z Ziemi Świętej. - Ona wciąż postępuje i dlatego chcę, by mój głos, być może bardzo słaby, był słyszalny również tutaj: musimy zatrzymać ten proces, bo chrześcijanie w Ziemi Świętej nie są obcy. Wszędzie gdzie mam możliwość - w kościołach, w moich programach telewizyjnych, artykułach, które publikuję w pismach archeologicznych - zawsze ośmielam się postawić to pytanie: dlaczego my chrześcijanie, którzy jesteśmy mniejszością na tych ziemiach, wciąż musimy dopominać się o prawo bycia w tym miejscu - wyjaśniał.

Przywołał też liczby. W ciągu kilkunastu lat społeczność chrześcijańska w Nazaracie zmniejszyła się z prawie 90 proc. do 28 proc całej populacji miasta. Podobnie jest w Betlejem. Hani Hayek zastanawia się też dlaczego, w przeciwieństwie do muzułmanów, on i jemu podobni nie czują wsparcia i zjednoczenia z całym światem chrześcijańskim.

Opowiadając o swoim życiu mówił również o najtrudniejszym momencie. Była nim śmierć jego siostry w zamachu terrorystycznym podczas drugiej intifady - zginęła w wyniku wybuchu bomby w autobusie. - Nawet ten moment nie sprawił, że zechciałem opuścić mój kraj. Nie chciałem wyjeżdżać z innymi i coraz bardziej dojrzewam do tego, że nawet jeśli miałbym podzielić jej los, to i tak nie chciałbym opuścić Ziemi Świętej - deklarował.

- Chrześcijaństwo nigdy nie powinno prowokować przemocy i dlatego droga, którą ja odnalazłem dla siebie polega na dialogu. Postanowiłem wykorzystać naukę, bo to jest moja dziedzina. Na jej bazie wchodzę w dialog z muzułmanami i żydami - wyjaśnia. - Uświadomiłem sobie, że moja sytuacja nie różni się niczym od tej, w której znalazł się Jezus. On też musiał wchodzić między dwie ogromne siły - z jednej strony imperium rzymskie, a z drugiej elity żydowskie.

czytaj dalej na kolejnej stronie


Polub nas, a nie przegapisz żadnej naszej informacji:

Mężczyzna przyznaje, że jego rozmówcy często są zaskoczeni tym, co opowiada o swej wierze. - Żydzi są zaskoczeni, że czerpiemy tak bogato z treści i symboli Pięcioksięgu (dla nas Starego Testamentu, przyp. red.). Oni mają wykrzywioną teorię na temat chrześcijan, twierdząc, że wyznawcy Chrystusa przybyli do Ziemi Świętej wraz z wyprawami krzyżowymi. Dlatego uważają, że od samego początku chcieliśmy ich zniszczyć i nie mamy nic wspólnego z tym, że Jezus był wychowany w tradycji żydowskiej - tłumaczy.

Podobnie jest z muzułmanami. Hani zamieszkał w takim miejscu, gdzie jest otoczony tylko wyznawcami Islamu. Inni chrześcijanie mieszkają na obrzeżach i często z obawy nie manifestują się ze swoją wiarą. - Ja postanowiłem tak wybudować mój dom, że znak krzyża jest wręcz wmurowany w elewację, jest najwyższym punktem w tej dzielnicy. Jest bardzo widoczny - opowiada. - Tak to u nas jest. Szanują cię dopiero wtedy jak pokażesz, że jesteś silny.

Zaznacza jednak, że nie chodzi o przemoc, ale o przekonanie kim jesteś i w co wierzysz. Tego uczyła go jego mama. Mawiała: "Na Bliskim Wschodzie nie ma miejsca dla słabych w przekonaniach chrześcijan. Żyjemy wobec lwa, który ciągle ma otwartą paszczę. A my nie możemy się dać nabrać, że jest to uśmiech". - Musimy żyć w obecności tych, którzy są naszymi nieprzyjaciółmi, ale nie możemy się wystraszyć, zlęknąć i wycofać - dodaje.

Gość z Izraela zwrócił także uwagę, że Europa powinna się obudzić ze swego duchowego letargu i wrócić do swoich korzeni

Hani Hayek otrzymał też prezent. Ks. Piotr Jakubuś, wikariusz w parafii NMP Różańcowej w Kiełczowie, przekazał gościowi kopię obrazu Matki Bożej Adorującej zwanej też Sobieską lub Zwycięską, której oryginalny wizerunek znajduje się w katedrze wrocławskiej. Kapłan uzasadnił, że  wedle tradycji obraz towarzyszył królowi Janowi III Sobieskiemu w bitwie pod Wiedniem podczas wygranej z wojskami muzułmańskimi. Zwycięstwo jest przypisywane orędownictwu Matki Bożej. - Chciałbym, aby ten wizerunek towarzyszył ci w twoim codziennym życiu. Niech Matka Boża dopomoże, byś nigdy nie ustał w głoszeniu Ewangelii, byś odnosił Boże zwycięstwa podczas głoszenia prawdy Chrystusowej pośród wyznawców Islamu i Żydów.

Hani Hayek jest archeologiem. Niedawno uzyskał stopień doktora na miejscowym uniwersytecie. Współpracuje z polskimi pilotami oprowadzającymi pielgrzymów po Ziemi Świętej.

Mężczyzna został zaproszony do Polski przez Stowarzyszenie Korzenie Oliwne. Zrodziło się ono z inicjatywy pielgrzymów w Ziemi Świętej pragnących odpowiedzieć na apel tamtejszych chrześcijan, by nie pozostawiać ich osamotnionych, bez wsparcia w kraju gdzie nieustannie muszą udowadniać zasadność swojego zakorzenienia i przynależności do Ziemi Jezusa. Stowarzyszenie postawiło sobie za cel przybliżanie tradycji chrześcijańskiego Wschodu chrześcijanom obrządku łacińskiego. Cel ten chcemy realizować poprzez organizowanie spotkań oraz pielgrzymek , na trasie których znajdzie się czas na wizytę u rodzin chrześcijańskich w Galilei. Więcej o organizacji niebawem na wroclaw.gosc.pl


Polub nas, a nie przegapisz żadnej naszej informacji: