Sąsiedzi i przyjaciele

Gość Wrocławski 23/2015

publikacja 03.06.2015 00:15

Z Jerzym Kichlerem, inicjatorem i współzałożycielem istniejącej od 1995 r. Dzielnicy Wzajemnego Szacunku Czterech Wyznań, od lat działającym na rzecz dialogu międzyreligijnego, o wrocławskim fenomenie „czterech świątyń” rozmawia Agata Combik.

 Jerzy Kichler przed Aron ha-kodesz w Domu Modlitwy Synagogi pod Białym Bocianem Jerzy Kichler przed Aron ha-kodesz w Domu Modlitwy Synagogi pod Białym Bocianem
Agata Combik /Foto Gość

Agata Combik: Wspominając o początkach wrocławskiej „Dzielnicy”, często mówi się o kamieniach rzucanych w stronę świątyń różnych wyznań i religii oraz o próbach wspólnego powstrzymania aktów wandalizmu. Czy to był jedyny powód, dla którego nawiązała się bliska współpraca wspólnot żydowskiej, rzymskokatolickiej, prawosławnej i protestanckiej?

Jerzy Kichler: Jeszcze w latach 80. chodziłem na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie na wykłady ks. prof. Józefa Tischnera, poświęcone filozofii dialogu. Była ona przedmiotem rozważań dwóch filozofów żydowskich: Franza Rosenzweiga i Martina Bubera. Rozważania wokół tych koncepcji filozoficznych były dla mnie impulsem do zaangażowania się w to, co nazywamy Dzielnicą Czterech Świątyń czy Wyznań.

Kiedy kształtowała się przed 20 laty idea „Dzielnicy” i bliskiej współpracy międzyreligijnej, towarzyszyło jej sporo nadziei, oczekiwań. Czy dziś można powiedzieć, że uczyniony został krok naprzód w spotkaniu z „innym”?

Dla mnie osobiście to było niezwykłe doświadczenie. Z tego, co wiem, nigdzie na świecie nie ma tak bliskich kontaktów międzyreligijnych jak u nas w „Dzielnicy”. Nie tylko odwiedzamy się, spotykamy przy kawie, współpracujemy w przedsięwzięciach kulturalnych, edukacyjnych, ale także uczestniczymy nawzajem w swoich uroczystościach religijnych.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.