Biały na (w) Dachu

Ania z DA "Dach"

publikacja 01.10.2015 13:58

Emocje nie stygną - wspomnienia pozostają.

Biały na (w) Dachu Ośnieżone szczyty to w połowie września nic wyjątkowego. DA "Dach"

„Mówili pojedź na biały
Zdobądź z nami Orlą Perć,
Jednak wyszedł problem mały,
Że na dworze minus pięć”

Słowa naszej "dachowej" piosenki wszelakiej jeszcze krążą mi po głowie, mimo iż minął już ponad tydzień odkąd ze smutkiem na twarzy opuściłam białodunajecką chatę. Pożegnaniom nie było końca. Każdemu z nas w kąciku oka kręciła się ledwo dostrzegalna łezka.

Spędziliśmy ze sobą dwa tygodnie pełne niesamowitych wrażeń – pobudek o 4.30 z nadzieją, że wariat dzisiaj o nas nie zapomni, wędrówek w śnieżycy, w słońcu, z chmurami i bez, przy akompaniamencie deszczu, gradu i promieni słonecznych, poprzez wieczorne rozgrywki w … właściwie we wszystko, aż do całodziennego lepienia pierogów (ponad 600!).

To tylko kilka przykładów wydartych z tej przepięknej wrześniowej historii. Aż tak niesamowite wrażenia, pytasz? Przepiękna historia? Tak, odpowiem. Bo nie tylko fakty tworzą wspomnienia i pobudzają emocje. Robią to przede wszystkim ludzie. W Białym Dunajcu było więcej. Był również Bóg.

Na obozie byłam pierwszy raz. Choć nie jestem pierwszoroczniakiem, zdecydowałam się w końcu pojechać, wszak tylu pozytywnych opinii i opowieści nie można zignorować. Na miejscu okazało się, że nie były one przesadzone. Już od samego początku dało się odczuć atmosferę przyjaźni i akceptacji, mimo że znałam zaledwie dwie osoby, z którymi przyjechałam. Był to dopiero początek budowania wspólnoty, jaką stworzyliśmy. Otwartość na drugą osobę, wzajemna pomoc, pozytywne nastawienie, chęci do wspólnego działania i integracji – nieczęsto doświadczamy tego w codziennym życiu. Wszystko okraszone pięknymi widokami, obcowaniem z naturą, oczyszczającym zmęczeniem po górskich wędrówkach. Jednak nie tylko przebyte na szlakach kilometry pozwalały na wyciszenie i oczyszczenie duszy. Każdego bowiem dnia spotkać się można było z Panem Bogiem. Przeprosić, wysłuchać Jego słowa, porozmawiać i prosić o potrzebne łaski. To właśnie tutaj brałam udział w najpiękniejszych jak dotąd Eucharystiach. Z pełną świadomością mogę powiedzieć, że udało mi się otworzyć serce, które od razu napełniło się nadzieją. Bezcenne doświadczenie.

Wydarzenie, na które chciałam zwrócić uwagę, a które zapadło głęboko w moją pamięć jest przygotowywanie i sam występ na Festiwalu Piosenki Wszelakiej. Takiego wybuchu kreatywności nie widziałam już dawno. Każdy z nas starał się wspomóc układanie naszego muzycznego arcydzieła, dzieląc się najróżniejszymi, często niewiarygodnymi pomysłami. Nie trzeba Cię, Drogi czytelniku, przekonywać, ze śmiechu i zabawy było co niemiara. Tworzenie scenografii i rekwizytów, dobieranie strojów, wzajemne przepędzanie stresu (ale takiego malutkiego) – na koniec wspaniały występ, aplauz publiczności i satysfakcja, że można razem i że tak dobrze wyszło.

Wszyscy, których poznałam byli na obozie już kolejny raz, bądź natychmiast zdeklarowali powroty w przyszłym roku. Nie jestem wyjątkiem. Z niecierpliwością wyczekuję momentu, kiedy do plecaka znów będę mogła spakować planszówki, na nogi włożyć górskie buty i z uśmiecham na ustach przekroczyć próg chaty Duszpasterstwa "Dach" w Białym Dunajcu. Ten moment niestety dopiero za rok…