publikacja 05.12.2015 20:00
Mszy św. we franciszkańskim kościele pw. św. Karola Boromeusza przewodniczył bp Andrzej Siemieniewski.
Wśród darów ołtarza była czerwona, symbolizująca męczeństwo świeca z wizerunkiem błogosławionych franciszkanów Karol Białkowski /Foto Gość
Homilię biskup pomocniczy wrocławski rozpoczął od nawiązania do wczesnochrześcijańskiego apokryfu "Didache". Zwrócił uwagę, że pismo rozpoczyna się słowami o dwóch drogach - życia i śmierci.
Zaznaczył, iż nowi błogosławieni - o. Zbigniew i o. Michał stali się promiennym znakiem, pokazującym, że to Chrystus jest drogą wiodącą do życia wiecznego.
Zebranych w kościele pw. św. Karola Boromeusza przekonywał, że uroczystość, która odbyła się w Chimbote wcale nie mają wspominać męczeńskiej i bohaterskiej śmierci, która kończy wszystko.
- Kiedy procesja liturgiczna wkraczała na stadion, gdzie miała się rozpocząć Msza św., rozbrzmiała pieśń radości. "Que alegria" (cóż za radość - przyp. red). Czy można, wspominając śmierć dwóch młodych ludzi, wykrzykiwać pieśń radości? Pewnie tak. Gdyż nie jest to śmierć jak wiele innych, jest to śmierć męczeńska, a męczennik od czasów starochrześcijańskich był uprzywilejowanym świadkiem przyjścia i paschy, a więc przejścia z tego świata do świata innego - mówił.
Tłumaczył, że ten świat to niebieskie Jeruzalem, w którym panuje "radość Pana". Zaznaczył, że z tego wynika również nasza radość. Nowi błogosławieni są już bowiem u celu.
- Stali się promiennym znakiem, przypominającym nam wszystkim, że istniej droga życia, którą można iść, że istnieje pewien szlak chrześcijański wyznaczony przez Chrystusa, który kończy się radością - wyjaśniał.
Bp Siemieniewski zwrócił także uwagę, że śmierć peruwiańskich męczenników stała się też widocznym znakiem konkurencji między drogą życia i drogą śmierci. Wspominał, że w latach 80. i 90. XX w. w Peru proponowano inną drogę, niż ta promowana przez franciszkanów.
- Pod kłamliwym mianem nazywało się to "Świetlisty Szlak". Taki określnik przybrała komunistyczna partia Peru. Dążenie, aby zamieniać cały kraj w ateistyczną, komunistyczną dyktaturę. I starły się te dwa dążenia, ta walka o serce i duszę peruwiańskiego ludu - dodał.
Przypomniał, że życie straciło ok. 30 tys. mieszkańców kraju.
- Z jednej strony pistolety maszynowe, rewolwery, dziesiątki tysięcy ofiar - śmierć, a z drugiej franciszkański habit, różaniec, Msza św., chrzest, kazanie, pomoc ubogim, troska o dzieci i młodzież, gdyż bojowanie nasze nie odbywa się orężem tego świata, ale mieczem ducha i Słowa Bożego. Takimi wojownikami drogi światła, drogi Chrystusa, drogi życia okazali się o. Zbigniew i o. Michał - kontynuował bp Siemieniewski .
Hierarcha przyznał, że okazali się zwycięzcami, choć początkowo wcale na nich nie wyglądali, gdy przeszyci kulami umarli w Pariacoto. Jednak ich śmierć jak ziarno, które trafiło na żyzną glebę wydało plon obfity.
Bp Siemieniewski tłumaczył jakie były okoliczności czasów duszpasterzowania w Peru polskich misjonarzy. Zaznaczył, że było wiele zagrożeń, ale również możliwości ucieczki.
Dziś wyniesieni na ołtarze franciszkanie i ks. Alessandro Dordi, który zginął kilka dni później z tych samych pobudek, nie skorzystali z okazji, bo chcieli pozostać do końca z tymi, do których zostali posłani.
- Są nadziei promiennym znakiem, bo można swoje życie stracić i można je odzyskać. Oni odzyskali swoje życie w Królestwie Niebieskim. Świadectwem tego jest wiara Kościoła - tłumaczył hierarcha.
Posłuchaj całej homilii bp. Andrzeja Siemieniewskiego:
W 1986 r. obaj franciszkańscy błogosławieni przyjęli z rąk kard. Henryka Gulbinowicza w kościele pw. św. Karola Boromeusza świecenia: o. Zbigniew - prezbiteratu, o . Michał - diakonatu Karol Białkowski /Foto Gość