Europa przeżywa duchową zadyszkę

Maciej Rajfur

publikacja 07.07.2016 09:29

Dokąd podąża Europa i Unia Europejska? Przechodzimy kryzys, ale co to znaczy? Czy da się to jakoś naprawić, a może czeka nas tzw. nowe otwarcie? Na te pytania odpowiadali znakomici prelegenci w debacie „Quo Vadis, Europo?”.

Europa przeżywa duchową zadyszkę Prelegenci debaty "Quo Vadis Europo?" Maciej Rajfur /Foto Gość

Zaproszeni goście zebrali się w auli Gimnazjum Salezjańskiego w ramach klubu „Spotkanie i dialog”, który istnieje już od 39 lat. Pierwszy diagnozę stanu kryzysowego w Europie przedstawił Janisław Muszyński, pierwszy wojewoda wrocławski.

- Wspólne dobro - warto od tego zacząć. W skutek działań struktur skoncentrowanych na doraźnych celach służących utrzymaniu władzy mamy pewien kłopot. Z dyskursu zniknęło bowiem ważne hasło: wspólne dobro. W Europie tego się w zasadzie nie słyszy - konstatował prelegent.

Muszyński przytoczył słowa św. Jana Pawła II ze swojej ostatniej książki „Pamięć i tożsamość”: „W naszych czasach zło ogromnie narosło, posługując się przewrotnymi systemami, które na szeroką skalę stosowały przemoc i ucisk. […] Zło XXI wieku nie było złem w jakimś małym, „sklepikowym” wydaniu. To było zło na wielką skalę, zło, które przyoblekło się w kształt państwowy, aby dokonywać zgubnego dzieła, zło, które przybrało kształt systemu.”

Prezes Dolnośląskiej Fundacji Rozwoju Regionalnego zwrócił uwagę, że dzisiaj w Europie mówienie prawdy w wielu wypadkach jest traktowane jako mowa nienawiści. Konsekwencje społeczne takiego podejścia są bardzo poważne. Na naszych oczach legalizuje się zło.

- Europa jeżeli chodzi o elity nie ma odwagi zmierzyć się z rzeczywistością. Jeżeli ktoś nie potrafi obiektywnie spojrzeć na rzeczywistość, nie ma szans by zbudować długoterminową strategię działania. Niestety, zniknęła mądrość z horyzontów politycznych. Jest to rzadki atrybut ludzi i wspólnot. Bez mądrości trudno zrozumieć rzeczywistość. A mądrość przegrywa dziś z poprawnością polityczną - mówił J. Muszyński.

Jego zdaniem dzisiaj mamy do czynienia z kulturą pobłażania dla zła. Wszyscy przyznają racje, ale robią zupełnie przeciwnie, wybierając złe rozwiązania. 

- Intelektualna i moralna słabość elit wobec ogromu dziejowych wyzwań decyduje o braku rozwoju w Europie. Zasady, które teraz panują, prowadzą nas do katastrofy. Europa stanie się peryferią kulturową, gospodarczą i polityczną - diagnozował wojewoda.

Na końcu stwierdził, że nic w historii w sprawach społecznych i cywilizacyjnych nie jest przesądzone, więc warto walczyć o lepsze jutro.

Z innej strony spojrzał na Europę o. bp Jacek Kiciński, który analizował kondycję Starego Kontynentu z perspektywy przestrzeni duchowej.

- Dziś wiemy doskonale, że słowo kryzys jest odmieniane przez wszystkie przypadki. Trzeba sobie postawić pytanie, czy chodzi o sytuację kryzysowe? „Kryzys” stało się słowem zastępczym, pod którym kryje się pewnego rodzaju niechęć do pracy nad sobą - rozpoczął swoją diagnozę o. bp Jacek.

Zwrócił słusznie uwagę, że kryzys pozwala wyjść z sytuacji o wiele mądrzejszym, tylko trzeba stawić mu czoła. Jak w rodzinie, czy w domu. To po prostu okazja by wzmocnić wzajemne więzi. Pogłębić je. I czy Europa chce iść w tę stronę?

Ojciec biskup przytoczył także słowa św. Jana Pawła II z posynodalnej adhortacji apostolskiej Ecclesia in Europa z 2003 r.

- Już wtedy papież Polak świetnie diagnozował Europę mówiąc, że znajduje się w zadyszce duchowej. Dziś możemy powiedzieć, że owa zadyszka się pogłębiła. Nie da się zbudować trwałych więzi bez odniesienia do źródeł, bez tożsamości, bez powrotu do chrześcijańskich korzeni Europy - oświadczył biskup-klaretyn.

Zadał kilka pomocniczych pytań: Co jest źródłem jedności? Jak wygląda obecny stan? I jaki jest cel?

- Człowiek nie zbuduje czegoś trwałego tu na ziemi bez odniesienia do Boga. Stworzony na obraz i podobieństwo Boże jest stworzony do relacji: po pierwsze z Bogiem, po drugie z bliźnim, po trzecie ze światem. A ilekroć odrywał się od źródła lub stawiał siebie w miejsce Boga, ponosił porażkę, doświadczał głębokiego rozczarowania - wyjaśniał o. bp Kiciński.

Jego zdaniem „mieć” zaczyna górować nad „być”, a społeczeństwo europejskie pogrąża się w hedonistycznej kulturze. Kult przyjemność odrywa wzrok człowieka od Boga. Na początku ludzie czują pozory szczęścia, potem nadchodzi moment refleksji, a po niej głębokie rozczarowanie i sfrustrowanie.

- Prym dziś wiodą fałszywe zasady moralne. Człowiek stawia siebie w miejsce Boga. A zło zawsze posługuje się płaszczem dobra. Pomijamy wartości chrześcijańskie, chcąc osiągnąć cele - wymieniał duchowny.

Skoro nie potrafimy tworzyć trwałych więzów w rodzinie, to jak uda nam się tworzyć je na poziomie kraju czy Europy?

- Współcześnie kpi się z pobożności i religijności. Po prostu nie wypada być pobożnym i religijnym. Przyznanie się do swojej wiary uchodzi za coś bardzo wstydliwego. Do tego dochodzi skandalizacja życia publicznego, która ma swoje ujście w podważaniu autorytetów zwłaszcza w dziedzinie życia religijnego i moralnego - tłumaczy o. bp Jacek.

A społeczeństwo pozbawione autorytetów zmierza donikąd. Nie ma trwałych odniesień i wpada w zagubienie. Jeśli obierze perspektywę wieczności, czyli spotkania z Bogiem - wówczas traktuje życie na ziemi jako pielgrzymkę, drogę wiodącą do celu ostatecznego. Jeżeli jednak nie widzimy wspólnego celu ostatecznego to zatrzymujemy się na celach pośrednich, które często nie służą dobru wspólnemu.

- Trzeba nam więc na pierwszym miejscu odbudować relacje człowiek-Bóg, potem człowiek-człowiek i na końcu człowiek-świat. Powróćmy do źródeł - podsumował biskup pomocniczy archidiecezji wrocławskiej.

Prof. Jan Waszkiewicz stwierdził, że świat znalazł się w punkcie zwrotnym. Zmieniają się układy w skali globalnej i to powoduje tektoniczne ruchy w rzeczywistości gospodarczej. Zmienia się  na naszych oczach układ mocarstw światowych, który za niewiele lat będzie wyglądał inaczej niż w tej chwili. A gdzie jest w tym wszystkim Europa?

- Przeżywa sytuację krytyczną. Ma swoją przeszłość historyczną, której się zaparła. Upadek Unii Europejskiej to może być katastrofa lub nowe otwarcie czegoś istotnie różnego - rozpoczął Waszkiewicz.

Wspomniał że początki zjednoczonej Europy były wizją chrześcijańskich polityków. Potem cała ta konstrukcja wpadła w ręce generacji baby boomers, powojennego wyżu demograficznego.

- Kto rządzi Europą? Merkel, Juncker, Hollande - wszyscy urodzili się w 1954 roku. Pokolenie ludzi, którzy powinni myśleć o emeryturze, może jeszcze zachwaszczać scenę polityczną przez najbliższe 20 lat. A gdzie miejsce dla kolejnych generacji? - pytał Jan Waszkiewicz

Obecną Unię Europejską postrzega jako konstrukcję lewicową o rodowodzie marksistowskim, odcinająca się od korzeni europejskich, zaś czerpiącą siłę z utopii o przyszłym kształcie Europy. Ta wizja jednak nie ma szans być zrealizowana.

- Nadprodukcja pieniądza jest tak ogromna, że za pieniądze które nominalnie istnieją na świecie, można kupić siedmiokrotność wartości rzeczy całego świata. Ta chmura musi się kiedyś urwać. Wymiana generacyjna nas dopiero czeka, lecz nie bardzo wiadomo, w jakim kierunku pójdą te zmiany, bo nowa generacja nie miała okazji się wypowiedzieć. Nowe otwarcie - dobrze, tylko jakie? - zastanawiał się profesor.

Kolejny prelegent, prof. Tadeusz Marczak swoją diagnozę rozpoczął od definicji Europy. Poinformował, że jeszcze na początku XX wieku stosowano wymiennie terminy „Europa” i „chrześcijaństwo”. Europa była synonimem cywilizacji zachodniej, łacińskiej, która wykształciła dwa fenomeny: naród oraz własność prywatną.

- Paweł Włodkowic w XV w. trafnie pisał, że na początku wszystko było wspólne, a za radą pierwszych ojców Kościoła postanowiono, żeby "jedni jedne rzeczy posiadali, a drudzy drugie" - dlaczego? Włodkowic uzasadniał: "albowiem rzeczy wspólne są zaniedbywane, a wspólnota rodzi nienawiść" - cytował polskiego kapłana prof. Marczak.

I zapytał: Czy w chwili obecnej, mamy do czynienia z respektowaniem zasady własności prywatnej? Czy nie było tak, że na gruncie transformacji ustrojowej z lwiej części my, Polacy zostaliśmy powtórnie wywłaszczeni? W czyje ręce przeszły zakłady przemysłowe i inne firmy?

- Grecja traci koleje. Wcześniej straciła za długi lotniska i port w Pireusie. Przechodzą one w ręce Niemców. A ile ziemi w Polsce w chwili obecnej jest w naszych rękach?  Widzimy, jak bogate narody w sposób pozbawiony jakiegokolwiek taktu wykupują własności tych słabszych. Unia rozpadnie się przy akompaniamencie silnych antagonizmów narodowościowych - przewidywał T. Marczak.

Natomiast europoseł Kazimierz Michał Ujazdowski kryzys dotyczący Starego Kontynentu postrzega jako odejście od dziedzictwa chrześcijańskiego koszem ideologii ‘68, społeczeństwa bez mamy i taty, które odwraca się od tradycyjnych wzorców i wstydzi się własnej kultury, będąc słabym wobec innych kultur.

- Jak na to reagować? Musimy wyzbyć się poczucia wyższości. We Francji blisko milion osób protestowało przeciwko legalizacji związków partnerskich, w wielu krajach ma miejsce przebudzenie chrześcijańskie nierejestrowane przez opiniotwórcze media - wymieniał polityk.

Polskę postrzega jako promotora dziedzictwa chrześcijańskiego, a jest to rola niezamykająca się w deklaracjach, ale podejmująca bardzo konkretne inicjatywy.

- Musimy walczyć o wolność religijną i prawa rodziny. Głos polskiej dyplomacji powinien brzmieć silniej w temacie prześladowanych chrześcijan. Zwiększajmy pomoc humanitarną dla nich - apelował K. M. Ujazdowski.

Jego zdaniem stanowisko Polski w sprawie cywilizacji życia, prawa rodziny, prawa do życia nienarodzonych powinno być w tych sprawach silniejsze. W ten sposób wypełnimy testament Jana Pawła II z książki „Pamięć i Tożsamość”.

- Trzeba podejmować te działania w poczuciu optymizmu, nie z pozycji oblężonej twierdzy, ale z przekonaniem, że nasz głos może wybrzmieć i kształtować europejską rzeczywistość - zakończył poseł do Parlamentu Europejskiego.