Smog - problem religijny?

ks. Rafał Kowalski

Spacerując wzdłuż ruchliwej drogi możemy dostrzec na poboczu wyrzucane przez podróżujących śmieci: torebki po fast foodach, butelki po napojach, pudełka po papierosach. Czy ludzie, którzy podejmują decyzję o pozbyciu się niepotrzebnych przedmiotów przez szybę swojego pojazdu nie wiedzą co robią?

Smog - problem religijny?

Otóż… nie wiedzą. Kiedy bowiem jedzie się z prędkością 90 km/h, człowiek nie jest w stanie zauważyć tego, co dzieje się z wyrzuconą przez niego butelką czy pudełkiem. Zanim spadną na ziemię kierowca już jest kilkadziesiąt metrów dalej, wpatrzony w przednią szybę auta. Przywołuję ten obraz, gdyż odnoszę wrażenie, że nasze życie przypomina po trosze szybką jazdę samochodem. Skupieni na tym, co przed nami nie mamy czasu by się zatrzymywać i obserwować efekty naszych wyborów i decyzji.

Przekonują mnie o tym dane, dotyczące przyczyn powstawania smogu nad Wrocławiem. Lokalne media przedstawiły ostatnio raport, dotyczący tego, czym Dolnoślązacy (a myślę, że to nie jest jedynie problem tego regionu Polski) palą w piecach. Plastik, styropian, nasączone chemikaliami: płyty meblowe, ramy okienne czy podkłady kolejowe - tylko w 2015 r. ujawniono prawie 300 wykroczeń. Czy ci ludzie nie wiedzą co robią?

Mam wrażenie, że nie wiedzą, a przynajmniej brak im świadomości, że - jak pisze papież Franciszek w encyklice "Laudato Si" - wszystko jest ze sobą połączone. Wszystko i wszyscy. Każdy z nas jest częścią większej całości. Jedna, pozornie drobna decyzja i jeden - wydawać by się mogło - niewiele znaczący czyn, pociąga za sobą konkretne konsekwencje, często niespodziewane zmiany. Bywa, że uruchamia całe procesy. A ponieważ jako rodzina ludzka zamieszkujemy jeden wspólny dom, czy tego chcemy, czy nie - konsekwencje naszych wyborów bardzo szybko do nas powrócą. Nie będzie żadnej przesady w tym, kiedy powiemy, że odczujemy je na własnej skórze.

Przywołując papieskie nauczanie nie można mieć wątpliwości, że smog w naszych miastach nie bierze się ze złych przepisów czy braku odpowiedniej technologii. Walka z nim nie polega jedynie na zaostrzaniu kar za naruszanie ustaw i rozporządzeń. Trzeba sięgnąć głębiej. Ojciec Święty Franciszek powie: "do serca człowieka", bo nie wolno izolować poszczególnych problemów ekologicznych czy sprowadzać kultury ekologicznej jedynie do technicznych działań, podejmowanych w związku z konkretnymi problemami. Zdaniem papieża "kultura ekologiczna powinna być innym spojrzeniem, myślą, polityką, programem edukacyjnym, stylem życia i duchowości". Potrzeba zatem ogromnej pracy nad zmianą myślenia każdego - od najmłodszych do najstarszych. Za nią dopiero może iść zmiana postępowania.

Kierunek zmiany, postulowany przez papieża wyznacza przejście człowieka od postawy konsumenckiej ku gotowości do poświęcenia się dla innych, od chciwości do wielkoduszności, od marnotrawstwa do zdolności dzielenia się oraz do ascezy oznaczającej dawanie siebie innym. Chodzi o to, żeby ludzie bardziej pytali się, czego potrzebuje Boży świat, niż o to, czego potrzebują oni sami. Jest to możliwe kiedy spojrzymy na ziemię jak na nasz wspólny dom, który kochamy i za który czujemy się odpowiedzialni. Obraz domu jest tutaj adekwatny o tyle, że nie postrzegamy go jedynie w kategoriach murów i ścian, ale przede wszystkim osób, z którymi jesteśmy złączeni różnymi więzami. Tak samo - mówi papież - nasza planeta to coś więcej niż materia. W takiej optyce prosty akt rozpalenia w piecu jest aktem moralnym, którego realizacja powinna zawsze wiązać się z działaniem dobrze uformowanego sumienia i odpowiedzialnością za świat wokół nas.

Można zatem powiedzieć, że największe wyzwanie w walce ze smogiem nie jest wyzwaniem naukowym czy technologicznym ale raczej problemem ludzkich serc i umysłów. Owszem Franciszek w "Laudato Si" mówi o problemach ekologicznych, prawnych, politycznych, naukowych, jednak podstawa kryzysu - jego zdaniem - leży w naszych relacjach z Bogiem. Jeśli człowiek szanuje i kocha Boga będzie szanował i kochał Jego stworzenie. Innymi słowy - jak traktujemy Boży dar (a takim jest świat darmo nam dany) pokazuje jak traktujemy Boga. "Nie ma bowiem dwóch odrębnych kryzysów, jeden środowiskowy, a drugi społeczny, ale istnieje jeden złożony kryzys społeczno - ekologiczny, który swoje źródło ma w logice »użyj i wyrzuć«" - podkreśla papież.

Ta logika ogłasza człowieka absolutnym władcą wszystkiego co istnieje i pozwala mu przyjąć jako naczelną zasadę postępowania zaspokojenie jedynie własnych potrzeb, bez oglądania się na jakiekolwiek normy. Człowiek stawiający samego siebie w miejscu Boga i decydujący o tym, co jest dobre a co złe otwiera sobie drogę zarówno do ograbiania środowiska, jak i innych ludzi.

W tym kontekście zasadne wydaje się zredefiniowanie tego, co określamy mianem "sukcesu". Nie można buntować się kiedy papież mówi, że sukces to nie posiadanie jak największej ilości dóbr, nie gromadzenie przyjemności i nie dążenie do tego, by stać w hierarchii ponad innymi. Sukces to umiejętność dokonywania takich wyborów, które poprawiają jakość życia. Tego trzeba uczyć od najmłodszych lat. Wówczas ludzie nie będą mieli problemów ze zrozumieniem, że sukcesem będzie przyjęcie takiej strategii funkcjonowania, w której np. oszczędzamy energię czy mniej kupujemy.

Franciszek w encyklice zachęca wprost do korzystania z komunikacji zbiorowej czy cieplejszego ubranie się zamiast odkręcania kaloryferów. Może kogoś dziwić, że w tak poważnym dokumencie papież daje tak konkretne wskazówki, ale w ten sposób uświadamia wszystkim, że nie da się osiągnąć wielkich celów bez małych kroków.

Jest to kierunek na wskroś biblijny. W scenie nakarmienia przez Jezusa 5 tys. mężczyzn pięcioma chlebami i dwoma rybami rzadko zwracamy uwagę na to, co czuł chłopiec którego poproszono, by oddał swoje jedzenie ze względu na tłum. Jedna z myśli, która mogła pojawić się w jego głowie to: "Cóż to jest - pięć chlebów dla tysięcy ludzi". To samo możemy myśleć kiedy podejmiemy decyzję o proekologicznych działaniach. Cóż zmieni w świecie to, że ja zmienię styl swojego życia, skoro tłumy innych będą nadal wrzucać do pieca plastik? Co zmieni decyzja pojedynczego człowieka?

Wydaje się, że niewiele, jednak wyobraźmy sobie, że przynajmniej połowa katolików w naszym kraju od dziś postanowiła w swoich wyborach kierować się wskazaniami papieża Franciszka? Ktoś ma odwagę powiedzieć, że nic się nie zmieni?