Mówił o sobie „maestro di miotła”, a jego kazania stały się częścią legendy Wrocławia. Co pozostawił za sobą ten artysta słowa?
W kaplicy zimowej w kościele NMP na Piasku.
Archiwum Marii Lubienieckiej
Proboszcz parafii pw. NMP na Piasku, słynny kaznodzieja, wykładowca homiletyki, spowiednik. Ukształtował duchowo – a nawet językowo – rzesze ludzi. Prof. Jan Miodek, językoznawca, wspominał nieraz, że ks. Julianowi zawdzięcza wszystko w swojej zawodowej pracy wykładowcy; to on przekazał mu podstawową zasadę: „Jeśli chcesz, by twoi odbiorcy płonęli, musisz sam płonąć”.
Kompozytor na ambonie
– To był kapłan, który dbał o kunszt słowa w sposób trudny do wyrażenia – mówi Maria Lubieniecka, dbająca o spuściznę ks. J. Michalca. Przypomina, że definiował kaznodziejstwo jako „mowę o Bogu i w łączności z Bogiem”; twierdził, że „od kazania słuchacze oczekują nie tylko światła, ale i ciepła”. Uważał, że wybranym tematem kazania trzeba się zajmować tak długo, aż stanie się dla mówiącego „osobistą, wewnętrzną własnością” – co wcale nie narusza obiektywnej prawdy, ale zapewnia jej oryginalne zaprezentowanie. „Jeśli nie masz prawdy swojej, nie masz jej wcale” – twierdził.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.