Wezwana po imieniu. Ze św. Marią Magdaleną na Czesławowym Wieczorze

Agata Combik Agata Combik

|

GOSC.PL

publikacja 22.07.2021 12:11

- Bóg ciągle mówi z czułością do nas, wzywa po imieniu - mówiła s. Eliza Myk, dzieląc się swoim świadectwem u wrocławskich dominikanów, tuż przed koncertem dedykowanym św. Marii Magdalenie. Jezus dotknął serca dominikanki, gdy… została po imieniu wezwana do tablicy.

Wezwana po imieniu. Ze św. Marią Magdaleną na Czesławowym Wieczorze S. Eliza Myk OP. Agata Combik /Foto Gość

- To był 14 września 1988 r. - wspomina. - Miałam wtedy 14 lat, byłam taką przeciętną nastolatką. Pochodzę ze Szczecina, gdzie do kościoła zbyt sumiennie się nie chodziło. Na religię uczęszczaliśmy, bo wysyłali nas rodzice. Z Panem Bogiem osobistego kontaktu nie miałam - przyznaje dominikanka.

Jej głównym zajęciem, jak mówi, było chodzenie po sklepach i kupowanie fajnych ciuchów, by wyglądać oszałamiająco, być najlepiej ubraną w klasie, a także… rozkochiwanie się w różnego rodzaju idolach. Najbardziej ukochanym przez Małgorzatę (chrzcielne imię s. Elizy) był lider rockowego zespołu Europe (Joey Tempest).

- Miałam marzenie, by zostać jego żoną. Wyobrażałam sobie, że gdy Europe przyjedzie do Polski na koncert, postaram się znaleźć najbliżej sceny i tak mocno krzyczeć i wystawiać swoją buzię, by mój ukochany spojrzał na mnie, zawołał na scenę i powiedział: "Jesteś taka piękna, że się w tobie zakochałem. Zostań moją żoną" - opowiada siostra.

Jak mówi, Pan Bóg… potraktował poważnie marzenia nastolatki. Nie zignorował ich.

Owego 14 września 1988 r. przyszła wraz z kolegami i koleżankami na katechezę, którą po raz pierwszy prowadził ksiądz przygotowujący młodzież do bierzmowania. Tłumaczy, że jako dziewczyna z miasta, z dużej szkoły, miała zawsze poczucie, że jest anonimowa dla przechodniów, dla nauczycieli. Tymczasem ksiądz wyczytał listę obecności nowych dla siebie osób, których było ponad 30, i mniej więcej 10 minut później zwrócił się do dziewczyny: "Gosiu, chodź, podejdź do tablicy".

- Nigdy w życiu dotąd nikt tak się do mnie nie zwracał. Byłam nazywana Małgorzatą albo Małgosią, przez koleżanki Gośką, Gochą - wspomina siostra. - Kiedy szłam do tablicy, po pierwsze – byłam zdziwiona, że ktoś mógł zapamiętać moje imię wśród ponad 30 osób. Po drugie, uświadomiłam sobie, że skoro ten facet w sutannie jest taki uważny na człowieka, ma w sobie tak dużo życzliwości, dobra i ciepła, to jaki musi być Pan Bóg? Zwróciłam się pierwszy raz z taką bardzo serdeczną modlitwą do Niego: "To jaki Ty musisz być, Boże, skoro ten Twój sługa taki jest!".

Zwyczajne pójście z ławki do tablicy było przełomowym przejściem w jej życiu.

- Będąc nastolatką bardzo próżną, nie mającą wiele wspólnego z Kościołem, z Panem Bogiem, podczas tej drogi do tablicy pomyślałam sobie: "Też tak chcę, chcę należeć do takiego Boga: czułego, uważnego na każdego człowieka. Chcę być taka dla ludzi: uważna, czuła, serdeczna, żeby ci ludzie, gdy ze mną rozmawiają, mogli poczuć dobroć, czułość Boga"  mówi.

- Nagle nastolatka ubrana jak metalówa, rockowa dziewczyna, pomyślała o habicie. Był to dla mnie taki kosmos… - wspomina. Dostrzegła, że Pan Bóg w pewien sposób podjął jej pragnienia: scena z marzeń stała się salką katechetyczną, zaproszenie na scenę - wezwaniem do tablicy. - To było wezwanie po imieniu, które miało moc przewrócić moje życie tak bardzo, że pewnego dnia przestało mieć dla mnie znaczenie w czym chodzę, jak się ubieram, jakie kolczyki założę. Zaczęłam się bardziej interesować, jak złapać bliższy kontakt z Bogiem - dodaje.

Siostra wspomina, że sporo ludzi po lekturze książki-wywiadu "Czuły Kościół odważnych kobiet" pisze do zakonnic wzruszające świadectwa. Są wśród nich nawet osoby, które pod wpływem tej publikacji zrezygnowały z planowanej apostazji, zdecydowały się pozostać w Kościele. Broniszewice stały się jakby nieformalnym duszpasterstwem osób z peryferii Kościoła, które mają czasem trudność, by się w nim odnaleźć.

Wezwana po imieniu. Ze św. Marią Magdaleną na Czesławowym Wieczorze   Muzyczna opowieść o Marii Magdalenie. Agata Combik /Foto Gość

*

Świadectwo s. Elizy było wstępem do modlitewnego koncertu, misterium sakralno-jazzowego "Noli me tangere", opowieści Marii Magdaleny.

- Pierwsza spotkała zmartwychwstałego Chrystusa, to ona zewangelizowała apostołów, jest znana jako Apostołka Apostołów, a dla nas, dominikanów, którzy chcemy głosić Chrystusa wszystkim wszędzie na wszystkie sposoby jako kaznodzieje, jest ta święta szczególną przyjaciółką, patronką - mówił o. Łukasz Miśko OP, przeor wrocławskiej wspólnoty dominikanów na początku muzycznego wydarzenia, które połączyło w pewien sposób obchody ku czci bł. Czesława ze świętem św. Marii Magdaleny.

Jest to dzieło mające kilkoro twórców. Skomponowali poszczególne części: Maciej Adamczak, o. Tomasz Samulnik OP, Urszula Rogala, Paweł Bębenek, Olga Trzebicka i Urszula Rogala. Wykonawcy: Maciej Adamczak - kontrabas, pomysłodawca i spiritus movens projektu, Piotr Baron - saksofon, Joanna Gryga - lektor, osoby tworzące ensemble wokalne - Natalia Koza, Aleksandra Szymańska, Agata Ranz, Piotr Gałek, Paweł Frasz. Koordynator projektu: Jakub Tarka.