Meta poza horyzontem

Agata Combik

|

Gość Wrocławski 13/2024

publikacja 28.03.2024 00:00

Ten bieg zaczął się przy grobie, ale kierował wzrok dużo dalej. – Chcę uczcić pamięć syna i dać świadectwo, że życie się nie kończy, ale trwa nadal – mówił przed rozpoczęciem niezwykłej pielgrzymki Tomasz Łąk.

Na początku drogi. Na początku drogi.
Agata Combik /Foto Gość

Od lat przy każdej okazji pokonuje kolejne kilometry dróg. Gdy jego syn Szymon rozpoczął walkę z nowotworem, Tomek organizował biegi charytatywne na rzecz pacjentów kliniki Przylądek Nadziei, a także sztafetowe pielgrzymki biegowe na Jasną Górę. Szymek towarzyszył tym inicjatywom i dopingował tatę w kolejnych wyzwaniach. Niestety, pod koniec stycznia tego roku odszedł w wieku 15 lat.

Pytania milkną

Jego ojciec, choć pełen bólu, nie zamierza trwać bezczynnie w smutku. – Myślę, że mój syn chciałby, żebym dalej żył na pełnej petardzie – uważa. – Sam, na ile mógł, żył bardzo aktywnie. Nawet kiedy był już bardzo chory, planował wspólną wyprawę na narty. Mam nadzieję, że tam, „u góry”, spełnią się jego marzenia.

Tomasz postanowił odbyć biegową pielgrzymkę – tym razem spod grobu swojego dziecka. Dołączył do niego ks. Krystian Strycharski, inicjator między innymi Trailowych Biegów Duchowych.

Wyruszyli 18 marca. Wyprawę rozpoczęli – wraz z kilkorgiem bliskich osób – adoracją Najświętszego Sakramentu i Mszą św. w kościele pw. św. Jacka we Wrocławiu. Modlili się za dzieci z Przylądka Nadziei, ich rodziny, a także personel kliniki (pielgrzymce towarzyszyła też internetowa zbiórka na rzecz szpitala). Przy grobie Szymona na pobliskim cmentarzu parafialnym odmówili Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Stamtąd wybiegli na ponad 180-kilometrową trasę.

Pokonali ją w ok. 22 godziny – na zmianę jadąc rowerem i biegnąc, dzień i noc, pokonując chłód i zmęczenie. Po drodze znaleźli czas na wspólną modlitwę – m.in. Drogę Krzyżową, Różaniec.

– Twoja obecność staje się odpowiedzią na pytania. One zaczynają milknąć. Przyjmujemy Ciebie jako drogę, prawdę i życie – modlił się się w czasie adoracji we Wrocławiu ks. Krystian.

Łap się Jego słowa

Kapłan wyjaśnia, że pielgrzymka ma wiele wymiarów. – Zrodziła się w naszych sercach myśl, żeby oddać Szymona Maryi, złożyć go u Jej stóp na Jasnej Górze. Ale to my tej drogi potrzebujemy – my, którzy zostaliśmy na ziemi. Widocznie mamy tu jeszcze coś do zrobienia. Startujemy z cmentarza… Ta konfrontacja z grobem jest potrzebna. Nie da się od niej uciec. Grób przeprowadza nas do życia. Nie ma zmartwychwstania bez grobu, ale na nim się ta historia nie kończy.

Sam ks. Krystian zorganizował wiele biegów – na przykład za ojczyznę, wzdłuż granic Polski. – Towarzyszyły nam różne intencje, zależne od tego, co działo się w kraju, ale też co mówił Duch do Kościoła – dodaje. Obecnie przebywa na placówce w Wielkiej Brytanii, ale tam również zamierza podjąć biegowe inicjatywy.

Jak mówi, bieg może ułatwić spotkanie z Bogiem. – Nie lubię biegać z muzyką. Wolę ciszę, przyrodę, a w tym wszystkim rozważanie – czy to tajemnic Różańca czy Drogi Krzyżowej, kontemplację słowa Ewangelii z danego dnia. Trud i zmęczenie, wbrew pozorom, mogą pomóc – wtedy człowiek chce łapać się Jezusa, Jego słowa, które daje życie. Swoje znaczenie mają miejsca, w których jestem, ludzie, których mijam, modlitwa za nich, intencje, które rodzą się w drodze – tłumaczy.

Uważa, że „po tamtej stronie” bieganie nie będzie już tak ważne. Fascynacja Bogiem, Jego miłością, pochłonie wszystko. Człowiek zyska ciało uwielbione, przemienione. Zachęca jednak do wdzięczności za to ciało, które mamy teraz, za radość sportu, a także za… trud. – W naszym ciele, jak mówi św. Paweł, nosimy konanie Chrystusa, mamy udział w Jego ofierze – dodaje. – Tylko tak idzie się ku zmartwychwstaniu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.