Nie było ostatniego słowa

Gość Wrocławski 30/2012

publikacja 26.07.2012 00:00

Dwa razy słuchała „Mazurka Dąbrowskiego”, stojąc na najwyższym stopniu olimpijskiego podium. W swojej karierze podczas igrzysk zdobyła również brąz. Z multimedalistką, żoną i mamą, wykładowcą dwóch uczelni wyższych i radną miejską Wrocławia – Renatą Mauer-Różańską – rozmawia Karol Białkowski.

Karol Białkowski: Udział w igrzyskach to spełnienie marzeń?

Renata Mauer-Różańska: – Pewnie dla większości sportowców tak. Ja zawsze miałam marzenia, ale byłam też pełna nadziei, że zdołam dać z siebie wszystko. Gdybym miała świadomość, że jestem nieprzygotowana i bez większych szans na zwycięstwo, to chyba nie bardzo chciałabym startować. Przeżycia związane z porażkami i zwycięstwami są ogromne i bardzo skrajne. To wszystko było moim udziałem. Podczas pierwszego startu w Barcelonie w 1992 r. to, że nie weszłam do finału, było totalną porażką. Odbiło się to negatywnie nawet na moim zdrowiu. Dlatego nie życzę nikomu porażki na IO, bo wiem, z czym to się wiąże. Oczywiście idea olimpizmu mówi, że najważniejszy jest udział, piękna walka o zwycięstwo, a nie sama wygrana. Z drugiej strony wystarczy zwrócić uwagę na reakcję mediów, jeśli któremuś z naszych reprezentantów się nie powiedzie. Komentarze krzywdzą nie tylko zawodnika, ale również rodzinę, przyjaciół. To się odbija na psychice i ma swoje konsekwencje, które ciężko przezwyciężyć.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.