Nie habit czy sutanna, ale młode, otwarte serce oraz pragnienie dawania siebie innym coraz częściej decydują o podjęciu ewangelizacyjnego wyzwania na drugim krańcu świata.
Ania podczas Mszy św. posłania na misję otrzymała różaniec, widzialny znak jej posługi
Karol Białkowski
Nigdy nie miałam pragnienia wyjazdu na misje – podkreśla Anna Karwatka i zaznacza, że ostatecznie poddała się Bożej woli. W ostatnich dniach września obroniła pracę magisterską na polonistyce, a już kilka dni później wyjechała do Japonii. Jak to się stało, że odpowiedziała na głos powołania?
Byle nie na misję
Wszystko działo się niespodziewanie. – W ubiegłym roku spotkałam się z Magdą, koleżanką z duszpasterstwa akademickiego, która oznajmiła mi, że wyjeżdża na rok do Indii. Podziwiałam ją za tę decyzję – opowiada Ania. Dziewczyny cały czas miały ze sobą kontakt. Magda co dwa miesiące wysyłała wszystkim znajomym i dobrodziejom jej misji relację ze swojej pracy. Pewnego razu zachęciła Anię, by poszła na spotkanie z członkami wspólnoty Domy Serca, którzy we Wrocławiu chcieli opowiedzieć o swojej działalności.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.