Gala Złotego Pióra

Karol Białkowski

publikacja 05.12.2012 16:05

Wysoki poziom prac, cenne nagrody oraz przede wszystkim radość zwycięzców – tak w skrócie można opisać zmagania uczniów III klas gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych w walce o Laur Złotego Pióra.

Laureat, Patryk Halczak z Lubina, odbiera nagrody za swoją pracę Laureat, Patryk Halczak z Lubina, odbiera nagrody za swoją pracę
Karol Białkowski/GN

Uroczysta gala wręczenia nagród odbyła się już tradycyjnie w Sali Wielkiej Starego Ratusza. Spośród 172 prac jury konkursu wybrało 3 najlepsze. Wyróżnionych zostało w sumie aż 30 osób.

– Poziom prac jest od lat niezmiennie wysoki. Zawsze nas zaskakują pozytywnie – mówi przewodniczący jury, Janusz Kaczorowski. Uczniowie dolnośląskich szkół mieli do wyboru dwa tematy konkursowe. Pierwszy z nich: „Ruch najbardziej służy zdrowiu. Jestem zdania, że nieobojętną przyczyną pogorszenia się zdrowia w naszych czasach jest to, że ludzie nie ruszają się już tak bardzo jak kiedyś (św. Jan Bosko). Sport jako wyzwolenie z wirtualnej rzeczywistości” dotyka uzależnienia od komputera, gier i internetu.

Szczególną popularnością cieszył się jednak drugi temat. Mówi Elżbieta Warulik, członek jury konkursowego.

Polonistka zwraca uwagę na ogromne zróżnicowanie wśród nadesłanych prac.

Janusz Kaczorowski podkreśla jednak, że da się wyciągnąć z tych prac wspólny mianownik. – Jest nim przekonanie, że trzeba na nowo zdefiniować patriotyzm, że jest on zupełnie inny niż ten, z którym Polacy stykali się i wyrażali go dotąd. Trzeba szukać nowej jego formuły – mówi nauczyciel z Liceum Salezjańskiego.

Zwycięzcą konkursu „My Polacy, my Dolnoślązacy” o laur Złotego Pióra został Patryk Halczak, uczeń Liceum Ogólnokształcącego nr I im. Mikołaja Kopernika w Lubinie. – Patriotyzm jest aktualny również dziś – mówi.

Patryk przyznaje, że oprócz pisania interesuje się historią, zwłaszcza okresem II wojny światowej. To właśnie znajomość tej tematyki była motywem do zastanowienia się nad współczesnym patriotyzmem. Swoją przyszłość zwycięzca konkursu wiąże ze swoimi zainteresowaniami.

Tegoroczną galę zwieńczającą konkurs zaszczycili swoją obecnością m.in.: bp Stefan Cichy, ordynariusz legnicki, reprezentujący wojewodę dolnośląskiego: wicekurator oświaty, Danuta Leśniewska i doradca Henryk Koczan oraz wieloletni patroni imprezy: Bronisław Pałys, dyrektor Polskiego Stowarzyszenia Estradowego POLEST Estrada Dolnośląska i Marek Dras, prezes Radiotechnika Marketing Spółka z o. o. we Wrocławiu. Goście ufundowali również nagrody dla laureatów. Za zajęcie I miejsca Patryk Halczak otrzymał laptopa, pióro ufundowane przez prezydenta RP Bronisława Komorowskiego oraz album.

Organizatorem konkursu jest Prywatne Salezjańskie Liceum Ogólnokształcące we Wrocławiu i wrocławska redakcja Gościa Niedzielnego.

Galę zwieńczył koncert dr Moniki Gruszczyńskiej, sopranistki, solistki scen wrocławskich. Artystka wykonała pieśni patriotyczno-religijne.

Na kolejnych stronach publikujemy prace zwycięzców. Zapraszamy do lektury.

 

Miejsce III, Marlena Ślęzak, Zespół Szkół nr 23 we Wrocławiu - Technikum nr 12

 

Sport jako wyzwolenie z wirtualnej rzeczywistości.

„Ludzie nie ruszają się już tak bardzo jak kiedyś.” Owo stwierdzenie jest początkiem dyskusji, którą wielokrotnie rozpoczynałam ze swoimi przyjaciółmi. Uważam, że sport istotnie jest wyzwoleniem od wirtualnej rzeczywistości, ale by nakłonić innych, by skorzystali z tego wyzwolenia trzeba zastanowić się dlaczego go potrzebują. Czemu gry komputerowe i Internet z taką łatwością wciągają nas w swój świat? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie i wskazać drogę tym , którzy zatracili się w wirtualnym świecie.

Pierwszą rozmowę przeprowadzam z bratem. Jest to zadanie trudne, bo siedzi on przed komputerem, na monitorze błyskają jaskrawe promienie, od których łatwo można dostać epilepsji, głośne huki wydobywają się z głośników, klawiatura otrzymuje co parę sekund brutalne ciosy w postaci natarczywych kliknięć, myszka jest nerwowo szarpana na wszystkie strony, a mój brat wykrzykuje jakieś polecenia do mikrofonu. Polecenia są niewątpliwie skierowane do jego internetowych towarzyszy, a nie do mnie. Obserwuję go uważnie i zaczynam się zastanawiać dlaczego tak bardzo zależy mu na czymś, co istnieje tylko i wyłącznie dzięki zestawie misternie poskręcanych kabli. Spoglądam na monitor, który nadal razi masą kolorów i widzę awatara mojego brata występującego w jednej z jego gier. Nie orientuję się, czym lub kim jest, ale wystarczy mi niewolnicze oddanie maszynie widoczne w jego wzroku by wiedzieć, że postać nie ma znaczenia. Liczy się gra.

Wreszcie wszystko się kończy. Nagle kolory przestają atakować widza, klawiatura ma szansę odpoczynku, a myszka zdoła zebrać siły do kolejnej godzinnej szarpaniny. Brat ściąga słuchawki i przeciera oczy. Zerkam na zegarek, by sprawdzić jak dużo czasu minęło, odkąd zamarł w jednej pozycji i wlepił oczy w ekran. Godzina. Szybko korzystam z tego, że poświęca mi swój czas, chociaż wiem, że gra nie ucieknie i można ją w każdej chwili włączyć. Rozmowa zaczyna się spokojnie, brat odpowiada raczej flegmatycznie. To moje pierwsze spostrzeżenie. Jeszcze kilka minut temu był ożywiony. Zaledwie oderwał się od wirtualnego świata, a już wpadał w jakiś dziwny letarg. Pytam, co sądzi o braku ruchu wśród ludzi w dzisiejszych czasach. Zastanawia się chwilę, po czym szykuje się do odpowiedzi. I nagle, kiedy już mam usłyszeć odpowiedź, mój brat zamiera. Jakiś głos dochodzący z głośników paraliżuje go tylko na chwilę, po czym powoduje, że brat rzuca się w stronę klawiatury. Na ekranie, niczym pokaz fajerwerków, znów wybuchają kolorowe światła. Wiem, że straciłam z nim kontakt na kilka godzin. Nie rezygnuję jednak i przyglądam się temu, co robi. Wielokrotnie spotykałam się z takim zachowaniem. Mój brat nie jest jedyny. Moi koledzy, bliżsi przyjaciele, a nawet rodzina potrafią zniknąć na całe dnie w wirtualnym świecie. Co jest tego przyczyną? By dowiedzieć się więcej, postanawiam zrezygnować z rozmowy. Decyduję się na doświadczenie. Czekam kolejną godzinę aż oczy mojego brata całkowicie sprzeciwią się wpatrywaniu w kolorowe obrazki i siadam przed monitorem. Włączam jedną z gier brata, uprzednio sprawdziwszy pocztę, facebooka, portale plotkarskie, elektroniczny dziennik i inne mniej ważne rzeczy. Całkiem przypadkiem patrzę na zegarek. Minęło czterdzieści pięć minut. Jestem zszokowana. Przecież usiadłam ledwie kilka chwil temu! Jak to możliwe, że minęło tyle czasu? Przejrzałam raptem kilkaset stron, to nie powinno mi tyle zająć. Ale jednak zajęło. Jestem na dobrej drodze do zrozumienia idei wirtualnej rzeczywistości i (niestety) dołączenia do niej.

Pośpiesznie wyłączam przeglądarkę i  uruchamiam grę. Znów huk z głośników i oczobójcze iskierki. Na początku kontroluję to, co robię. Czas mija, a ja dopiero pod koniec zdaję sobie sprawę, że zachowuję się tak jak brat. Na blacie biurka leży puszka pepsi i jakieś orzeszki. Nie pamiętam, w którym momencie zniknęły i o której poszłam po następną porcję. Gra się skończyła, czuję się dziwnie. Oczy mnie bolą, a gdy je zamykam, nadal widzę sceny z gry. Jestem najedzona, nie czuję pragnienia, a wewnątrz mnie formuje się coś na kształt satysfakcji. Właśnie udało mi się zabić głównego przeciwnika w grze. Spore osiągnięcie. Ale przecież to wszystko wydarzyło się na monitorze komputera. Wystarczyły dwie godziny abym zatraciła się w tym świecie. Co czułam, wcielając się w swoją postać, uciekając przed przeciwnikami, skacząc z dużych wysokości, wpadając w pułapki i w ostatniej chwili z nich uciekając, wędrując po kosmosie, badając planetę po planecie, zapoznając się z ludźmi znajdującymi się na drugim końcu świata? Wszystko to przeżyłam, siedząc w domu przed komputerem. Musiałam tylko usiąść wygodnie i kilkoma skinieniami nadgarstka sprawić, że dołączyłam do tego świata. To zatrważająco łatwy sposób na zabicie czasu. Powstrzymuję się przed włączeniem kolejnego etapu gry. Wiem już, dlaczego tak łatwo jest dać się wciągnąć do sieci. Sport wydaje się czymś bardzo nieatrakcyjnym, a jego szanse na wydostanie graczy z ich wirtualnej pułapki są nikłe. Dlaczego? Ludzie są z natury leniwi. Dążenie do czegoś, na przykład zdobycia sportowych osiągnięć, wymaga nakładu pracy i czasu. Czasu, którego szkoda nam marnować na ćwiczenia, ruch. Wolimy usiąść przed monitorem i sprawić, że w danej grze stajemy się tym, czym chcemy lub do czego chcemy dążyć. Tam nas akceptują, tam nikt nas nie osądza, tam nie liczy się nasza osobowość. Jeśli coś pójdzie nie tak, można cofnąć się i wszystko zmienić. Tam czujemy się pewnie, bo nic nie ma prawa się zmienić. Ten świat jest wspaniały, ale zgubny. Życie w wirtualnej rzeczywistości jest czarną dziurą, której pozwalamy się pochłonąć. Zanikają nasze morale, zaciera się różnica między dobrem a złem. Zanikają wartości wpojone przez rodziców. Pozwalamy na to, bo najczęściej nie radzimy sobie z prawdziwymi problemami; takimi, których nie rozwiąże kilka kliknięć na klawiaturze. Myślę, że sport może być jednym, jeśli nie kluczowym, sposobem na wyrwanie się z tego impasu. Wysiłek pobudza nasz organizm, podczas gdy komputer sprawia, że tylko niektóre partie ciała „działają” kosztem innych (np. mięśnie brzucha). Im częściej będziemy wychodzić do ludzi, tym łatwiej będzie nam się oderwać od monitora i poradzić sobie z prawdziwym światem, naszym realnym życiem. Nie możemy zastępować sobie rodziny i przyjaciół wirtualną rzeczywistością, nawet jeśli jest to łatwiejsze.

Spędziłam przed monitorem dwie godziny i czuję, jak duży miało to na mnie wpływ. Jeżeli ludzie, zwłaszcza młodzież, nie zostaną wyzwoleni od zbyt dużego wpływu gier zaniknie ich niepowtarzalność. Sądzę, że aby do tego nie dopuścić uprawianie sportu jest dobrym początkiem. Dlatego wstając od komputera postanawiam namówić swojego brata na długi spacer z dala od wirtualnego życia. Tak na początek. Nim spróbuję wyzwalać innych, zacznę od swojej rodziny.

Laureatka III nagrody, Marlena Ślęzak   Laureatka III nagrody, Marlena Ślęzak
Karol Białkowski/GN

Miejsce II, Kamil Fortuna, Liceum Ogólnokształcące im. Księcia Bolka I w Jaworze

 

Zmierzch czy ewolucja uczuć patriotycznych?

Współcześnie za patriotyzm uważa się umiłowanie własnej ojczyzny i gotowość do poświęcenia dla niej, a także szacunek wobec kultury, tradycji i języka narodu, do którego mamy zaszczyt przynależeć. Pojęcie to zmieniało się jednak wraz z upływem czasu. Jednym z najdawniejszych przykładów patriotyzmu są twórczość i dokonania Tyrtajosa: poety i stratega. W VII wiek p. n. e. wybucha II wojna meseńska. Potężna Sparta prosi Ateny o pomoc w poskromieniu buntu niepokornych i walczących o niepodległość Messeńczyków. Ateny-jak na miasto bogini sprawiedliwej i słusznej wojny przystało-pomoc przysyłają. Tak oto w szeregi Spartan trafia mocarny poeta Tyrtajos, wiodąc ze sobą zastępy nieprzeliczonych słów otuchy, doprawionych nutką śpiewu. Jego głos powoduje, że powstałe w spartańskich sercach pęcherze strachu pękają niczym bańki mydlane (lub bębenki Messeńczyków, któż to wie), dzięki czemu Sparta zwycięża. Od imienia bohatera tej wojny utworzono nazwy poezja tyrtejska, czyli patriotyczna, wzywająca do walki, i postawa tyrtejska-gotowość do poświęcenia życia za ojczyznę.

Jako że praca ta traktuje o patriotyzmie, w patriotyczny sposób opuszczę starożytną Grecję i powędruję na północ w czasoprzestrzeni, do szczęśliwej Polski- kraju, gdzie diabeł nie zagląda w obawie, że mu widły ukradną (ale to detal techniczny). Od razu zaznaczę, że Polacy są narodem niezwykłym- o nietypowej historii i pełnym sprzeczności systemie wartości, co daje nieco groteskowy efekt. Początków unikalnego charakteru polskiego patriotyzmu należy szukać w barokowym sarmatyzmie. Wykształcił on wzór polskiego szlachcica: kochającego wolność dzielnego wojownika, walczącego w słusznej sprawie, aczkolwiek przestrzegającego świętych zasad gościnności. Był to jednolity i giętki system wartości, stanowiący unikalne połączenie kultur wschodu, zachodu i rdzennie słowiańskiej. W czasie swej świetności był dominującym wzorcem, oddziałującym na społeczeństwa Europy Środkowo-Wschodniej. W czasie panowania dynastii saskiej sarmatyzm uległ zepsuciu, aż w końcu nadeszła epoka stanisławowska i Sarmata stał się synonimem upośledzonego intelektualnie, zdegenerowanego fizycznie i dbającego wyłącznie o własne interesy pijaka, co pozostawiło trwałe świadectwo w polskiej kulturze i po dziś dzień jest rytualnie odtwarzane w przymonopolowych "świątyniach".

Zwolnione miejsce szybko jednak ponownie zostało zawłaszczone. Na polskiej, z braku lepszej nazwy, scenie politycznej pojawiło się Stronnictwo Patriotyczne- nieformalne ugrupowanie działaczy oświeceniowych, dążących do przeprowadzenia reform w czasie Sejmu Wielkiego. Współpracowało z królem, który wsławił się magiczną próbą stworzenia armii, korzystając z tajemnych sztuk dalekowschodnich szamanów origami. Sam monarcha w czasie wojny polsko-­rosyjskiej 1792 roku wykazał się niemałym poświęceniem: jako naczelny wódz publicznie zapewniał, że wyruszy na front, a razie potrzeby i życie poświęci, i będzie żył po spartańsku. Udał się nawet na czele swej gwardii na przedmieścia Pragi i po bohaterskim spożyciu obiadu wrócił do zamku. Ze względu na warunki obozowe zjadł skromny posiłek, składający się z marnych sześciu dań, podanych na cynowych zamiast na srebrnych talerzach. Nie dziwi więc fakt, że nazajutrz na ścianach teatru pojawił się afisz: "Entreprenerzy sceny narodowej mają honor zawiadomić zrozpaczoną publiczność, że przedstawioną będzie nowa komedia oryginalna, skomponowana prze Radę Wojenną, pt. Wyprawa przeciw komarom, czyli pocieszny obóz pod Pragą. Bezpośrednio potem aktorowie pruscy i rosyjscy odegrają wielką tragedię pt. Podbój Polski. Ponieważ na tragedię skarb ekspensował około dwudziestu milionów, przeto widowisko będzie bezpłatne". Trzeba przyznać, że przedstawienie było bardziej udane niż udawane, co jest teatralnym ewenementem na skalę światową.

W epoce romantyzmu nastąpił rozwój polskiego patriotyzmu, zapoczątkowany już wcześniej przez insurekcję kościuszkowską, która zaowocowała epopeją napoleońską, a w konsekwencji utworzeniem Księstwa Warszawskiego i Królestwa Polskiego oraz wybuchem czterech powstań (ot, tak, żeby się przypomnieć). Pojawienie się pojęcia narodu miało na to niemały wpływ. Wcześniej prostemu chłopu było bez różnicy, czy jego burak niemieckim się stanie, czy polskim; ważne, aby część zbiorów znalazła się w chłopskim brzuchu. W konsekwencji, po klęsce powstania styczniowego, Polacy doszli do wniosku, że jednak warto byłoby przetrwać, wpadli więc na genialny pomysł wykonywania pracy organicznej ( czy pracy u podstaw); należy rosnąć w siłę, aby w odpowiednim momencie uderzyć i odzyskać niepodległość. Tak oto zyskaliśmy podstawy patriotyzmu współczesnego.

Czy we współczesnych czasach jest miejsce na patriotyzm? Wydawałoby się, że w dobie kapitalizmu postawa ta zaniknie. Otóż nie zanikła. Uległa ewolucji, choć obecny stan patriotyzmu można uważać zarówno za jego zmierzch, jak i kolejny szczebel na drabinie rozwoju. To trochę tak, jak z ptakami i dinozaurami. Czy pojawienie się pierzastych jest godnym następstwem mezozoiku, czy też kropką nad "i" w słowie "zgładzeni"? Nie można jednoznacznie orzec. Dziś polski patriotyzm przejawia się na dwa skrajnie odmienne sposoby. Z jednej strony mamy patriotyzm tradycyjny; stąd tak charakterystyczne dla dzisiejszych Polaków umiłowanie do patosu i wzniosłych gestów. Sztuka polska chętnie przedstawia podniosłe wydarzenia, uroczyste sceny pełne patriotów poświęcających się dla dobra ojczyzny, jak Józef Poniatowski, Tadeusz Rejtan czy Tadeusz Kościuszko.

Z drugiej strony mamy patriotyzm sarkastyczny, do wszystkiego podchodzący z dystansem. Do perfekcji bowiem opanowaliśmy sztukę obywatelskiego nieposłuszeństwa, zaczynając od wszczętej przeciw niesprawiedliwościom sądowym wojny kokoszej, podczas której doszło do eksterminacji okołolwowskiego drobiu, poprzez zorganizowanie pierwszego strajku w dziejach Nowego Świata w 1619 roku, aż do wspólnych poszukiwań świętej relikwii-mózgu naszego premiera-podczas wprowadzania szlachetnej reformy ACTA. Patriotyzm ten ukazuje z pewnym pobłażliwym przywiązaniem stereotypy współczesnych Polaków. Pełno w nim cwaniaków kiwających urzędników i ich absurdalne przepisy czy snujących filozoficzne rozważania typu: " pić albo nie pić-cóż to za pytanie". Może się to wydawać niedorzeczne, ale śmiech jest niezwykle potężnym narzędziem. Pomaga nam oswoić się z przykrą rzeczywistością, wyszukiwać w niej dobre strony. Pozwala przemieniać stadiony w baseny tak, aby Polak czuł się jak ryba w wodzie, a ochroniarz jak kret na lodzie. Walczyliśmy z komunizmem, uroczyście wręczając milicjantom kwiaty, poprzebierani jak na karnawał. Musicie bowiem wiedzieć, rodacy, że tylko my zrozumiemy, dlaczego krzyczący policjanci z pałami gonią koguty, misie i zajączki, które proponują im kwiaty, dlaczego firmy kładące asfalt na naszych drogach ciągle mają go w bród, dlaczego mamy najlepszych na świecie iluzjonistów-specjalistów od znikania i jeszcze wiele innych fantastycznych zjawisk, które wywołują zdumienie na twarzach obcokrajowców.

Laureat II nagrody, Kamil Fortuna   Laureat II nagrody, Kamil Fortuna
Karol Białkowski/GN

Miejsce I, Patryk Halczak. Liceum Ogólnokształcące nr I im. Mikołaja Kopernika w Lubinie

 

Zmierzch czy ewolucja uczuć patriotycznych?

 

Tego dnia polska część Raju była bardzo ożywiona. Nie dalej, jak kilka dni temu Święty Piotr wpuścił do niej młodego chłopca - Janka, który zginał na Ziemi w wypadku autobusowym. Początkowo nie wywołało to zbyt dużego wrażenia. Oczywiście, część Zbawionych wyrażała żal, iż taki młody, bo zaledwie szesnastoletni chłopiec zakończył swoją ziemską wędrówkę, lecz były to głosy nieliczne.

Do wstrząsu doszło dzień później. Okazało się, iż jako reprezentant młodego pokolenia został postawiony w stan oskarżenia o brak patriotyzmu młodych Polaków.

Już od kilku lat zmartwieniem polskiej części Raju było to, iż w Ojczyźnie zanikają wszelkie objawy miłości czy choćby jakiegokolwiek przywiązania do swego kraju. Młodzi ludzie coraz częściej wyjeżdżali z Polski, wstydzili się swego pochodzenia bądź je ukrywali. Teraz, wykorzystując przybycie Janka, chciano poznać przyczyny takiego stanu rzeczy.

O trzynastej czasu niebieskiego rozpoczęła się sesja plenarna Rady do spraw Patriotyzmu Współczesnych Polaków. Janek siedział na środku sali, ubrany w czarną koszulę, nieco wytarte jeansy i jasne adidasy. Zagubiony i oszołomiony rozwojem sytuacji, spoglądał ze zdumieniem na swych rozmówców usadowionych naprzeciwko niego za szeroką dębową ławą.

Pierwszy z lewej, siedział Michał Jerzy Wołodyjowski - najlepszy szermierz w Rzeczypospolitej ubrany w dragoński strój, raz po raz poruszający swym mizernym wąsikiem. Obok niego szeroko ziewał ktoś łudząco podobny do... Tak!!! Do Bolesława Chrobrego! Dalej siedzieli: siwy ksiądz Augustyn Kordecki w wytartym, zszarzałym habicie; Tadeusz Kościuszko z błyszczącym Virtuti Militari; Józef Piłsudski w dobrze skrojonym mundurze marszałkowskim ze złotą buławą w ręku; patrzący uważnie zza okrągłych szkiełek okularów Romuald Traugutt; ubrany w stylowy garnitur Roman Dmowski i, o ile się nie mylił, Tadeusz Zawadzki ps. „Zośka” - w skórzanej kurtce i szarym, materiałowym berecie. Nie takie „towarzystwo” spodziewał się zastać tu Janek.

Pierwszy posiedzenie rozpoczął najstarszy szarżą i wiekiem Bolesław Chrobry:

– Młodzieńcze, czy zechcesz nam wszystkim łaskawie wykoncypować, co się było stało z naszą piastowską nacją? Dlaczegóż to nie kochacie swego dziedzictwa, takim to wielkim sercem jak ja czy mój ociec – Mieszko? Co złego uczyniła Wam ta ukochana Ojczyzna?

Janek, nadal speszony, wstał z krzesła, ukłonił się nisko i westchnąwszy głęboko odpowiedział:

– Miłościwy Królu! Żyjąc na Ziemi, nie zauważyłem niczego takiego, o czym Wasza Miłość wspomina...

– Jak to? - przerwał mu oburzony Piłsudski. – Dlaczego więc wyjeżdżacie za chlebem na Zachód? Czemu nie pamiętacie o świętach narodowych? Nie pamiętacie słów hymnu? Nie znacie historii swego kraju? Odpowiedz mi chłopcze...! – urwał.

– Po prostu teraz życie jest inne. W Polsce nie ma wojny, trudno więc zostawać wielkimi bohaterami, którzy zginęli za Ojczyznę. Ale jestem pewien, że gdyby była taka konieczność, moi rówieśnicy i ja stanęlibyśmy w szranki. Wystarczy spojrzeć na stadiony podczas meczów reprezentacji. Czy widzieliście je kiedykolwiek, panowie? Te tłumy krzyczące ze wszystkich sił „Polska”? Za czasów pana Wołodyjowskiego nie znano futbolu, lecz czy jest to powodem do tego żeby oskarżać jego pokolenie o brak patriotyzmu?

– Co ze znajomością historii? - odezwał się spokojnie poważny Romuald Traugutt.

– Owszem, zauważam tu pewne braki, ale to również jest nieporównywalne. Rzeczywiście, niektórzy nie znają daty bitwy pod Grunwaldem czy, z całym szacunkiem, miejsca pierwszej koronacji. Nie jest to chlubne, ale zajrzycie panowie do polskich domów. Zobaczcie, ilu polskich chłopców kieruje wirtualnie Polską w „Europie Universalis” lub strzela do wirtualnych Niemców w „Cali of Duty” wyobrażając sobie, iż bronią Warszawy czy Westerplatte. Powiecie: „To śmieszne". Może i tak, ale powiedzcie sami, czy nie jest to okazywanie patriotyzmu w sposób godny XXI wieku. Podobnie rzecz się ma z telewizją. Czy wiecie, ilu polskich chłopców i dziewcząt ogląda w każdą niedzielę kolejny odcinek serialu pt. „Czasu Honoru”? Hu z nich czekało na premierę „Bitwy pod Wiedniem”? No właśnie, każdy z nas pragnie poznawać historię, wszystko uzależnione jest od sposobu jej podania.

– Gdzie natomiast wiara, która zawsze była podstawą naszej polskości? – zapytał z cicha ksiądz przeor Augustyn Kordecki.

- To bardzo trudna sprawa. - odpowiedział Janek. - Owszem, młodzież nie garnie się do kościołów, ale przecież są i tacy, którzy corocznie uczestniczą w pielgrzymkach, służą przy ołtarzu jako ministranci czy nawet ministrantki. Zresztą należy spojrzeć na to z innej strony. Obraz Waszej młodości jest wyidealizowany. Przecież to oczywiste, że pan Wołodyjowski wołał ćwiczyć jazdę na koniu niż klęczeć w kościele przez pół dnia. Każdy wiek ma swoje prawa.

– Jednak prawdą jest, że nawet w niedzielę, czy podczas mszy za Ojczyznę młodzieży, dzieci i w ogóle ludzi jest mniej niż kiedyś – bardziej stwierdził niż zapytał przeor.

– To kwestia indywidualnych wyborów, ale przecież lepiej, żeby było dwadzieścia procent głęboko wierzących i praktykujących wiernych niż sto procent tak zwanych „ roczniaków”. Można wiec zaryzykować stwierdzenie, iż wszystko zmierza w dobrym kierunku.

Dmowski, do tej pory jedynie kręcący intensywnie głową odezwał się wreszcie:

– A co z tymi wyjazdami za granicę, młody człowieku? Ładnie to tak odbierać wykształcenie w naszej kochanej Ojczyźnie, a potem leczyć Niemców czy Szwedów?

Janek zbladł. Sam planował wyjechać do Anglii po skończeniu studiów. Dlaczego chciał to zrobić, skoro kochał swój kraj?

– Sam rozważałem taki krok – rzekł nerwowo. – Przyznaję, że głównie z przyczyn czysto ekonomicznych. Ale czy i Antek Boryna w „Chłopach” nie planował wyjechać do Ameryki? Czy i obecny tu sam pan Tadeusz Kościuszko nie popłynął do Stanów, o których to wolność walczył? No właśnie. Podobnie jest i teraz, choć powody są nieco inne. Ale my przecież chcemy wrócić, chcemy te zarobione pieniądze zainwestować w naszym kraju, aby naszym dzieciom było lepiej. A ci, którzy zostają na emigracji? Przecież oni nawet podświadomie będą tęsknić...

Milczący dotąd „Zośka”, wpatrując się usilnie w oczy Janka, powiedział:

– Przepraszam, ale wydaję się, że ten chłopak ma rację. Pamiętam swoje pokolenie. Nie różniliśmy się od nich prawie w ogóle. Czytaliśmy książki, bawiliśmy się, spotykaliśmy się z dziewczynami, tańczyliśmy, cieszyliśmy się każdym dniem. Gdyby nie wojna, nikt by o nas nie usłyszał i nie nazwał „bohaterami". Czy normalność nie jest jednak również bohaterstwem? Czy to, iż idzie się na stadion i śpiewa hymn, nie jest zjednoczeniem się z Ojczyzną? Każdy wiek, czy to jedenasty, piętnasty czy dwudziesty, był zupełnie inny. Wydaje się, że mimo swoistej inności, nasza polskość został zachowana. Także i dziś, gdy zdaje się, iż los kochanej Ojczyzny nikogo nie obchodzi, można być pewnym, że współcześni młodzi ludzie zdadzą egzamin i to celująco. Zostaną zaliczeni przez potomnych w poczet bohaterów i największych patriotów, gdy tylko nadejdzie czas próby...

Posiedzenie było skończone.

Zwycięzca konkursu, Patryk Halczak   Zwycięzca konkursu, Patryk Halczak
Karol Białkowski/GN