Jest za co dziękować...

Lila /kb

publikacja 29.07.2014 13:14

w której idę jest dla naszej rodziny bardzo ważna: mąż - ojciec naszej czwórki dzieci już rok nie pije i leczy się, a ja po kilku latach depresji jestem znów zdrowa.

Jest za co dziękować... Ból nóg, pęcherze i obtarcia to pielgrzymkowa codzienność. Dojście do celu smakuje wspaniale, gdy pokona się fizyczne ograniczenia... Karol Białkowski /Foto Gość

Decyzja zapadła. Idę na pielgrzymkę (pierwszy raz na całą trasę). Zdumienie z niedowierzaniem wraz ze szczyptą zazdrości w oczach bliskich i znajomych... Intencja w której idę jest dla naszej rodziny bardzo ważna: mąż- ojciec naszej czwórki dzieci już rok nie pije i leczy się a ja po kilku latach depresji jestem znów zdrowa. Jest za co dziękować.

1 sierpnia.

Paula - starsza córka - instruuje mnie jak się spakować i oznaczyć bagaże  (wie, bo kilka lat temu też pielgrzymowała z Wrocławską Pielgrzymką). Mąż wybudził się po dzisiejszej operacji. Bagaż oddany. Mogę wyruszać.

2 sierpnia.

Cwał na stację. Na jaśniejącym niebie, króluje jeszcze Wenus i Jowisz. Gdzieś musi być Saturn, ale nie mam czasu, aby go odszukiwać. Szczęśliwie dla mnie pociąg ma lekkie opóźnienie. Na peronie pełno ludzi (podobno w latach ubiegłych było więcej).
We Wrocławiu  jeszcze nieoficjalnie mkniemy chodnikami w kierunku Katedry. I już na Wyspie Piaskowej pierwsze radosne powitania z poprzednimi przewodnikami „ Siódemki”: księdzem Zdzichem i  Stanisławem. W mrokach  Katedry otrzymujemy błogosławieństwo na drogę. Wyruszamy! Z radością pozdrawiam, żegnających nas mieszkańców miasta. W wielu oczach błyszczą łzy. Tak będzie cały czas.

…Po kilku dniach pielgrzymowania.

Już rozpoznaję twarze sióstr i braci z naszej grupy. Tych śpiewających znam z imienia. Tworzymy jedną  r o d z i n ę. W  miarę sprawnie rozbijam i zwijam namiot (często przy pomocy Ewy). Wieczorem stale powtarzająca się pokusa, aby się szybciej położyć, ale nie! Jeszcze apel. Potem zasypiam jak kamień. Budzę się dopiero na „.delikatne” nawoływania porządkowych: siódeeemkaaa wstawaaamy…

Bardzo dokuczają mi pęcherze, zwłaszcza na piętach. Mam na ich punkcie obsesję, o której mówił Malina w jednej ze swoich konferencji: pęcherze, pęcherze, pęcherze… Najgorzej jest po odpoczynkach zanim się rozruszam, chodzę wtedy jak na szczudłach. Codziennie czyszczę i pastuję buty - te od tych pęcherzy - niech wiedzą że mam gest. Najdłuższy etap pokonuje w drewniakach. Co za ulga.

Odczuwam prawie namacalnie wsparcie modlitewne grupy 27 – grupy chorych, uczestniczących duchowo w Pielgrzymce na Jasną Górę. Bóg Wam zapłać drogie Siostry i drodzy Bracia! Sił mi dodaje też świadomość, że gdzieś tam od Bydgoszczy podąża ku Jasnej Górze w Pielgrzymce Wojska Polskiego mój starszy syn Wojtek.

Do Częstochowy coraz bliżej. Godzinki, Różaniec, Słowo Boże, cisza, konferencje i najwspanialsze pielgrzymkowe Eucharystie, to stałe punkty pielgrzymiego dnia. Do tego atmosfera przyjaźni, braterstwa i radości jak nie z tego świata. Jak potem żyć normalnie?

Częstochowa – ostatni nocleg.

Namioty rozstawione tak ciasno jak tylko to możliwe. Być może, że jeszcze tej nocy odjadę do domu a więc muszę iść do klasztoru. Na miejsce docieram około 20.00. Najpierw do Kaplicy. Pani Jasnogórska jest, czeka na mnie… Boże dziękuję  Ci… Chce mi się płakać…

Potem telefon do domu. Słyszę głos córki Karoliny. Krzyczę do słuchawki, dzwonię z Jasnej Góry, d o l a z ł a m!

Praca nadesłana na I literacki konkurs pielgrzymkowy organizowany przez PPW i Gościa Wrocławskiego.