Migranci wśród nas - życie wymusza zmiany

ac

publikacja 23.07.2015 10:26

O pomocy przybywającym cudzoziemcom oraz sytuacjach życiowych, które wyprzedzają prawne regulacje i administracyjne procedury, z Anną Józefiak-Materną, dyrektor wrocławskiego MOPS-u, rozmawia Agata Combik.

Migranci wśród nas - życie wymusza zmiany Instytucje państwowe, miejskie, parafie, wspólnoty - wszyscy muszą przemyśleć kwestię pomocy napływającym cudzoziemcom. Henryk Przondziono /Foto Gość

Agata Combik: Słyszymy o coraz większej liczbie przyjeżdżających do Wrocławia obcokrajowców potrzebujących pilnego wsparcia. Wśród nich są osoby korzystające ze specjalnych zaproszeń.

Anna Józefiak-Materna: Kiedy na przełomie 2014 i 2015 r. nastąpiła eskalacja działań wojennych na wschodniej Ukrainie, premier E. Kopacz złożyła deklarację, że Polska przyjmie znaczną ilość osób polskiego pochodzenia (szeroko rozumianego). Polskie służby konsularne zorganizowały punkty zborne dla tych, którzy zdecydowali się na wyjazd. Podstawiony samolot zabrał do Polski ponad 180 ludzi, którzy zostali następnie ulokowani w dwóch ośrodkach w województwie warmińsko-pomorskim. Trwał tam proces uregulowania sytuacji prawnej, składali wnioski o zgodę na pobyt długoterminowy. Procedury prowadził urząd województwa warmińsko-mazurskiego.

Odpowiadając na rządowy apel, by samorządy zapraszały przybyłe osoby do osiedlania się na swoim terenie, prezydent Rafał Dutkiewicz zaprosił do Wrocławia trzy rodziny, proponując im specjalną opiekę.

Czym się kierowano, wybierając konkretne osoby?

MSW przygotowało karty rodzin – nie zawierające personaliów, ale informacje takie, jak wiek, płeć, preferencje (kiedy ktoś np. podawał, że ma ciotkę w Poznaniu i wolałby zamieszkać bliżej niej, starano się spełniać taką prośbę). Na tej podstawie dokonywano wyboru – biorąc pod uwagę także i to, co my możemy zaoferować. Ponieważ byliśmy w stanie wynająć mieszkania dwupokojowe, do Wrocławia mogły przyjechać trzy niewielkie rodziny. W sumie było to osiem osób – dwa małżeństwa z dorosłymi dziećmi (jedno studiuje, drugie to absolwent uniwersytetu) oraz jedno małżeństwo, do którego zapewne wkrótce dołączy córka. Jeszcze kiedy przebywali w ośrodku w Rybakach, nawiązaliśmy z nimi kontakt, poznawaliśmy się przez skype’a. We Wrocławiu, gdzie przyjechali 8 czerwca, zamieszkali najpierw w Ośrodku Interwencji Kryzysowej. Chodzą na intensywny kurs języka polskiego (8 godzin dziennie, do tego rozmaite zajęcia kulturalne), pracują na razie na pół etatu. Bardzo zależało mi na tym, by od razu rozpoczęli pracę – mimo, że w tej chwili jest ona poniżej ich kwalifikacji i aspiracji (sprzątanie taboru MPK). Mają jednak normalną umowę o pracę, dodatkową okazję do szlifowania języka, kontaktu z ludźmi. Wchodzą w normalne życie.

Dodam, że w lipcu przyjechały do nas jeszcze dwie kolejne rodziny korzystające z zaproszenia Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i wojewody dolnośląskiego. Również i te MOPS ma otoczyć opieką.

O wspomnianych osobach mówi się zwykle „uchodźcy”…

W sensie prawnym nie mają statusu uchodźców, ale zgodę na pobyt stały w Polsce. Pojawia się w związku z tym mnóstwo problemów. Zaistniała sytuacja była zresztą dla wszystkich nowością. Tylko w przypadku uchodźców jest opracowana specjalna ścieżka pomocy, plan integracji – finansowany z budżetu państwa. By zyskać taki status, składa się odpowiedni wniosek, a polskie władze badają, czy rzeczywiście danej osobie w jej kraju grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Nie było wypracowanego modelu udzielania pomocy tym, którzy takiego statusu nie mają – tymczasem w przypadku osób, które do nas przybyły, wiadomo, że pomoc ta, zwłaszcza w pierwszym okresie, musi być znaczna. Część z nich bardzo słabo mówi po polsku, niektórzy w ogóle nie mówią. Wiadomo, że nie zdołają się szybko usamodzielnić w wymiarze ekonomicznym.

Pojawia się zresztą dodatkowy problem – trudność w potwierdzeniu ich wykształcenia i posiadanych uprawnień. Nie są to obywatele unii, nie mamy przepisów regulujących uznanie posiadanych przez nich dokumentów poświadczających wykształcenie. Trwa żmudny proces wysyłania na Ukrainę wniosków, mających na celu potwierdzenie wykształcenia, uprawnień. Niestety, w rejonie, z którego pochodzą, tak naprawdę administracja państwowa nie funkcjonuje. Mamy kłopot z tym, by potwierdzić np. uprawnienia jednego z naszych gości, który jest kierowcą zawodowym.

Więcej na kolejnej stronie

Mimo wspomnianych trudności sytuacja tej garstki zaproszonych jest nieporównanie lepsza od rzeszy innych cudzoziemców przybywających na Dolny Śląsk.

Inna, bo mają wsparcie instytucji, pracownika socjalnego. Ogromna liczba np. Ukraińców na różnych zasadach przyjeżdża do Polski. Ukraina nie jest członkiem Unii Europejskiej, jej obywatele nie korzystają ze swobody przepływu osób i kapitału. Tak, ogromna liczba np. Ukraińców na różnych zasadach przybywa do Polski. Ukraina nie jest w Unii Europejskiej, jej obywatele nie korzystają ze swobody przepływu osób i kapitału. Muszą ubiegać się o odpowiednie pozwolenia na pobyt, na podjęcie pracy w Wydziale Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego, albo… pracują na czarno. Ta ostatnia grupa ludzi na pewno jest niemała.

Jako MOPS nie dostrzegamy eskalacji próśb obcokrajowców o przyznanie świadczeń z pomocy społecznej. Nie wiem, czy jest to spowodowane faktem, że większość z nich ma nieuregulowaną sytuację prawną, czy też funkcjonują tak, jak Wietnamczycy – którzy z zasady unikają instytucjonalnej pomocy, za to wspierają się nawzajem, są przedsiębiorczy, pracowici. Myślę zresztą, że taka postawa sprawia, że istnieje większe przyzwolenie społeczne na przyjmowanie obcokrajowców. Ucina obawy, że będą dla nas ciężarem, że będą próbować utrzymywać się jedynie ze świadczeń pomocy społecznej – a przecież „mamy dość swojej biedy”.

Stoimy wobec sytuacji, w której może przybywać cudzoziemców, również takich o nieuregulowanym statusie, a wymagających pilnej pomocy…

Życie, jak zwykle, wyprzedza prawo i regulacje. Musimy przemyśleć, na ile obowiązujący system prawny jest wystarczający i przystaje do nowych sytuacji. Z naszej strony staramy się podejmować odpowiednie działania. Przystąpiliśmy na przykład do szkolenia naszych pracowników w zakresie właściwego rozróżniania cudzoziemców i właściwego określania, komu jakie świadczenia przysługują na podstawie obowiązujących przepisów. Do tej pory, choć istnieją odpowiednie przepisy, nie musieliśmy z nich korzystać, musimy odkurzyć wiedzę na ich temat. Dodatkowo szkolimy pracowników w obsłudze klientów różnych kultur, rozumienia innej mentalności. Dla pracowników społecznych coraz ważniejsza staje się także znajomość języków obcych (zatrudniłam już nawet na stałe Ukraińca). Zmienia się cały model opieki socjalnej. Jakiś czas temu otrzymałam telefon od pracownika socjalnego ze Szwecji, który dotyczył pewnej Romki polskiego pochodzenia. Zostałam poproszona o odszukanie jej dziadka i uzyskanie od niego zgody na… małżeństwo wnuczki – gdyż w tej kulturze jest to wymagane. Dotąd nie zajmowaliśmy się takimi sprawami.

Pomoc ze strony instytucji jest niewystarczająca; nie można cedować wszystkiego na nie.

Nasza pomoc społeczna jest niestety wciąż w znacznym stopniu sformalizowana, opierająca się na sztywnych procedurach administracyjnych – choć pomału to się już zmienia. Przy czym oczywiście pewien stopień „formalizmu” jest w różnych instytucjach nie do uniknięcia. Uważam, że istnieje potrzeba organizowania i  finansowania np. kursów języka polskiego dla cudzoziemców (nie tylko uchodźców!). Być może w przyszłości organizowalibyśmy takie kursy np. w Centrum Integracji Społecznych, które niedawno z powodzeniem realizowało projekt „Kontynenty”, poświęcony właśnie obcokrajowcom. Warto dodać, że we Wrocławiu działa także przy pl. Dominikańskim 6 Infolink dla obcokrajowców (pomaga im. w sprawach takich, jak zezwolenie na zamieszkanie, zameldowanie, formalności wizowe, wynajem, edukacja, służba zdrowia czy bezpieczeństwo).

Niezwykle cenne jest zaangażowanie środowisk takich jak parafie, różne wspólnoty. Prowadzona przez nich pomoc może być najbardziej zindywidualizowana, szersza. W kontaktach z instytucją ludzie zwykle pewne rzeczy ukrywają. To w codziennym życiu łatwiej poznaje się danego człowieka, jego świat, łatwiej pochylić się nad sprawami, które wymykają się procedurom, standardom.