Kryptonim misji: Orle Gniazdo

Maciej Rajfur

publikacja 23.07.2015 17:19

Faceci w moro z karabinami w ręku. Kamienna twarz, spokojne, ale przenikliwe spojrzenie. Jeśli ich spotkasz, broń Boże, nie uciekaj. Wręcz przeciwnie. Zagadaj, może dadzą Ci postrzelać. A potem, jak połkniesz przynętę...

Kryptonim misji: Orle Gniazdo Zaszczepiać w młodych ludziach odwagę, miłość do ojczyzny, ale i rozsądek Maciej Rajfur /Foto Gość

Mężczyźni mają wiele charakterystycznych pasji. Samochody, motory, piłka nożna (wersja ekstremalna: sami kopią lub wersja bardziej powszechna: oglądają zawodowców w telewizji), sklejanie modeli, siłownia. Jedną z nich jest także zabawa bronią czyli strzelanie.

Jeżeli myślisz o lansowaniu się z karabinem przed swoimi znajomymi, czy „naparzaniu” plastikowymi nabojami w kogo popadnie dla czystej rozrywki, ekipa, o której piszemy poniżej, nie jest dla ciebie.

Za bieganiem z karabinem może iść dużo więcej niż tylko dobra zabawa i przygoda. Udowadniają to członkowie Bractwa Strzeleckiego Orle Gniazdo. Za ich działalnością stoi idea, pomysł i wiedza. W tej pasji strzelanie można nazwać wisienką na torcie. A tort w tym przypadku jest nadzwyczaj smaczny.

Patriotyczne stowarzyszenie odmieniło życie Adama Rasia, który od razu połknął bakcyla, a teraz chce nim zarażać innych.

Kryptonim misji: Orle Gniazdo   Bieganie z karabinem po lesie i strzelanie tworzy niewielki procent działań, jakie podejmuje się w BSOG Maciej Rajfur /Foto Gość - Trafiłem kiedyś przypadkowo na wiosenny piknik. Pojawiła się na nim podobna grupa do naszej dzisiejszej. Spróbowałem tej mini-przygody i spodobała mi się. 1 września 2013 r. spotkaliśmy w kilka osób i założyliśmy Bractwo Strzeleckie Orle Gniazdo. Tradycje jednak mamy o wiele dłuższą, ponieważ niektórzy założyciele mogą się pochwalić dużym doświadczeniem z innych organizacji proobronnych - opowiada Adam Raś.

Nie ukrywają, że są organizacją ideową. Wzorują się na przedwojennym harcerstwie katolickim, a także Narodowych Siłach Zbrojnych i to od nich przejęli wartości. Naszywka Polski Walczącej na ramieniu zobowiązuje. Wyznają poglądy patriotyczne i chrześcijańskie.

- Dla nas to jest przygoda, która wypływa z serca. Swoim działaniem chcemy propagować patriotyzm i sami też mocno się dokształcamy. Zgłębiamy losy obronności naszego kraju w XX wieku. Interesujemy się historią najnowszą walki o niepodległość Polski: Armią Krajową, NSZ-tem, Polskim Państwem Podziemnym. Znając dzieje swojej ojczyzny, lepiej rozumiemy współczesność. Możemy spojrzeć na to, co się dzieje wokół nas, z szerszej perspektywy - przekonuje 33-latek.

Kryptonim misji: Orle Gniazdo   Nawiązują do dumnej polskiej historii Maciej Rajfur /Foto Gość W założeniach bractwa wybrzmiewa troska o dobro swojego kraju. Samo bieganie po lesie z bronią i improwizowanie trudnych misji to nie wszystko. Chodzi o wiedzę, ale też kształtowanie swojego charakteru. Pracę nad swoimi wadami. Pokonywanie własnych słabości. – Nie jesteśmy jacyś tacy nijacy. Mamy swoje konkretne cele, wychowujemy dzieci w wartościach: Bóg, honor, ojczyzna. Nasza pasja nie zamyka się tylko w godzinach szkoleń i treningów czy misji. Na co dzień chcemy być dobrymi i pożytecznymi obywatelami. Żyjemy tym, co wyznajemy - stwierdza pewnym głosem Adam Raś.

Członkowie stowarzyszenia szkolą się w szeroko pojętej sztuce survivalu, czyli jak przetrwać w trudnych warunkach. - Przechodzimy cykl profesjonalnych szkoleń tygodniowych, na których nabywa się umiejętności z dziedziny topografii, orientacji w terenie, działań patrolowych lekkiej piechoty, zagadnień związanych z wojskowością, sztuką przetrwania z dala od cywilizacji. Teorię uzupełnia praktyka, która odbywa się w lesie - charakteryzuje mężczyzna.

Kryptonim misji: Orle Gniazdo   Który chłopiec nie chciałby się nauczyć strzelać? Maciej Rajfur /Foto Gość Ekipa Orlego Gniazda to nie tylko kompani do misji, ale przyjaciele. Razem tworzą zgraną paczkę osób, które mogą na siebie nawzajem liczyć. Połączyła ich pasja do przygody, adrenaliny, obcowania z naturą o charakterze wojskowym.

- Uczymy się od siebie. Kształcimy się, aby potem przekazać umiejętności innych np. młodzieży. Współpracujemy ze szkołami, organizujemy im zajęcia. Pokazujemy, jak się obchodzić z bronią, jak reagować w czasie zagrożenia - opowiada wrocławianin.

Na weekendy znikają w lasach. Wykonują różnego rodzaju misje paramilitarne i wojskowe. Tworzą jak najbardziej realne symulacje. Po prostu lubią sobie dać w kość, a przy tym hartować własne ciało i charakter.

Do „Orlego Gniazda” nie wstępuje się od razu gotowym na misje z karabinkiem w ręku. Po szeregu kilkumiesięcznych ćwiczeń zainteresowany przystępuje do egzaminu aplikacyjnego. Wymagająca próba udowadnia, że potrafi wiedzę i umiejętności wykorzystać w praktyce. Wykonanie zadania trwa zazwyczaj… 3 dni. – Z ang. mislim, czyli symulacja działań wojennych to największe wyzwanie w bractwie. Dowództwo układa bogaty scenariusz, do którego w rzeczywistości np. na 10 km kw. wrzuceni są ludzie - tłumaczy A. Raś. Krótko mówiąc: hardkor.

Co na to żona? Co zrobić, aby stać się pełnoprawnym członkiem? Przykład misji z egzaminu - przeczytaj na drugiej stronę.

Jaką misję musiał wykonać ona sam? - Zlokalizowanie generała i podanie na niego namiarów do ataku rakietowego, a także ustalenie miejsca, które zniwelowałoby straty w ludności cywilnej oraz zniszczenia mienia cywilnego - recytuje jednym tchem Adam.

 I nie ma, że boli. Chcesz być jednym z nich, pokaż, że to, czego nauczyłeś się w teorii, potrafisz wykorzystać w chwili próby, stresu, zagrożenia.

- Musimy czasem przekazywać informację w wojskowym systemie meldunkowym UTM. Mam wielu kolegów z wojska, którzy szczycą się, czego oni tam nie robili, a jak ich pytam o UTM, to "ani be ani me" - uśmiecha się mężczyzna.

Kryptonim misji: Orle Gniazdo   Bractwo to nie tylko niezwykłe przeżycia i adrenalina, ale przede wszystkim poznawanie siebie Maciej Rajfur /Foto Gość Aby stać się pełnoprawnym członkiem Bractwa Strzeleckiego „Orle Gniazdo” trzeba zaliczyć jeszcze „Marsz po beret”. Kolejne wyzwanie. - Nazwałbym to ukoronowaniem naszych szkoleń. Trasa do 50 km musi przechodzić przez góry. Pretendent idzie nocą. Po zaliczeniu tego egzaminu możemy już brać pod swoje skrzydła młodszych i szkolić ich - mówi Adam.

Stowarzyszenie proobronne musi mieć sprzęt, w który wyposażają się sami członkowie. - Operujemy głównie wiernymi replikami m.in. słynnych M4, Kałasznikowa oraz Glocka. Kupujemy każdy dla siebie. Do tego strój i gadżety potrzebne np. do przetrwania w lesie - dodaje.

Nie raz słyszał o kursach survivalu za kilkaset złotych - To, czego nauczyłem się w bractwie jest nie do przecenienia. Chyba nigdy się chłopakom nie wypłacę. Dzisiaj posiadam umiejętności, aby przeciwdziałać wielu zagrożeniom. Potrafię obronić rodzinę. Wiem, jak działać w niebezpieczeństwie. Jesteśmy przygotowani dosłownie na wszystko - dodaje.

Nie sposób nie zadać pytania: A co na tę „dziką” pasję najbliższa rodzina, np. żona? Adam uśmiecha się od razu, ale zaczyna poważnie: - Wspiera mnie. Choć trochę na początku marudziła - odpowiada. Warto zaznaczyć, że jedno z pytań na pierwszym spotkaniu z dowództwem (po tzw. załapaniu bakcyla) dotyczy stosunku najbliższej rodziny do twojego nowego zainteresowania.

- Badamy już na początku, z jakim człowiekiem mamy do czynienia. Pada więc pytanie: Masz narzeczoną, żonę? Co ona na to? Moja wybranka najpierw kręciła głową i miała wątpliwości. Czy ja mam na to czas? Czy nie powinienem się dalej np. edukować? Przekonałem jednak Karolinę, że bractwo to inwestycja w samego siebie i w nas. Dla mnie to rozwój osobisty. Łączenie przyjemnego z pożytecznym - wyjaśnia Adam.

Kryptonim misji: Orle Gniazdo   Owszem, broń jest atrakcyjna i przyciąga, ale jeżeli ktoś chce się tylko „polansować” z Kałasznikowem w ręku - trafił pod zły adres Maciej Rajfur /Foto Gość Żona po pewnym czasie zauważyła, że działanie w stowarzyszeniu patriotycznym wychodzi mężowi na dobre. Uaktywnił się - Nasz związek bez dwóch zdań na tym skorzystał. Wcześniej gnuśniałem w lenistwie. Przychodził weekend, a ja oglądałem filmy, zamówiłem pizze i siedziałem w domu np. przed ekranem TV. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. W bractwie wytrenowałem tego lenia. Mam swoje założenia, swój pomysł na siebie. Nauczyłem się systematyczności, determinacji w osiąganiu celu. Czuję wewnętrzną mobilizację. Karolina to mocno poparła - opowiada szczęśliwy mąż.

W bractwie przyjmują od 17 roku życia. Jednym z ich celów jest aktywizacja trudnej młodzieży. - W kraju nie dzieje się najlepiej. Brakuje ducha w narodzie, który podeptał najpiękniejsze wartości. Zewsząd zalewają nas różne niebezpieczne ideologie począwszy od multikulturalizmu. Stajemy w opozycji do takich czasów, czerpiąc z bogatej polskiej kultury i historii. Chcemy wyrwać młodych ludzi z bezczynności, tego picia piwa pod sklepem i palenia jonitów, czyli marnowania życia - stwierdza na koniec stanowczo Adam Raś.