Z białą lilią w Morzu Czerwonym

Gość Wrocławski 38/2015

publikacja 17.09.2015 00:15

Męczeństwo. 22-letnia Maria Magdalena otrzymała
w 1938 roku 
zakonne imię Paschalis. 
Nie przypuszczała pewnie ,
że wkrótce ona i jej siostry przeżyją Paschę, 
przechodząc zwycięsko przez odmęty niepojętego bestialstwa.


Siostra Miriam Zając,
postulatorka procesu beatyfikacyjnego, podjęła ogromną pracę, by zgromadzić
jak najwięcej świadectw
o męczenniczkach Siostra Miriam Zając,
postulatorka procesu beatyfikacyjnego, podjęła ogromną pracę, by zgromadzić
jak najwięcej świadectw
o męczenniczkach
Agata Combik /Foto Gość

Był rok 1945 i „czerwone 
fale” nadpłynęły na Śląsk. Większość sióstr i ich podopiecznych musiała od razu szukać ratunku w ucieczce. Część zakonnic pozostała na miejscu, nie chcąc pozbawiać opieki ludzi, którym służyły. – Czerwonoarmiści otrzymali zezwolenie, by po przekroczeniu dawnej granicy polsko-niemieckiej robić, co tylko zechcą. Nie mieli żadnych zahamowań – mówi ks. prof. Józef Pater z Komisji Historycznej pracującej podczas diecezjalnego etapu procesu beatyfikacyjnego męczennic. – Elżbietanki, które posiadały tu najwięcej placówek, doświadczyły prawdziwej gehenny. Wiadomo o ponad 100 takich przypadkach. Siostry ginęły, broniąc czystości swojej lub innych osób. Doświadczały napaści, gwałtów, były zabijane, wywożone. Niektóre zmarły na skutek odniesionych obrażeń, kilka zaginęło.


Róża i żołnierskie kule


Siostra M. Paschalis (Maria Magdalena Jahn) w 1945 r. pracowała w Nysie. Gdy zbliżała się Armia Czerwona, razem ze współsiostrą uciekła stamtąd – najpierw do Nowej Wsi, potem do Losin Wielkich i Sobotina. 11 maja do budynku, gdzie przebywała, wtargnął żołnierz. Pobiegła do pokoju, gdzie przebywały inne siostry oraz ich podopieczni. Wszedł tam za nią, żądając, by z nim wyszła. „Noszę świętą suknię i nigdy z Tobą nie pójdę” – powiedziała. Gdy próbował ją chwycić, wyrwała się. Zagroził, że będzie strzelał. „Niech mnie pan zastrzeli. Chrystus jest moim Oblubieńcem. Tylko do Niego należę” – odparła, po czym uklękła i trzymając w ręce krzyżyk różańca, powiedziała: „Proszę wszystkie drogie siostry o wybaczenie, mój Jezu, daj mi siłę”. Zastrzelił ją. Siostrę pochowano w Sobotinie. Mieszkańcy nazwali ją Białą Różą z Czech.


Siostra Paschalis jest jedną 
z 10 elżbietanek, których proces 
beatyfikacyjny się toczy. Rozpoczęty na szczeblu diecezjalnym 
25 listopada 2011 r., 26 września zostanie zamknięty na etapie diecezjalnym. Ostatnie lata to czas żmudnej pracy w odtwarzaniu szczegółów makabrycznych wydarzeń z 1945 roku. Siostra Miriam Zając, postulatorka procesu, wspomina o wytrwałym przeszukiwaniu archiwów – zarówno państwowych, w Polsce, Niemczech i Czechach, jak i zakonnych, tam, gdzie znajdują się elżbietańskie placówki. Niektóre relacje udało się pozyskać od rodzin męczenniczek, np. krewnych jednej z sióstr, które jako dzieci spotykały się ze swoją ciocią, a potem słyszały o jej dramatycznych losach. Udało się także porozmawiać z panem, którym opiekowała się jedna z przyszłych męczennic, gdy był przedszkolakiem.


Gehenna 
z rąk „wybawicieli”


– Elżbietanki, których proces beatyfikacyjny się toczy, są przedstawicielkami mnóstwa innych ofiar Sowietów, zarówno zakonnic, jak i świeckich osób – mówi ks. J. Pater. – O wielu wiadomo, jednak nie ma możliwości wystarczającego udokumentowania wszystkich takich wydarzeń, zdobycia relacji świadków.

Te 10 elżbietanek przypomina o losie wielu innych kobiet.
Ostatnie chwile każdej z towarzyszek s. Paschalis budzą grozę. Siostra M. Edelburgis (Juliana Kubitzki) przeżyła swój dramat w Żarach. Czerwonoarmiści uwięzili tu zakonnice w gospodzie. Potem musiały przebywać na plebanii, do której również żołnierze mieli dostęp. W nocy z 17 na 18 lutego trzy siostry oraz kilka dziewcząt zostały stamtąd wywiezione i wypuszczone dopiero nad ranem. Dwa dni później s. Edelburgis musiała się bronić przed kolejnymi aktami przemocy. Wobec gróźb zirytowanego żołnierza jasno stwierdziła, że woli śmierć.

Zastrzelił ją.
Siostra M. Rosaria (Elfrieda Schilling) doświadczyła bestialstwa „oswobodzicieli” w Nowogrodźcu, gdzie wkroczyli 18 lutego. Wyprowadzona siłą ze schronu przez żołdaków, przeżyła trwające godzinami gwałty ze strony ok. 30 z nich. Następnego dnia zastrzelono ją, gdy próbowała uchronić się przed podobną sytuacją. Jej ostatnie słowa brzmiały: „Jezus, Maryja”.

Siostra M. Adela (Klara Schramm) oddała życie w Godzieszowie. Schroniła się – wraz z powierzonymi jej opiece starszymi osobami – u gospodarza Bauma. Została zastrzelona, broniąc czystości. Zginęli także właściciele domu oraz podopieczne siostry.
 Wiele zakonnic w dramatycznych chwilach nie traciło odwagi. Siostra M. Felicitas (Anna Ellmerer) zmarła z rozpostartymi ramionami i okrzykiem: „Niech żyje Chrystus Król!”. Siostrę M. Sapientię (Łucja Heymann) zabito, gdy prosiła żołnierza, by nie czynił nic złego innej siostrze.


Gdy śmierć niosła ratunek


Siostra Miriam wspomina, że zdarzali się czasem czerwonoarmiści, w których budziły się ludzkie uczucia. Bywało, że zachęcali do ucieczki, ostrzegając przed swoimi kolegami. Pewien żołnierz odstąpił od napaści na siostrę, kiedy prosiła go, by nie wyrządzał jej krzywdy, obiecując do końca życia modlić się za niego i jego matkę.


Jedna z 10 kandydatek na ołtarze, s. M. Sabina (Anna Thienel), uniknęła gwałtu – wedle powszechnej opinii – dzięki modlitwie. Swoje męczeństwo przeżyła w Lubaniu. Gdy podszedł do niej czerwonoarmista, szarpiąc ją i żądając gwałtownie, by z nim wyszła, broniła się i trzymając krzyż, wołała głośno: „Święta Matko Boża, chroń mnie, moje dziewictwo, pozwól mi umrzeć jako dziewicy”. Żołnierz odszedł. Kiedy następnego dnia s. Sabina – wraz z innymi wepchnięta do pokoju na piętrze – ponawiała swoją prośbę do Maryi, nagle przez zamknięte drzwi przeleciała tajemnicza kula, trafiając siostrę prosto w serce. Po chwili umarła. Siostry były przekonane, że w ten sposób jej prośba została wysłuchana.


– Siostra Adelheidis (Jadwiga Töpfer) od młodości chciała być misjonarką i męczennicą. Modliła się o to – wspomina s. Miriam. Drugie z pragnień spełniło się. Zginęła w Nysie, zastrzelona w marcu 1945 roku. Tam także zakończyła życie s. M. Melusja (Marta Rybka), która najpierw stanęła w obronie uczennicy prowadzonej przez siostry szkoły gospodarstwa domowego, potem sama została zaatakowana. Osoby, które schroniły się w pobliskiej piwnicy, usłyszały szamotaninę i strzały; po dwóch dniach znaleziono jej ciało. Żołdacy na odchodnym podpalili dom. Jak wspominają świadkowie wydarzeń, rozprzestrzeniający się szybko ogień zatrzymał się przed pokojem, gdzie leżało ciało siostry.


Siostra M. Acutina w 1945 r. pracowała w sierocińcu w Lubiążu. – Została zabita, gdy uciekała stamtąd z dziewczętami w stronę Krzydliny Małej. Niestety, tą drogą przejeżdżali Sowieci. Gdy siostra broniła zdecydowanie dziewcząt znajdujących się pod jej opieką, dowódca zastrzelił ją – tłumaczy s. Miriam. I dodaje, że okoliczni mieszkańcy do dziś wspominają, że na polu, w miejscu, gdzie zginęła, bardzo długo nic nie chciało rosnąć.


Patronki
ludzkiej godności


– Od początku istniała myśl, by wynieść siostry na ołtarze, ale przez długi czas po wojnie nie można było o tych zbrodniach wspominać. Owszem, mówiło się o niemieckich katach, ale o tych z Armii Czerwonej
 – w żadnym wypadku. Przecież „przynosili wolność”, wszystko, co robili, czynili, jak zakładano, w imię wzniosłego celu – podkreśla ks. prof. Józef Pater. – Napotykano trudności w spisywaniu faktów, zbieraniu materiałów. Próbowano w Niemczech podejmować takie działania, ale brak dostępu do źródeł, świadków, bardzo to utrudniał.

W Polsce dopiero po 1989 r. można było na dobre zająć się tą sprawą.
Siostra  Miriam tłumaczy, że jej zgromadzenie podjęło starania o beatyfikację, zachęcone przez Jana Pawła II, który nawoływał do kultywowania pamięci o męczennikach. Elżbietanki odczuwały dług wdzięczności wobec swoich sióstr za ich godną postawę. – Na podkreślenie zasługuje fakt, że jest to pierwszy proces beatyfikacyjny ofiar systemu komunistycznego na Śląsku – zauważa.

Zaznacza, że męczennice były prostymi, zwyczajnymi siostrami. Radośnie przeżywały swoje powołanie, służyły ofiarnie ludziom, do których były posłane. – Przypominają biblijne „niewiasty mężne” – mówi. – Ich heroiczna postawa może być pozytywnym impulsem dla dziewcząt, które nie potrafią uszanować swojej czystości, pomocą dla kobiet żyjących w środowisku, gdzie ich godność jest naruszana i znieważana. Mogą nieść wsparcie małżeństwom zagrożonym brakiem wierności, być wzorem dla pielęgniarek i lekarzy walczących o zdrowie i życie każdego człowieka, patronkami osób, które zostały dotknięte dramatem gwałtu, molestowania, pedofilii.


Dokumentacją zgromadzoną na diecezjalnym etapie procesu zajmie się teraz watykańska Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych. W przypadku męczennic nie potrzeba świadectwa cudu, trudno jednak przewidzieć, ile proces może jeszcze potrwać. Beatyfikacja zapewne odbyłaby się we Wrocławiu. Czekamy.


Elżbietanki zapraszają


Na szczeblu diecezjalnym proces beatyfikacyjny s.M. Paschalis Jahn i 9 Towarzyszek został otwarty przez abp. Mariana Gołębiewskiego 25 listopada 2011 roku.
Abp Józef Kupny dokona zamknięcia diecezjalnego etapu 26 września 2015 r. o 10.30, podczas uroczystej Mszy św. w katedrze wrocławskiej. Warto dodać, że w kościele pw. Świętego Krzyża na Ostrowie Tumskim znajduje się wystawa pt. „Nikt nie umiera dla siebie”. Można tu znaleźć m.in. biogramy służebnic Bożych, opisy ich męczeństwa, reprodukcje dostępnych zdjęć.
Korzystałam z książki s. Miriam Zając CSSE, Wierne miłości do końca, Rzym 2015

Więcej o męczenniczkach elżbietańskich TUTAJ

Dostępne jest 8% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.