Warto było: dla tych ludzi, wydarzeń i gór

Grzegorz Pac /DA "Stygmatyk"

publikacja 27.09.2015 10:56

Dla Grzegorza obóz w Białym Dunajcu był czasem zaskakującym i bardzo owocnym.

Warto było: dla tych ludzi, wydarzeń i gór Grzegorz Pac Archiwum prywatne

Już od pewnego czasu miałem postanowienie, by te wakacje spędzić wartościowo. Chciałem trochę zarobić na drobne, studenckie wydatki, ale odpoczynek również był mile widziany. Odkąd rozpocząłem studia na Politechnice Wrocławskiej, zawsze spoglądałem na baner "Białego Dunajca" znajdujący się przy przystanku "Katedra". Pewnego dnia to on właśnie skłonił mnie do poszukania informacji na temat obozu.

Do tej pory inaczej organizowałem sobie wakacje - zwykle we wrześniu miałem już zaplanowanych wiele zajęć. Tego roku stało się inaczej i już od dłuższego czasu miałem z tyłu głowy Biały Dunajec. Nigdy jednak nie śmiałbym przypuszczać, że będzie tak dobrze! Nie chcąc uchodzić za gołosłownego podzielę się z wami moimi wrażeniami z Białego Dunajca 2015.

Nie wiedziałem, co mnie czeka. Nigdy w życiu nie byłem w górach na więcej niż kilka dni. Do tej pory zdobyłem jedynie Śnieżkę, a było to już wiele lat temu. Nie znałem w duszpasterstwach zbyt wielu osób. Kojarzyłem kilka ze "Stygmatyka", bo co parę miesięcy pojawiałem się w tym duszpasterstwie na jakimś spotkaniu. Nie uważałem tego za ważne - być może chciałem sobie jedynie urozmaicić i tak zapracowany tydzień zajęć.

Zajmowałem się bardzo wieloma rzeczami. Wmawiałem sobie, że nie mam czasu na duszpasterstwo, że nie wniesie to do mojego życia odpowiednio dużej wartości. W niedziele chodziłem na Msze św., lecz nikt nie wiedział, na którą godzinę się pojawię. Zależało mi jednak, by przyjść na 21.00 na ul. Sudecką 90, aby posłuchać pieśni śpiewanych przez dziewczyny z DA "Stygmatyk". Wiele z tych pieśni poznałem, idąc w pieszej pielgrzymce z Zielonej Góry na Jasną Górę, więc od razu przypominały mi się niezwykłe chwile wędrowania. Wydaje mi się, że te pieśni zachęcały mnie najbardziej do przychodzenia na wieczorne Msze św. akademickie w parafii św. Augustyna.

Te okoliczności sprawiły, że wybrałem chatkę DA "Stygmatyk" na Białym Dunajcu. Już od samego początku czułem się bardzo swobodnie, choć zdziwiło mnie, że prawie nikt z duszpasterstwa nie jechał podstawionym autokarem. Po przyjeździe na miejsce wszyscy przywitali mnie bardzo serdecznie i radośnie. Gdy tylko pojawiłem się w Białym Dunajcu moje przygody rozpoczęły się na dobre, bo okazało się, że nie ma... mojej walizki ze wszystkimi rzeczami. W związku z tym wszystkie duszpasterstwa zostały postawione w stan alarmowy (przynajmniej tak mnie zapewniano) i po niedługim czasie walizka się odnalazła w innym duszpasterstwie.

…Właśnie zdałem sobie sprawę jak wiele myśli przechodzi mi przez głowę i jak długo już piszę ten artykuł! Chcąc pozbierać myśli podzielę obóz na 3 niezmiernie ważne jego elementy:

  1. Ludzie

Rodzice początkowo nie wierzyli mi, że ponad 600 osób może się w jednym czasie zjechać do małej podhalańskiej wioski. A jednak! Każdy dzień przynosił nowe znajomości i wartościowe rozmowy. To, co było dla mnie najbardziej niezwykłe, to fakt, że spotkały się osoby, z którymi mogłem porozmawiać dosłownie na każdy temat. Czy nie zdarzyła ci się sytuacja, gdy miałeś lub miałaś ważną sprawę, a wokół nie było się do kogo zwrócić? Z częścią znajomych porozmawiamy tylko o studiach, być może z częścią tylko o pracy albo o imprezach w Pasażu Niepolda. Na Białym Dunajcu miałem możliwość porozmawiania na ważne, życiowe tematy, a co może powinienem podkreślić - na tematy związane również z Bogiem. Bez cenzury, bez zahamowań czy ukrywania prawdy na temat swojego zdania.

Skoro piszę już o ludziach, to trochę na przekór napiszę również o ich braku, gdyż przez dwa tygodnie starałem się mocno ograniczyć korzystanie z portali społecznościowych, których na co dzień tak często używam. Nie dzwoniłem, nie wysyłałem SMS-ów. Tylko na chwilę łączyłem się z internetem, aby sprawdzić ważną pocztę, czy już pod koniec obozu wrzuciłem jedno zdjęcie, aby poinformować znajomych, że żyję. Takie czasowe odcięcie się od codziennego świata jest na pewno bardzo dobre i serdecznie polecam każdemu, a zwłaszcza tym, którzy nie potrafią żyć bez Facebooka lub innych portali społecznościowych.

Jest jeszcze coś: na obozie spotkałem Monikę z Góry św. Anny, której nie widziałem od bardzo, bardzo dawna, ale to już całkiem inna historia...

  1. Wydarzenia

Oprócz towarzystwa osób ze "Stygmatyka" miałem wiele okazji, by poznać ludzi z całego obozu. Pielgrzymka na Wiktorówki, zawody w siatkówkę i koszykówkę, Bieg Otrzęsinowy, Festiwal Piosenki Wszelakiej, Dzień Otwartych Chałup, konferencje naszych duszpasterzy, imprezy i oczywiście Msze św. - to elementy wspólne, gdzie poznałem mnóstwo nowych osób. Każde z wydarzeń miało w sobie coś niezwykłego. Różniły się one nie tylko formą, lecz przede wszystkim emocjami, które towarzyszyły nam podczas ich przeżywania. Od kontemplacji, przez rywalizację, aż po wielką radość ze wspólnych zabaw! Każdy mógł znaleźć coś dla siebie, a tak się składa, że mnie podobały się wszystkie wydarzenia obozowe. W każdym z nich miałem jakiś swój udział, dzięki czemu Biały Dunajec stał się dla mnie jeszcze bardziej wartościowy.

  1. Góry

Kto by pomyślał, że dla mnie ten element zejdzie na dalszy plan. Nie oznacza to jednak, że nie korzystałem z tego dobrodziejstwa natury. Zanim przyjechałem na Biały Dunajec, nawet nie sądziłem, że „zwykli śmiertelnicy” wchodzą na takie szczyty jak np. Rysy! Początki, jak przypuszczałem, nie były łatwe... Już na trzeci dzień miałem tak duże zakwasy, że nie pozostało mi nic innego, jak tylko zostać w domku i pomóc przy obiedzie. Nie zmartwiło mnie to i już następnego dnia byłem w pełni sił, aby grać ze swoją drużyną w meczu siatkówki. Wracając do chodzenia po górach, muszę przyznać, że momentami walczyłem sam ze sobą. Gdyby nie pozytywne nastawienie, to nie udałoby mi się aż tylu szczytów osiągnąć. Mięśnie bolały, stawy też mocno oberwały. Nie myślałem o bólu, szedłem dalej. Szedłem pomimo deszczu, wiatru i potu. Szedłem dalej nawet wtedy, gdy spadający z góry kamień uderzył mnie w palec, przez co do dzisiaj mam pamiątkę z tego wydarzenia. Pamiętam moment, gdy pojawiła się bardzo gęsta mgła. Straciłem z oczu większość moich towarzyszy, lecz w pobliżu szedł również brat Zygmunt, który motywował mnie i dawał mi siłę do dalszej wędrówki.

Podsumowując - warto było. Dla tych ludzi, wydarzeń i gór. Jeśli jeszcze nie byłeś czy nie byłaś na Białym Dunajcu, to jedyną opcją jest wyjazd z nami za rok we wrześniu. Piszę już teraz „z nami”, bo wiem, że o ile Bóg pozwoli, to na pewno pojadę. Mam wielką nadzieję, że ty także!