Na koniec świata z wyciągniętym kciukiem

Maciej Rajfur

|

Gość Wrocławski 45/2015

publikacja 05.11.2015 00:15

Podróże. Autostopem przejechali ponad 20 tys. kilometrów. Innymi środkami transportu dołożyli 10 tys. Oficjalny cel: Tokio i góra Fudżi. Prawdziwy cel: wyprawa życia z ukochaną osobą.

Japonia. Buddyjski kompleks świątynny we wschodnim Kioto to miejsce bardzo charakterystyczne Japonia. Buddyjski kompleks świątynny we wschodnim Kioto to miejsce bardzo charakterystyczne
archiwum Pawła Janowskiego

Wszystko zaczęło się w głowie Pawła Janowskiego, studenta z Salezjańskiego Duszpasterstwa Akademickiego „Most”. A skończyło się na ponaddwumiesięcznej podróży prawie dookoła świata. Zimą, podczas wyjazdu do Taizé, Paweł przedstawił swój szalony pomysł Ani. Wówczas przechodziła ona etap: „Rzuć wszystko i jedź na drugi koniec świata! Po prostu przed siebie!”. Trafił więc w dziesiątkę. Wtedy panowała między nimi relacja koleżeńska. – Paweł zaczął mi z czasem wiercić dziurę w brzuchu. Po drodze staliśmy się już dla siebie kimś bardzo ważnym i… zadecydowaliśmy, że warto – wspomina Anna Żółtaniecka. Tuż przed wyjazdem doszło do zaręczyn, a więc podróż okazała się narzeczeńską.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.