Wigilijna opowieść z ulicy

Agata Combik

publikacja 23.12.2015 16:50

Chyba puste flaszki będziemy na choince wieszać? - śmieje się jeden z bohaterów "Sie masz Wiktor", pierwszego obrazu zrealizowanego przez Cinema Albert Productions.

Wigilijna opowieść z ulicy W drodze ku światłu - końcowa scena filmu Archiwum Cinema Albert Productions

Zespół filmowy działający przy wrocławskim schronisku dla bezdomnych mężczyzn Towarzystwa Pomocy św. Brata Alberta obchodzi 10-lecie istnienia. Pierwsze ich filmowe dzieło dotyczyło właśnie Wigilii.

Dwaj bezdomni, Bocian i Waluś, zasypiają na klatce schodowej, w towarzystwie „Wariatki”, butelczyny będącej jedyna ich pociechą. Rano okazuje się, że alkohol… znika bez śladu. Ktoś zamiast niej przyniósł im śniadanie i gorącą kawę… Czy to ta iskra dobroci uruchamia ciąg późniejszych wypadków? Przedświąteczna atmosfera „dobija się” do serc pokiereszowanych przez życie ludzi. Nawet sam św. Mikołaj, biegnąc, wpada na nich z impetem. W starej ruderze spotykają kolejnego bezdomnego człowieka. Ostatecznie postanawiają przygotować Wigilię. Skombinowana gdzieś choinka, „zupa” ugotowana na śniegu, ozdoby z gazet, wspomnienia… – Widzę światło, będę szedł do tego światła, dojdę… Trzeba przestać pić, żeby dojść tam, gdzie trzeba iść – padają na koniec ważne słowa. Wstają i idą.

Fabuła nie jest tylko fikcją. Waldemar, filmowy Waluś – kiedyś zwany też „Kakadu”, z powodu pewnej papugi – nie pije już od 13 lat (gdy kręcono film miał trzyletni staż trzeźwości). – Ani kropli. Kieliszek to dla mnie za dużo, bo potem cysterna to byłoby za mało – tłumaczy. I dodaje, że pamięta dobrze Wigilie przeżywane w czasach, gdy, jak mówi, „bujał się” przez 10 lat po pustostanach, nastawniach, altankach. Nie przypomina sobie z tamtych chwil nawet smutku. – Po prostu myślałem tylko o tym, żeby się napić, żeby nie trzeźwieć. Nawet jeść się nie chciało – wspomina. – Prawdę mówiąc spadłem na samo dno… Ale powstałem! Odbudowałem więź z dziećmi, mam kontakt z wnukami…

Wigilijna opowieść z ulicy   Waldemar Rybczak, czyli Waluś (z lewej), i Leszek Herliczka występowali w wielu filmach Cinema Albert Agata Combik /Foto Gość – Wigilie w schronisku nie są radosne. Raczej pełne zadumy, wspomnień i smutku. Choć ludzie znajdują tu wiele ciepła i domowej atmosfery, to jednak, w ten szczególny wieczór, czują, że nie tak miało być, że przecież powinni być gdzie indziej, z rodziną, wśród najbliższych – mówi Darek Dobrowolski, kierownik wrocławskiego schroniska św. Brata Alberta dla bezdomnych mężczyzn.

Skąd pomysł, by w tym środowisku, „siłami” samych bezdomnych mieszkańców, kręcić filmy? – Bardzo często, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym, telewizja przygotowywała w schronisku reportaże, powstawały filmy dokumentalne i… było w nich wiele przekłamań. To nie był autentyczny obraz bezdomności. Stwierdziliśmy, że przecież możemy takie filmy robić sami – tłumaczy Darek.

W ciągu 10 lat Cinema Albert zrealizowała już 7 obrazów. Budżet ich wszystkich razem wziętych wyniósł ok… 3 tysięcy złotych. – Aktorzy nie grają. Są po prostu sobą – mówi D. Dobrowolski. A scenariusze? Głównym autorem jest samo życie. Filmy oparte są na autentycznych wydarzeniach. Więcej na www.bratalbert.wroc.pl/cinema

Wszystkie filmy dostępne są na kanale youtube. Oto "Sie masz Wiktor":

"Sie masz Wiktor" [cały film]
Cinema Albert Productions