ResTAUrator we Wrocławiu

Maciej Rajfur

publikacja 15.02.2016 15:03

Klub, który szczególnie weekendy jest miejscem hucznych imprez młodzieżowych, zamienił się w jeden wieczór w miejsce uwielbienia Boga, a to za sprawą koncertu Tau.

ResTAUrator we Wrocławiu Tau nie pierwszy raz koncertował we Wrocławiu Maciej Rajfur /Foto Gość

Wydarzenie na pozór czysto rozrywkowe - występ popularnego rapera - udowodniło, jak bardzo ludzie potrzebują obecności Pana Boga nawet w takich chwilach jak koncert. 14 lutego ok. godziny 20.30 na scenę w klubie Bezsenność przy Ruskiej 51 wyszedł Tau. Muzyk, który swoimi brzmieniami już wielu sprowadził na Bożą drogę życia.

Co więcej, nie przekonuje ludzi tylko swoimi piosenkami, ale również życiorysem. Przeżył bowiem nawrócenie, a jego przemiana głęboko odbiła się właśnie na jego muzyce. Od chwili, gdy wrócił w ramiona Pana Boga, zaszokował polską scenę hiphopową, ale i opinię publiczną. Niektórzy fani odwrócili się od niego, inni dopiero go poznali i zafascynowali się artystą o pseudonimie Tau. Podczas koncertu zaprezentował utwory ze swojej najnowszej płyty "Restaurator"”, która kreśli miłosierny obraz Boga.

Raper między piosenkami rozmawiał z publicznością, opowiadał o swoim życiu, dawał świadectwo.

- Jak pewnie wiecie, ożeniłem się i razem z Izą tworzymy szczęśliwą rodzinę. Warto modlić się o kogoś, z kim będziesz szedł przez codzienność do końca swojego życia - mówił podczas koncertu.

Zwracał także uwagę na czynniki, które niszczą dobrą relację człowiek-Bóg i takie, które mogą ją zbudować, np. czystość przedmałżeńska, wierność, życie w prawdzie.

Nietypowym punktem, który podzielił wieczór na dwie części, był czas świadectw z publiczności. Każdy chętny, w sposób zupełnie niereżyserowany, mógł przez kilka minut podzielić się na scenie swoją historią i działaniem Pana Boga w  życiu.

Chętnych nie zabrakło. Młodzi ludzie w sposób emocjonalny, ale prawdziwy opowiadali o swoich losach, przez które przenikał Jezus. Ten moment wprowadził na sali skupienie, ale i jedność. Tau kilkukrotnie w czasie wykonywania utworów modlił się spontanicznie, a publiczność razem z nim, podnosząc ręce do góry na chwałę Bożą.

To na pewno nie był typowy koncert, a tym bardziej typowy koncert hiphopowy. Nie zabrakło muzycznej energii, ale znalazł się czas na rozmowę z Bogiem i uwielbienie.

- Pamiętajcie, żaden dostatek i pieniądze tego świata nie są w stanie dać wam takiego szczęścia, jakim obdarowuje nas Bóg. Byłem na tzw. „salonach”, osiągnąłem komercyjny sukces, ale to mi dało tylko chwilowy zachwyt. Dopiero w Bogu odżyłem - stwierdził Piotr Kowalczyk "Tau".