Antykomunistyczny lwi pazur w sutannie

Maciej Rajfur

|

Gość Wrocławski 09/2016

publikacja 25.02.2016 00:15

Pamięć. Jako 73-latek uciekł ubekom sprzed nosa...przez okno. A potem jeszcze zagrał im tym na nosie, ganiąc ich za to w liście. Taki właśnie był ten ksiądz – wyklęty. Miał swój niepowtarzalny charakter.

Antykomunistyczny lwi pazur w sutannie Grób ks. kan Tomasza Sapety. Maciej Rajfur /Foto Gość

Na polach 81A oraz 120 cmentarza Osobowickiego w latach 1948–1956 złożono ciała 354 osób, w tym 89 skazanych na karę śmierci i straconych. Wśród nich znajduje się jeden polski ksiądz. Odkrywając kolejne karty historii Tomasza Sapety człowiek może być naprawdę pod wrażeniem. Bo chodzi nie tylko o bohaterskiego kapłana wyklętego, ale duchownego z oryginalnym charakterem.

Do czterech razy sztuka

Na podstawie zachowanych archiwaliów można stwierdzić, że był on jedynym księdzem narodowości polskiej zmarłym w więzieniu na Dolnym Śląsku w okresie stalinizmu. Przez całe swoje kapłańskie życie uciekał przed straszliwym terrorem reżimu totalitarnego. Komuniści regularnie preparowali wobec niego nieprawdziwe oskarżenia i dowody. Do tego stopnia udawało im się uprzykrzać życie kapłanowi, że doprowadzili do odwołania go przez kurię biskupią z pracy duszpasterskiej! Stale przenosił się i ukrywał, szukając azylu, ale wciąż działał. Pomagał żołnierzom Armii Krajowej, zawzięcie przy każdej okazji bronił Kościoła i jego dóbr. Aż czterokrotnie aresztowany: przez NKWD, policję ukraińską współpracującą z Niemcami i dwa razy przez UB. A jeszcze kilkakrotnie zdołał niemal cudem tego uniknąć. W 1947 r. Sąd Okręgowy w Przemyślu wydał nawet postanowienie o tymczasowym zatrzymaniu ks. Sapety pod fałszywym zarzutem współpracy z UPA, która… pięć lat wcześniej sama regularnie prześladowała go na Kresach Wschodnich, aż musiał zmienić miejsce zamieszkania. Zanim trafił do kwatery poległych za ojczyznę na Osobowicach, doświadczył wielu niesprawiedliwości, ale zdążył też nieraz pokazać lwi, a raczej Boży pazur.

Kapłan i kronikarz z powołania

Tomasz Sapeta w wieku 32 lat przyjął święcenia kapłańskie, a trzy lata później (1911 rok) został proboszczem w parafii w Lipowcu k. Drohobycza (dzisiejsza Ukraina). Tam ujawnił się literacki talent kapłana, który zaczął prowadzić „Kronikę parafii lipowieckiej od roku założenia 1911”. W niej dość szczegółowo i obrazowo opisywał życie wspólnoty oraz jej wiernych, z sytuacją polityczno-gospodarczą w tle. Na kolejnej placówce w Stubnie k. Przemyśla także pisał kronikę, przez 18 lat. Dokumenty te z czasem stały się wartościowe nie tylko ze względu na talent ks. Tomasza. Systematyzowały one ważne informacje dot. lokalnej społeczności. Po II wojnie światowej Sapeta należał do osób podejrzanych dla komunistów. Mężczyzna zdał sobie sprawę, że Podkarpacie nie jest dla niego bezpiecznym terenem. Przeniósł się na Dolny Śląsk, gdzie przez 2 lata pracował jako kapelan sióstr urszulanek w Bardzie Śląskim. Tutaj rozwinął skrzydła w dziedzinie walki z reżimem, używając swojego ciętego pióra…

Cudowny posłaniec

87-letnia s. Apolonia Płaza pracuje w przedszkolu, które w Środzie Śląskiej prowadzi jej zgromadzenie. Babcia salezjanki była siostrą ks. Tomasza, więc dla Apolonii bohater był ciotecznym dziadkiem. – W ostatniej fazie życia przebywał w więzieniu przy ul. Kleczkowskiej. Zmarł 1 marca 1950 r. z niewiadomych przyczyn, prawdopodobnie okrutnie zamęczony – tłumaczy krewna. Przełożona zakonu marianek, której udało się odwiedzić kapłana za kratami, opowiadała s. Apolonii, że rozmawiał z nią cały posiniaczony, pokrwawiony i miał wybite wszystkie zęby. UB zakopało ciało ks. Sapety w foliowym worku w bezimiennym dole na polu cmentarza Osobowickiego przeznaczonym dla więźniów politycznych. Rodzina o miejscu niegodnego pochówku dowiedziała się dosłownie cudem. – Umierając w więziennym szpitalu, ksiądz zwrócił się do innego chorego: „Jak przeżyjesz i wyjdziesz na wolność, to pod tym adresem mieszka moja rodzina. Powiadom ją, gdzie zakończyłem życie i gdzie zostanę pochowany” – opowiada s. Apolonia. Posłaniec przetrwał i wypełnił swoje zadanie, przekazując w 1958 r. wiadomość siostrzenicom: matce i ciotce Apolonii.

Przez okno ku wolności

W Bardzie Śląskim ks. Tomasz w latach powojennych zaangażował się w antykomunistyczną walkę. Kierował pisma do ministerstw sprawiedliwości i administracji. Polemizował z reżimową prasą, która prowadziła nagonkę na klasztor marianek. Zwracał się listownie do ambasad USA, Francji i Wielkiej Brytanii, prosząc o zainteresowanie losem Polaków. – W lutym 1949 r. funkcjonariusze służb bezpieki z Ząbkowic Śląskich przeprowadzili rewizję u księdza, stawiając mu zarzut współpracy z obcym wywiadem – opowiada krewna zakonnica. Zarekwirowano wtedy wszystkie dokumenty Sapety. Wśród nich znajdowały się m.in. dwie parafialne kroniki, lista przeznaczonych na zagładę, fotografie z ekshumacji oficerów polskich w Katyniu i pisma m.in. do Bieruta czy Cyrankiewicza. Tego samego dnia po rewizji aresztowano kapłana, ale z powodu późnej pory pozostawiono go w klasztorze pod opieką dwóch funkcjonariuszy. W kronice sióstr urszulanek z 18 lutego 1949 roku czytamy: „W nocy był pod stałym dozorem. […] O godz. 6.30 pozwolono księdzu odprawić Mszę św. Gdy oznaczony czas minął, a księdza nie było, siostry poszły dowiedzieć się, czy Msza będzie. Księdza w pokoju nie było. […] Milicja rozpoczęła poszukiwania. […] Biedny próbował ratować się ucieczką, w co nie mogłyśmy uwierzyć, wiedząc, jak był pilnowany”. Następnego dnia urszulanki notują: „Chyba Matce Bożej z Warty zawdzięczamy tę łaskę, że UB, które groziło nam, że się od nas nie ruszy, dopóki nie znajdzie księdza, dziś w południe odjechało”. Duchowny „ulotnił się” w nocy przez okno i przy pomocy kolejarzy z Kłodzka przedostał się do brata w Krakowie. Wisienką na torcie w tej historii jest napisany jeszcze w Kłodzku list do bezpieki: „By zrozumieć sens i charakter, ducha kroniki, trzeba mieć trochę oleju w głowie, tylko parobas nie pojmie tego, upatrując w tem zbrodnie przeciw Państwu. […] Widząc, jak UB obchodzi się z aresztowanymi ludźmi i jak fałszywie komponuje różne zarzuty, o których nie śniło się nawet posądzonemu, chcąc uniknąć poniewierki w wieku 73 lat, uszedłem z waszych zbrodniczych rąk, jadąc sobie spokojnie do Kłodzka rannym pociągiem”.

Walka o godność

Na początku lat 60. reżim zelżał i dwie siostrzenice, za wiadomością posłańca, pojechały do kancelarii cmentarnej na Osobowicach. Po podaniu danych otrzymały numer 36, wyryty w kamieniu na grobie, który pomógł odnaleźć miejsce spoczynku zamęczonego wujka. – Byłam tam raz, trawa rosła po kolana. Zaniedbany teren – opowiada s. Apolonia. Rodzina postanowiła zabrać szczątki ks. Tomasza z bezimiennego pola więziennego i przenieść je do osobnego grobu. W Polsce Ludowej trzeba było ujawnić nie tylko dane, ale i losy zgładzonego kapłana. Spiętrzały się formalności. Mimo to bliscy dopięli swego. Wiosną 1972 r. dokonano upragnionej ekshumacji i przeniesienia na pole 94, do indywidualnego grobu. – W latach 90., gdy pracowałam we Wrocławiu, nawiedzając cmentarz, zobaczyłam, że napis na tablicy jest bardzo wytarty. Trzeba było wykonać nową, godną wolnej Polski – stwierdza s. Apolonia. Wkrótce rodzina ufundowała płytę z napisem: „Prześladowany i zamęczony w więzieniu wrocławskim na Kleczkowskiej”.

Po prostu banda zbirów

Zbiegłszy sprzed nosa ubekom w Krakowie, ks. Tomasz nie był bezpieczny, więc w marcu 1949 roku przeniósł się do Katowic, ale i tam bezpieka go namierzyła, aresztując na terenie parafii w Bojszowach. Przetransportowano go następnie do Wrocławia, gdzie przeszedł śledztwo, mające go skompromitować. Wówczas określano Sapetę mianem przestępcy za rzekomą współpracę z obcym wywiadem i „z bandą NSZ z lubelskiego”. Wśród wielu doniesień współpracowników UB osadzonych razem z Sapetą zachowało się dość wyraziste: „O członkach Rządu wyraża się jak najbardziej wrogo – nazywa ich »Bandą zbirów«. Gromadzi pisma, wiersze i broszury wychwalające Andersa. Postawił sobie za cel ośmieszanie i kompromitowanie władz UB, partyjnych”. 17 października 1949 roku sąd skazał ks. Tomasza Sapetę na dwa lata więzienia. Po niecałych 5 miesiącach dalszych wyczerpujących przesłuchań 74-letni kapłan zmarł.

Ponownie ze swoimi, ale z szacunkiem

Dziś możemy powiedzieć, że ks. Tomasz Sapeta spoczął wśród swoich, czyli tych, z którymi cierpiał. Stało się tak dzięki współpracy s. Apolonii i… „Gościa Niedzielnego”. Salezjanka kilka lat temu przeczytała w tygodniku krótki tekst Edwarda Kabiesza o ekshumacji szczątków 350 więźniów politycznych na cmentarzu Osobowickim. Dowiedziała się, że powstanie wówczas Kwatera Wojenna Ofiar Terroru Komunistycznego. – Po konsultacji skontaktowaliśmy się z prowadzącym prace prof. Krzysztofem Szwagrzykiem z IPN-u. 2 grudnia 2011 roku przeprowadzono drugą ekshumację, a 8 grudnia odprawiono nabożeństwo pogrzebowe w kwaterze wojennej – mówi krewna. Bliscy po wielu trudnościach i perturbacjach dopięli swego. Przywrócili godność niezłomnemu kapłanowi, który nigdy nie pozwolił splamić swojego kapłańskiego i polskiego honoru.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.