Zmartwychwstanie na wyciągnięcie ręki

Maciej Rajfur

publikacja 27.03.2016 13:56

Cieszymy się z tego, co mamy na Triduum i w święta, bo u nas Chrystus też zmartwychwstaje - mówi s. Berenike z Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego dla Dorosłych pw. św. Jerzego we Wrocławiu.

Zmartwychwstanie na wyciągnięcie ręki Spowiedź z ZOL-u to droga do owocnego przeżycia świąt wielkanocnych Maciej Rajfur /Foto Gość

Podopieczni placówki przy ul. Rydygiera mimo wielu utrudnień mieli okazję, by korzystać zarówno z przygotowań do Wielkiej Nocy, jak i samych świąt.

- Przygotowujemy się już w Wielkim Poście. Staramy się, żeby to był wyjątkowy, inny czas. W piątki ksiądz kapelan prowadził Drogę Krzyżową, a w niedzielę po Mszy św. modliliśmy się Gorzkimi Żalami - mówi s. Berenike.

W Zakładzie, który prowadzą siostry boromeuszki, organizuje się także rekolekcje trzydniowe. Potem nadchodzi najważniejsze: Triduum Paschalne

- Wszystko mamy tak jakby pomniejszone, trochę prostsze, ale staramy się, jak potrafimy. Budujemy grób i ołtarz adoracji. My, siostry jesteśmy w stanie pójść do kościoła, ale nasi chorzy nie, dlatego w kaplicy przygotowujemy liturgie - opowiada siostra zakonna.

Dodaje, że niektórzy chorzy zgubili Pana Boga po drodze życia, inni zaś wierzą od dziecka, dlatego siostry chcą dać wszystkim możliwość bycia przy Chrystusie w te najważniejsze dni roku liturgicznego.

- Nasze Triduum odbywa się we wcześniejszych godzinach i jest okrojone, bo nie mamy służby liturgicznej, więc same jesteśmy ministrantkami i pomagamy księdzu. Cieszymy się szczególnie z tego, co jest, bo Chrystus u nas też zmartwychwstaje, w sercach naszych podopiecznych. Czcimy Pana Boga i myślę, że on się z tego cieszy - mówi boromeuszka.

Nie wszyscy są w stanie uczestniczyć w wydarzeniach w kaplicy ze względów przede wszystkim zdrowotnych. Siostry starają się jednak zachęcać tych, którzy mają siłę.

- Starsze osoby trzeba mobilizować, potem oni dziękują za to: „Dobrze, że siostra powiedziała, że mnie siostra namówiła”. Gdy namówiłam jedną z pań do spowiedzi, potem była bardzo wdzięczna, bo, jak stwierdziła: „Ksiądz nie krzyczał” - wspomina s. Berenike.

- Nie wyobrażam sobie świąt bez Boga. Tutaj modlimy się w kaplicy i cieszymy się, że mamy Boga, można powiedzieć, na wyciągnięcie ręki. Korzystamy z tego i dziękujemy siostrom oraz księżom za to, że chcą dla nas przygotować wszystkie liturgie i obrzędy - mówi pani Małgorzata, 94-latka, podopieczna ZOL-u.

Zmartwychwstanie na wyciągnięcie ręki   S. Berenike (po lewej) z chorymi w kaplicy ZOL-u przy Rydygiera Maciej Rajfur /Foto Gość