Niedokończona żałoba

Maciej Rajfur

publikacja 11.04.2016 18:05

Debata o wielkiej rzezi Ormian sprzed 100 lat i bezkrytycznej postawie Turcji, która nie chce uznać tej tragedii, pozostawiła kilka ważnych wniosków i jeden kluczowy: O ludobójstwie należy mówić i je potępiać, bo zdarza się wielu rejonach świata.

Niedokończona żałoba Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski podczas debaty Maciej Rajfur /Foto Gość

Na Uniwersytecie Wrocławskim przypomniano
o okrutnej rzezi Ormian, pierwszego ludobójstwa
XX wieku, podczas którego w latach 1915-1916 zginęło ok. 1,5 miliona ludzi. Rozproszono zaś pozostały milion, tworząc światową diasporę uchodźców.

Fundacja "Sapere Aude" zorganizowała na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego debatę, w której wzięli udział: ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, dr Adam Domanasiewicz, prof. Ara Sayegh i dr Michał Stępień.

Każdy specjalista z innej strony spojrzał na tragedię, która do dzisiaj budzi kontrowersję ze względu na brak uznania jej za ludobójstwo przez wiele państw.

Wykład w stylu pytań „Dlaczego?” przedstawił wykładowca Politechniki Wrocławskiej prof. Ara Sayegh, potomek pomordowanych Ormian w Turcji. Rzeź jego przodków pociągnęła za sobą olbrzymie cierpienie np. masowe gwałty oraz pozbawiła Ormian wszystkich zasobów materialnych.

- Nie jestem bezpośrednim świadkiem ludobójstwa, ale nawet po 101 latach cierpię z powodu bolesnych skutków i przykrych śladów tej nieludzkiej rzezi. Dzisiaj władze Turcji nazywają ludobójstwo „deportacją”, kierując się poprawnością polityczną - mówił wykładowca podczas prelekcji.

Następnie po kolei w jasny sposób tłumaczył, dlaczego zbrodnia na Ormianach z pewnością nie była żadną deportacją, a po prostu eksterminacją niewinnych ludzi.

- W 1939 roku Adolf Hitler, wydając rozkaz ataku na Polskę, powiedział na odprawie do dowódców Wehrmachtu: „Zabijajcie bez litości kobiety, starców i dzieci; liczy się szybkość i okrucieństwo. Kto dziś pamięta o rzezi Ormian?" - cytował prof. Sayegh.

I pytał dalej: Dlaczego rząd turecki nie zapłacił odszkodowania Ormianom za ludobójstwa? Dlaczego nie zwrócił skonfiskowanych ormiańskich kościołów i klasztorów należących do władz kościelnych?

O tym, dlaczego sprawa ludobójstwa jest trudna, mówił kolejny prelegent ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

- Rzadko się zdarza w historii, żeby sprawcy się do tego przyznali. De facto Niemcy przyznali się tylko dlatego, że byli okupowani przez aliantów. Analogiczna sprawa jest z Ukrainą. Część tego narodu dała się zwieść zbrodniczej ideologii banderowskiej. Wymordowano wtedy Polaków za ich polskość - stwierdził.

Do dzisiaj Ukraina ucieka od odpowiedzialności. I o czym mówi? - O „bolesnych wydarzeniach” czy „wojnie polsko-ukraińskiej”. Wojnie, w której z jednej strony stali uzbrojeni w karabiny mężczyźni, z drugiej kobiety i dzieci… - mówił kapłan.

Jego zdaniem, Ukraina jest dokładnie w tym samym miejscu co Turcja, czyli przyjmuje postawę: nie uznać, zakłamywać, nie dopuścić do prawdy. Ale taka sytuacja zachodzi również w innych rejonach świata. Warto wspomnieć ludobójstwo w Rwandzie, w dawnych republikach jugosłowiańskich, czy to dokonywane przez Państwo Islamskie.

- Te przykłady powodują, że mówienie o ludobójstwie Ormian ma głęboki sens. Jeżeli ta zbrodnia nie zostanie potępiona, wówczas w innej części świata inny tyran bezkarnie powie: „Róbcie tak,bo kto o tym będzie pamiętał?” - oświadczył ks. Isakowicz-Zaleski.

Kto i dlaczego nie uznaje masowej eksterminacji Ormian za ludobójstwo? Przeczytaj na następnej stronie.

Pewna część świata nie uznaje tragedii z 1915 roku z Turcji, jako ludobójstwa. Np. Stany Zjednoczone jako państwo nigdy nie potępiły ludobójstwa. Barack Obama w kampanii wyborczej obiecywał, że USA uzna ludobójstwo i je potępi.

- Przez 8 lat, podobnie jak w sprawie wiz dla Polaków, nie kiwnął palcem w tej sprawie. Chodziło mu tylko o głosy. Niestety, inne kraje, jak Wielka Brytania, czy Hiszpania, też nie uznają zbrodni dlatego, bo albo Turcja jest dla nich sojusznikiem, albo mają swoje problemy z ludobójstwem. Amerykanie do dzisiaj nie rozliczyli się przecież z masakry na Indianach - tłumaczył ks. Isakowicz-Zaleski.

Przy tej okazji dodajmy, że wspólnoty ormiańskie zamieszkują Polskę od ok. 700 lat i doskonale się zasymilowały. Po roku 1990 do Polski zaczęli przybywać Ormianie, którzy byli migrantami ekonomicznymi. I ta nowa emigracja ormiańska przywiozła ze sobą pamięć o ludobójstwie Ormian z początku XX wieku.

Przełomowa okazała się wizyta ojca świętego w 2001 roku w mauzoleum ludobójstwa Ormian w Erywaniu. Wielu przywódców przybyło do Armenii, ale ze względu na sojusz z Turcją nie odwiedziło mauzoleum ludobójstwa. Jan Paweł II podpisał właśnie wtedy dokumenty w imieniu Stolicy Apostolskiej, jako państwa, które uznało ludobójstwo na Ormianach.

Niedługo potem postawiono w Krakowie krzyż z piaskowca z wypisaną historią Ormian polskich. Jedno wyryte zdanie tam wywołało dużą awanturę, którą rozpętała ambasada turecka: „Tym Ormianom, którzy zginęli w Turcji”.

Na szczęście kard. Macharski nie ugiął się pod naciskiem ambasady i poświęcił uroczyście krzyż nazywany z ormiańskiego chaczkarem. Niedługo potem w innych miastach Polski stawiano podobne płyty z krzyżami m.in. we Wrocławiu przy kościele oo. dominikanów.

Polski Sejm 19 kwietnia 2005 r. przez aklamację, czyli jednogłośnie, przyjął uchwałę w 90. rocznicę rzezi ormiańskiej, nazywają ją wprost ludobójstwem. Na wszystkich chaczkarach, które stawiają Ormianie polscy, dedykują je zamordowanych braciom w rzezi w 1915 roku w Turcji oraz tym Ormianom, którzy razem z Polakami zostali zamordowani przez nacjonalistów ukraińskich na Kresach Wschodnich.