Pożegnanie, które stało się powitaniem

Maciej Rajfur

publikacja 25.04.2016 01:54

Mimo sporej odległości wielu Dolnoślązaków pożegnało w Warszawie płk. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszkę". Podczas przemarszu z kościoła na cmentarz widoczne były m.in. transparenty kibiców Śląska Wrocław.

Pożegnanie, które stało się powitaniem Kilka tysięcy ludzi dumnie podążało za szczątkami bohatera, który po latach został godnie pochowany Maciej Rajfur /Foto Gość

Ostatnia droga dowódcy 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej, jednego z największych Żołnierzy Wyklętych, stała się narodową manifestacją patriotyzmu.

Kilkutysięczny tłum z całej Polski przybył do kościoła pw. św. Karola Boromeusza na Mszę pogrzebową.

Później wszyscy, krocząc w skupieniu za trumną płk. Szendzielarza, odprowadzili bohatera na miejsce wiecznego spoczynku, czyli Wojskowe Powązki.

Z Wrocławia na uroczystości wyruszyła grupa kilkudziesięciu osób, którą zebrało stowarzyszenie „Odra-Niemen". Wśród nich znajdował się Krzysztof Olechnowicz, syn płk. Antoniego Olechnowicza, oficera, którego szczątki odnaleziono w kwaterze „Ł” na warszawskich Powązkach.

- Piękna i godna uroczystość, na którą długo czekaliśmy - stwierdził z uśmiechem wrocławianin, maszerując za wozem z trumną bohatera.

W ostatnim pożegnaniu podpułkownika Wojska Polskiego uczestniczyli także kibice Śląska Wrocław, którzy odpalili race, gdy szpaler z trumną przejeżdżał obok.

- Dlaczego warto było z Wrocławia aż tutaj przyjechać? Nie „aż” w takiej sytuacji i nie „warto” tylko „trzeba”. Uważam, że jest to obowiązek każdego Polaka wobec tych, którzy oddali życie, walcząc o Polskę. Taką, jaka się właśnie zaczyna - mówiła tuż po pogrzebie Małgorzata Suszyńska z „Odry-Niemen”.

Podkreślała przy tym, że na pewno w ojczyźnie zmienia się klimat na lepsze. - Dzisiaj, idąc w kondukcie, zauważyliśmy większą odwagę wśród ludzi. Panował podniosły, ale także bardzo radosny nastrój. Widać jedność wokół tej historii - stwierdziła kobieta.

Inna uczestniczka tych historycznych wydarzeń zwróciła uwagę na wyjątkowość osoby płk. Zygmunta Szendzielarza.

- Mamy do czynienia z niezwykle krystaliczną postacią. Po śmierci Jana Pawła II w Polsce brakuje autorytetów. I „Łupaszka” może ze wszech miar służyć jako wzór dla młodzieży, dlatego cieszę się, że z Wrocławia przyjechało wielu młodych ludzi - mówi Grażyna Piotrowicz.

Jej zdaniem, te obchody wpisują się w ciąg wydarzeń, które świadczą o tym, że w Polsce zaczyna się robić normalnie. Co to znaczy?

- Po prostu wracamy do zdrowego systemu wartości, który przekazali nam nasi ojcowie i dziadowie, a który w ostatnich latach próbuje się konsekwentnie wywracać, czyli: Bóg, honor i ojczyzna - tłumaczy G. Piotrowicz.

Wielu Polaków przeżyło pogrzeb Żołnierza Wyklętego bardzo emocjonalnie, oceniając wysoko całą organizację uroczystości

- Mam to szczęście, że jestem świadkiem po 65 latach pochowania bohatera narodowego. Jednego z największych polskich patriotów, który nigdy nie pogodził się z okupacją najpierw niemiecką, a potem sowiecką. Buduje mnie szczególnie rzesza obecnej młodzieży. Dzięki Bogu, że doczekaliśmy takich czasów - oświadczyła Barbara Smolarska z Wrocławia, która na co dzień pracuje z dziećmi pozbawionymi rodzin.

Dodała także, że kompletnie nie zwraca uwagi przy tej okazji na długą drogę, czy późny powrót do domu, ponieważ takie chwile pamięta się do końca życia.

Tak naprawdę pożegnanie stało się właściwie powitaniem bohatera. Po ponad pół wieku zapomnienia, pochowany bez szacunku, w tajemnicy w nieznanym przez lata miejscu, "Łupaszka" wrócił do Polski poprzez godny chrześcijański pochówek, ze swoim miejscem na cmentarzu i miejscem w świadomości narodu.

Pogrzeb płk Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki"
Gosc Wroclawski