O kulach. Dla wyklętego dziadka

Maciej Rajfur

publikacja 25.04.2016 19:00

Grzegorz Tobolski o kulach przeszedł całą trasę w kondukcie za trumną płk. "Łupaszki". Cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Ten dzień był dla niego jednak czymś więcej niż tylko uczczeniem jednego bohatera narodowego. Z powodu dziadka.

O kulach. Dla wyklętego dziadka Za trumną legendarnego dowódcy AK szło kilkanaście tysięcy ludzi Maciej Rajfur /Foto Gość

Wyjazd do Warszawy na uroczystości pogrzebowe płk. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” miał jeszcze głębsze dno niż oddanie czci i chwały legendarnemu z żołnierzy partyzantki antykomunistycznej. 42-latek z Wrocławia to bowiem potomek Żołnierzy Wyklętych.

- Patrzę na to z dwóch stron. Po pierwsze, wyznaję poglądy narodowe. Udział w tym wydarzeniu był więc dla mnie obowiązkiem patriotycznym. Ale istnieje też aspekt rodziny, ponieważ mój dziadek Antoni Tobolski był Żołnierzem Wyklętym. Został zakatowany podczas śledztwa przy ul. Kleczkowskiej, gdzie zamordowano ponad 100 partyzantów podziemia niepodległościowego - tłumaczy G. Tobolski.

Grobu, podobnie jak przez lata rodzina „Łupaszki”, nigdy ze swoimi bliskimi nie odnalazł. Wnuczek nie wie więc, gdzie bohaterski dziadek został pochowany.

- Dla mnie udział w tej uroczystości był podziękowaniem w kierunku dziadka. Chciałem pokazać mu, że o nim pamiętam. Mimo tego, że uczestniczyłem w pogrzebie jednego żołnierza tj. płk. Szendzielarza czułem, że chcę uczcić tych wszystkich bezimiennych bohaterów, którzy nie mają swoich grobów i mieć nie będą - stwierdził niepełnosprawny mężczyzna.

Jego zdaniem, całe obchody były piękne i przede wszystkim wyważone. Chwytały za serce. - W końcu można głośno oznajmić, że Żołnierzom Wyklętym należy się szacunek i chwała za to, że walczyli o ten kraj - mówi z satysfakcją potomek żołnierza niezłomnego.

Najbardziej budowała Grzegorza obecność tak wielu ludzi na pogrzebie. Wrocławianin miał okazję uścisnąć dłoń prezydenta Dudy i zamienić z nim kilka słów.

- Nasz kraj powstaje z moralnych kolan. Cieszę się, że wielu Polakom zależy na tym, żeby tak się działo - podsumowuje.

Mimo wyczerpującej podróży z Wrocławia do Warszawy 42-latek poruszając się powoli o kulach przeszedł całą trasę konduktu z kościoła pw. św. Karola Boromeusza na powązkowski cmentarz wojskowy.

- Dziękuję Klubowi Kibiców Niepełnosprawnych z Milicza. Razem jeździmy jako kibice na mecze Śląska Wrocław. Przypomnę tylko, że to właśnie kibice Śląska podnieśli jako pierwsi żołnierzy II konspiracji do rangi bohaterów. Pamiętacie? - wspomina Grzegorz Tobolski, szczególnie oprawę  2012 roku, w meczu z Legią Warszawa pod hasłem: "Partyzancka Armio Wyklęta, Śląsk Wrocław o was pamięta".

Uważa, że jego fizyczna niepełnosprawność nie zwalnia go z obowiązku bycia Polakiem. Ludzie podczas marszu za trumną pomagali mu, reagowali spokojnie na wolniejsze tempo, nikt się nie denerwował.

- Wręcz przeciwnie, moja postawa budowała idących obok. Zobaczyli, że pomimo niedogodności ruchowych pokonałem bariery, żeby oddać cześć bohaterowi narodowemu. Chciałbym podziękować wszystkim tym niepełnosprawnym, którzy uczestniczyli w uroczystościach. To wymagało dużej mobilizacji, ale nie traktujmy tego jak zasługi, lecz jako powinność - stwierdził na koniec wrocławianin.