Hojnie rozdała życie

ac

publikacja 14.05.2016 17:16

- Wygląda na to, że zaczyna się pielgrzymka - powiedział ks. Stanisław Orzechowski na początku Mszy św. pogrzebowej Marioli Korowiec. W kościele akademickim DA "Wawrzyny" przy ul. Bujwida we Wrocławiu zgromadził się tłum jej przyjaciół z duszpasterstwa czy pielgrzymich szlaków.

Hojnie rozdała życie Czuwanie przy trumnie, prowadzone przez ks. Aleksandra Radeckiego Agata Combik /Foto Gość

- To Mariola zawsze zwoływała nas na pielgrzymkę. Dziś zwołała nas w sposób nieoczekiwany - mówił "Orzech". W homilii zauważył, że wiele o niej mówi już samo imię, oznaczające „Małą Marię”.

- Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, była małą, piękną, dynamiczną dziewczynką z loczkami - wspominał. Gdy podrosła, stała się filarem DA „Wawrzyny”, a potem filarem wrocławskiej pieszej pielgrzymki na Jasną Górę.

- „Została przeznaczona do dzieła, które wykonała” - mówił, nawiązując do Dz 14. - Czuwała nad tymi dziełami do ostatka. To było mistrzostwo świata w służbie publicznej. Miała 20 lat, gdy „wybuchła” Solidarność, gdy zaczął się stan wojenny. Weszła w konspirację, w cały system organizowania paczek dla internowanych i nie tylko. Rozdała swoje życie na prawo i lewo… Miała ogromny talent organizacyjny. Z pewnością nadawałaby się na premiera.

„Orzech” stwierdził, że Mariola była dla niego prawdziwym autorytetem, wręcz „chodzącym rachunkiem sumienia”. - Przy niej człowiek prostował się ku górze - mówił, dodając, że być może jej właśnie zawdzięcza fakt, że jeszcze żyje.

Mariola kilka razy rozmawiała z nim rozmawiała, by namówić go do udania się do szpitala. Pilnowała, czy zażywa tabletki.  - Zawsze była bezbronna wobec potrzebujących - dodał, wspominając m.in. jak opiekowała się dziewczętami z Ukrainy, Białorusi. - Nie była miągwą, nie narzekała. Nie była manifestacyjnie pobożna ani tkliwie dewocyjna, ale merytoryczna i praktyczna. Pod pozorną szorstkością kryła delikatność serca. Jawi się trochę jak „ikona miłosierdzia”.

Uczestnicy pogrzebowej Mszy św. włączyli się w dzieło miłosierdzia. Zostali wcześniej poproszeni, by zamiast kwiatów ofiarowali datki na rzecz Stowarzyszenia Hospicjum dla Dzieci Dolnego Śląska.

Nad grobem Marioli przypomniano m.in. jej obecność w „Wawrzynach” w 1980 r., gdy w otoczeniu „Orzecha” „kiełkowała” wolna Polska.

Ks. Aleksander Radecki, który wcześniej prowadził modlitewne czuwanie przy jej trumnie, wspomniał o swojej 36-letniej znajomości z Mariolą. Przywołał jej udział w 35 wrocławskich pielgrzymkach, w kolejnych dniach i etapach pielgrzymowania.

- Dla Marioli nadszedł etap ostatni. Jesteśmy razem z nią. Ona już spokojna, stanęła przed Bogiem, a my zostajemy z wieloma pytaniami… Jak będzie wyglądał finał naszej drogi? - pytał, przypominając, że sądzeni będziemy z miłości. - Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą.

Po zakończeniu uroczystości pogrzebowych na cmentarzu przy ul. Bujwida zabrzmiała pogodna pieśń o niebieskim mieszkaniu utrudzonego pielgrzyma: „Tak, ja mam pałac, tam ponad górami (…) Ja pielgrzymuję do górnych stron, ja szukam miasta ze złotymi bramami, tam ja dostanę koronę i dom.”

Ostatnie Pożegnanie Marioli
telewizja-pielgrzymkowa