Uciekał razem z nimi

Maciej Rajfur, ks. Rafał Cyfka

publikacja 16.06.2016 16:04

Świat odwraca wzrok od świadectwa tych, którzy każdego dnia są prześladowani z powodu jednego imienia: Jezus. Walka o ich życie wciąż trwa. Ci ludzie nie chcą ryby. Chcą wędkę.

Uciekał razem z nimi Chrześcijanie w obozie dla uchodźców w Ankawie obok Erbilu na terenie Iraku Ks. Rafał Cyfka

W erze postępującej globalizacji bardzo szybko dowiadujemy, co dzieje się w Nowym Jorku, Sidney, czy Tokio. Informacje praktycznie z każdego zakątka obiegają kulę ziemską natychmiastowo, ale jednak świat jakby udaje, że nie widzi Bliskiego Wschodu i dramatycznej sytuacji chrześcijan w tamtym regionie. Odwraca wzrok, interesując się jedynie własnym podwórkiem.

Jeden z księży archidiecezji wrocławskiej, a jednocześnie pracownik Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie spędził tydzień w Iraku, wspierając naszych braci w wierze. Postanowił na łamach „Gościa Wrocławskiego” podzielić się świadectwem, a jednocześnie przekazać świadectwo tych, którzy każdego dnia prześladowani są z powodu jednego imienia: Jezus.

Wymarłe miasta

Ile mieli czasu, żeby się spakować? Noc, godzinę, niektórzy dosłownie chwilę. Jeśli chcieli ujść z życiem, musieli uciekać. Na pieszo. Dokąd? Do najbliższego miejsca, gdzie mogli być bezpieczni. Czasem nawet kilkaset kilometrów. Zostawili wszystko w popłochu nie oglądając się za siebie, bo z tyłu czekała ich tylko śmierć.

Chodzi o okolice miasta Alkusz na obecnej granicy Kurdystanu i Państwa Islamskiego. Tam znajdują się miejscowości jeszcze niedawno zamieszkałe przez chrześcijan. W 2014 r. zajęło je ISIS, natomiast ostatnie tygodnie przyniosły ludziom nadzieję. Armia kurdyjska wyzwala teren z rąk dżihadystów.

Te miasteczka są teraz kompletnie puste. Wymarły bez swoich mieszkańców. Po części zniszczone w skutek działań wojennych. Z dziurami w ścianach. Gdy wchodzi się do środka tych domów widać od razu, że ludzie uciekali w jednym momencie. Mogli ze sobą wziąć tyle, ile zdążyli w jednej chwili złapać.

Wszystko zostawili tak, jak stało w życiu codziennym. Panuje bałagan, bo dżihadyści szukali kosztowności. Czas biegnie jak wszędzie, ale ludzie zniknęli... To bardzo dziwne być w miejscu, które kojarzy się z ludźmi, a żywej duszy nie widać. To jakby jechać kilka godzin autostradą i nie spotkać żadnego samochodu, jak kibicować na pustym stadionie, iść lasem bez liści i trawy.

Tamtejszy ksiądz, który uciekł ze społecznością chrześcijańską i mieszka razem z nimi po dzień dzisiejszy, relacjonuje, że w tym strasznym momencie, wśród panującej grozy miał czas tylko pobiec do Kościoła i zabrać Pana Jezusa z tabernakulum. Gest mocno dosłowny, ale równie mocno symboliczny. Wielu zapyta bowiem, gdzie był wtedy Chrystus, gdy cierpieli? Uciekał razem z nimi.

Widok wymarłego miasta, w którym nie mieszka ani jeden człowiek, robi na ks. Rafale ogromne wrażenie. Mija popalone boki z dziurami w ścianach, niektóre zburzone od bomb i dział przeciwpancernych. Widok z okopów na działania wojenne, na palące się trawy i zbombardowane miasta sprawia, że człowiek sobie uświadamia, czym tak naprawdę jest ISIS i to, jak traktują człowieka. Kim jest dla nich człowiek, który nie podziela ich ideologii? 

Uciekał razem z nimi   Ks. Rafał Cyfka, kapłan archidiecezji wrocławskiej pracujący w stowarzyszeniu "Pomoc Kościołowi w Potrzebie" Maciej Rajfur /Foto Gośc

Wspólny wróg

Krótka rozmowa z żołnierzami Kurdystanu. To w większości muzułmanie. Bronią miast chrześcijańskich, ponieważ leżą na bardzo strategicznych pozycjach. Nie ma paniki, czy powszechnego strachu, ale da się wyczuć obawę przed ISIS, świadomość, że dżihadyści to ludzie bezwzględni, dla których życie nie ma znaczenia. Są w stanie zrobić wszystko, by osiągnąć cel.

Żołnierze wiedzą, co by się z nimi stało, gdyby wpadli w ręce radykalnych islamistów: tortury typu: krzyżowanie czy podcinanie gardła. Mimo to wzrasta konsekwentnie w społeczeństwie nadzieja, na utworzenie w końcu państwa. Kurdystan to bowiem 40 milionowa społeczność żyjąca w formie autonomii, mieszkająca na terenach Iraku, Syrii i Turcji. W większości tworzą ją muzułmanie. Chrześcijanie stanowią nikły procent. Wszyscy potępiają Państwo Islamskie. To wspólny wróg, który łączy.

Ile wystarczy, by cieszyć się życiem?

Obóz dla chrześcijańskich uchodźców. 5 tysięcy blaszanych kontenerów dla 5 tysięcy rodzin w irackiej Ankawie obok Erbilu. W samym środku obozu kaplica, a w niej potężny krzyż. Na nim w języku arabskim wypisane słowa Chrystusa: „Nie bójcie się”. Ten krzyż z napisem nabiera niesamowicie wyrazistego przesłania.

Każda rodzina otrzymuje kontener z dostępem do wody, prądem i pomieszczeniem mieszkalnym, w którym śpi cała familia, nawet do 15 osób. Łazienki są wspólne, podzielone na te dla mężczyzn i kobiet. Po jakimś czasie uchodźcom wynajmuje się mieszkania na terenie Kurdystanu. Otrzymują możliwość życia w lepszych warunkach. Bo ci ludzie nie chcą ryby. Chcą wędkę.

Dlatego Stowarzyszenie Papieskie „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” daje im szanse łowienia, czyli np. proponuje pracę, umożliwia kontynuację edukacji dla dzieci po dotarciu do obozu. Na różnym szczeblu, od podstawówki po wyższe uczelnie. Żeby mogli wrócić do swoich miast i podjęli odpowiedzialność za odbudowywanie kraju po wojnie.

Czego oczekują chrześcijanie prześladowani? Niczego. Są szczęśliwi, że żyją. Trauma wojny wyniszcza. Czują, że ocalili swoje życie. Dach na głową, pożywienie i względne bezpieczeństwo - reszta się nie liczy. Nie mają roszczeń i pretensji. Podejmują wszelkiego rodzaju prace. Na początku względem swoich współbraci: usługi fryzjerskie, krawieckie, pieczenie chleba. Co kto umie robić. Szukają także zatrudnienia w mieście, żeby normalnie funkcjonować, rozpocząć normalne życie.

Co ciekawe, wkrótce zostanie zamknięty jeden z pierwszych obozów dla uchodźców, zbudowany „na szybko”. Ludzie mają być przeniesieni do innego miejsca o wyższym standardzie. Nie chcą. Nie szukają lepszych warunków. Cieszą się z bezpieczeństwa, które mają. Tu go doświadczyli i dlatego tutaj chcą zostać. Bo człowiek, który stanął przed realną utratą wszystkiego, potem wie jedno: kromka chleba i szklanka wody wystarczy, by cieszyć się życiem.

"Módlcie się za tych, którzy was prześladują"

W marcu 2003 roku w Iraku żyło 1 mln 450 tys. chrześcijan. Dziś jest ich niecałe 200 tys. Większość z nich została wygnana do 2010 roku. Mordowani, przeganiani z kąta w kąt, sprzedawani na targu niewolników. Przez sunnitów, którzy czuli się skrzywdzeni najazdem wojsk amerykańskich, wprowadzaniem na siłę demokracji, obaleniem Saddama Husajna. Pamiętajmy, że irakijscy chrześcijanie cierpią prześladowania od 2003 roku. Przez prawie 10 lat nikt nie mówił o ich losie. Świat milczał. Nikt nie chciał tego pokazywać. Dlatego dla nich wielką radością jest solidarność Kościoła na całym świecie. Że wie, że modli się i nie przechodzi obojętnie.

W ośrodkach uchodźcy mają pełną opiekę duszpasterską pod okiem kapłanów oraz sióstr zakonnych. To tam prześladowani modlą się słowami Chrystusa z krzyża o  przebaczenie dla prześladowców. Tych, którzy wygnali ich z domów, zabrali im cały dobytek, grozili śmiercią, zabili bliskich. Wiara jest siłą tamtejszych chrześcijan. Została okrutnie sprawdzona.

W niedzielnych nieszporach kościół pęka w szwach. Wszyscy zaangażowani w śpiew. Bóg jest żywy poprzez świadectwo codziennego życia. Bo mieszkają tam ludzie, którzy według nas stracili wszystko, lecz w ich oczach wygląda to zupełnie inaczej. Cieszą się, że udało im się wszystko ocalić - swoją wiarę w Jezusa i życie.