Pielgrzymka - szkoła zaufania

Agata Combik Agata Combik

publikacja 07.08.2016 20:00

Wśród pątników usłyszeć można wiele pięknych opowieści. Kamila pierwszy raz wybrała się na Jasną Górę, by pogodzić się z Panem Bogiem. Po latach, by podziękować za życie i zdrowie synka. Dziś Tymek już kolejny raz wędruje z mamą do Matki Bożej.

Pielgrzymka - szkoła zaufania

- W tym roku jestem na pielgrzymce po raz jedenasty - wspomina Kamila, jak się przedstawia - „mama Tymka”. - Po raz pierwszy poszłam jeszcze przed rozpoczęciem studiów. Musiałam wtedy pogodzić się z Panem Bogiem, po wielu latach różnych kłótni z Nim. Obraziłam się na Niego po śmierci babci. Przyszła chwila, gdy zapragnęłam pojednać się, pogodzić. Udało się, właśnie na jasnogórskim szlaku.

Zasmakowała na dobre w wędrowaniu do Matki Bożej. Dwa razy pielgrzymowała w służbie medycznej, po odbyciu specjalnego kursu. Po latach postanowiła wybrać się z synami.

- Mateusz miał wtedy ok. 3,5 roku, Tymek - 4 miesiące. Był jeszcze karmiony piersią - wspomina. - Plan był taki, żeby przejść tylko do Trzebnicy. Poszłam na żywioł. Przyszłam pod katedrę z dwoma wózkami, licząc na to, że ktoś ze znajomych przez ten jeden dzień pomoże mi. Ledwo stanęłam pod katedrą, rozejrzałam się, usłyszałam: „Może siostrze pomóc?”

- Grupa przyjęła nas tak dobrze, uzyskałam tak serdeczną pomoc, że postanowiłam pójść jeszcze dzień dłużej, do Oleśnicy. Potem zapadła decyzja, by dojść do Namysłowa. A jeszcze później… zadzwoniłam do rodziców, do męża, żeby przywieźli dodatkowe ciuchy. Poszliśmy do samego końca - wspomina.

Skąd taka determinacja? U jej źródeł leżał nie tylko smak pielgrzymich dróg i życzliwa obecność braci i sióstr. - Muszę dodać najważniejszą rzecz: to była pielgrzymka dziękczynna za życie i zdrowie mojego synka, które były poważnie zagrożone… - wyjaśnia Kamila ze wzruszeniem.

I opowiada o realiach wędrowania z maluchami. - Przerobiliśmy kilka wózków. Kiedyś w naszym popsuły się koła i służby pielgrzymkowe podwiozły nas do Namysłowa, by tam naprawić pojazd. A tam pewna gospodyni mówi: „Mamy taki używany wózek. Mieliśmy go sprzedać, ale… niech jedzie na Jasną Górę”. Dała go nam w prezencie! Dojechał do celu, a w następnym roku służył jako „wózek awaryjny”, krążący pośród potrzebujących pielgrzymów. W tym roku też jechał - mówi.

I opowiada, jak to się przeżywa pielgrzymkową spowiedź z małym dzieckiem - które a to „podsłuchuje”, wystawiając główkę z nosidełka, a to płacze. - Bywa, że spowiednik wtedy czasem przejmuje wózek i mówi: „cicho mi tam!” - wspomina.

Maluch a to potrzebuje koniecznie skorzystać z toalety w najmniej odpowiednim momencie, a to chce, by „naprawić” mu banana, a to domaga się pieroga zamiast naleśnika.

Potrafi serdecznie podziękować za podarowaną zupę albo sprawdzać wytrwale, czy odpoczywająca mama śpi. - Łatwo nie jest, ale zawsze udaje się coś zaczerpnąć z konferencji, ze wspólnej modlitwy - mówi uśmiechnięta Kamila. - Mamy też małe sukcesy: Tymek na pielgrzymce nauczył się czynić znak krzyża. Czasem udaje mu się tylko „Amen”, ale myślę, że jesteśmy już na dobrej drodze.

I dodaje: - Pielgrzymka to szkoła zaufania. Trzeba zaufać, że Matka Boża o wszystko się zatroszczy.

A poniżej zdjęcia z dzisiejszych wydarzeń w Oleśnie i w drodze do miejscowości Borki Wielkie.