Do Pani Jasnogórskiej 
za oceanem

ks. Łukasz Anioł


|

Gość Wrocławski 35/2016

publikacja 25.08.2016 00:00

4 dni, 57 mil w nogach,
średnio 95˚F,
2500 osób
– to piesza pielgrzymka w liczbach, ale już nie wrocławska,
lecz… amerykańska!

Służby transportowe, kuchnia, bagażowi, cała sekcja logistyczna tworzyła sztab ludzi, bez którego nic by się nie udało Służby transportowe, kuchnia, bagażowi, cała sekcja logistyczna tworzyła sztab ludzi, bez którego nic by się nie udało
ks. Łukasz Anioł

Tak w wielkim skrócie można ująć to, co działo się za wielką wodą ku czci Matki Bożej Częstochowskiej. Wydawać by się mogło, że tradycja pielgrzymowania do obrazu Jasnogórskiej Pani w sierpniu kojarzona może być tylko z Polską. Nic bardziej mylnego. Dlaczego? Rekolekcje w drodze zostały zabrane wraz z Polakami za Ocean Atlantycki, gdzie od wielu lat przybywali nasi rodacy, szukając swojego miejsca na ziemi. Sierpniowe podążanie przed wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej to już nie tylko krajobraz Polski, ale również Ameryki Północnej.


Jedna wielka rodzina


Punktualnie o 7 rano 11 sierpnia po raz 29. spod kościoła pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Great Meadows (małej wsi położonej w północnej części stanu New Jersey) wyruszyła piesza pielgrzymka do Amerykańskiej Częstochowy. Na starcie stanęło 2500 osób, w tym wiele rodem z Dolnego Śląska. Podjęły trud czterodniowego marszu, aby w ten sposób uczcić przypadającą 15 sierpnia uroczystość Wniebowzięcia NMP. Do przejścia miały 57 mil, drogami i lasami, z góry i pod górę. 
Pielgrzymka do Amerykańskiej Częstochowy składa się z trzech grup, dwóch polskojęzycznych i jednej anglojęzycznej, gdzie duchową opiekę sprawują księża salwatorianie, ojcowie paulini oraz ojcowie i bracia franciszkanie. Nad całością pielgrzymki pieczę roztaczają salwatorianie: ks. dyrektor Grzegorz Podsiadło wraz z ks. Dawidem Adamczakiem, na co dzień posługujący w Great Meadows.
– Trwamy w Roku Miłosierdzia, dlatego pod hasłem: „Miłosierni jak Ojciec” wędrujemy do Matki Bożej, aby przez Jej ręce oddać Bogu te wszystkie trudy, sprawy, intencje, z którymi pielgrzymujemy. Miłosierdzie dotyka nas nie tylko z góry, ale również ze strony ludzi – mówi ks. Grzegorz.
Młodzież, którą licznie można było spotkać na drodze, podkreśla, że pielgrzymka to czas odpoczynku, spokoju, oderwania od codziennego życia, okazja do wdzięczności za wszelkie dobro otrzymywane każdego dnia oraz chęć złożenia Bogu intencji, z którymi każdy wychodzi.
– Pierwszego dnia włożyłem wojskowy mundur, aby uczcić żołnierzy powstania warszawskiego i modlić się za moich dziadków, którzy są chorzy – dodaje Rafał, który wędruje już siódmy raz. – Ten czas daje mi poczucie, że jestem częścią czegoś większego. Uczestnicy tworzą wielką rodzinę. Choć może nie rozmawiamy przez cały rok, jednak kiedy się spotykamy tutaj razem, to jakbyśmy widzieli się wczoraj – mówi Paula, która uczestniczy w pielgrzymce po raz szósty.


Zanurzeni w miłosierdziu


Pielgrzymka to oczywiście marsz, śpiew, modlitwa, konferencje, świadectwa oraz intencja niesiona przez każdego indywidualnie. To także zmaganie się z różnego rodzaju trudnościami. Otarcia, bąble i utrata sił – standard na pątniczym szlaku. W tegorocznej wędrówce dodatkowym utrudnieniem była pogoda, zgoła odmienna od klimatu polskiego. Średnio 95˚F, czyli 35˚C i blisko 100 proc. wilgotności nie ułatwiały wędrówki. Ale to niejedyna przeszkoda. Marek, który pielgrzymuje już po raz 16. do Amerykańskiej Częstochowy, mówi, że dla niego największą trudnością okazało się otrzymanie urlopu w pracy.
Pielgrzymi, podobnie jak w Polsce, mają etapy do przejścia, zaliczają postoje i śpią w namiotach. Jedynym wyjątkiem są posiłki, które zapewniają organizatorzy. Nie byłoby to jednak możliwe bez sprawnej ekipy, która każdego dnia dbała o to, by nikomu niczego nie brakowało. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania. – Nie brakuje również wielu ofiarodawców i darczyńców, bez których pielgrzymowanie nie byłoby możliwe – dodaje ksiądz dyrektor. – Bóg jest miłosierny. My tego miłosierdzia się uczymy, bo człowiek jest słaby. Dlatego idę w tej pielgrzymce, podejmując refleksję nad sobą, nad życiem, co zrobić jutro… To wszystko człowiek niesie w sercu do Matki i chce złożyć na Jej ręce – dzieli się Tomasz Adamek, znany polski bokser. Podkreśla, że Maryja wzywa nas do urzeczywistniania miłosierdzia w codzienności, przez uczynki. 
Pielgrzymi dotarli do Doylestown, czyli Amerykańskiej Częstochowy, w niedzielne popołudnie 14 sierpnia. Po uroczystym przywitaniu przez paulinów modlili się wspólnie na Eucharystii pod przewodnictwem arcybiskupa. diecezji Miami Tomasza Węckiego. W homilii hierarcha przypomniał cel pielgrzymki, która po raz kolejny powinna stać się okazją do zawierzenia swojej życiowej wędrówki Matce Najświętszej, będącej towarzyszką ludzkości w drodze do domu Ojca. – Jak Maryja formowała człowieczeństwo Jezusa, tak formuje nas na Jego obraz i podobieństwo oraz dopomaga wypełnić Jezusowe wezwanie: błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią – nauczał arcybiskup Tomasz.

Pierwszy i oby nie ostatni


ks. Łukasz Anioł
– W tegorocznej pielgrzymce do Amerykańskiej Częstochowy szedłem po raz pierwszy. Dla mnie, kapłana na co dzień pracującego z młodzieżą w Trzebnicy (Ruch Młodzieży Salwatoriańkiej) i mającego również styczność z pielgrzymkami, było to niesamowite doświadczenie. Przybyłem na zaproszenie wspólnoty salwatorianów z Great Meadows, aby głosić konferencje i kazania. Ukazywałem, czym jest Boże miłosierdzie, skąd wypływa i do czego wzywa. Swoje słowa opierałem głównie na Ewangelii o miłosiernym Samarytaninie i miłosiernym Ojcu, popierając je doświadczeniem przywiezionym z Polski. 
Mocno utkwili mi w pamięci ludzie, którzy podzielili się historiami swojego życia. Młodzież, której było bardzo dużo, mówiła o swoich sukcesach i problemach. Ujęła mnie wielka otwartość tych, których mijaliśmy po drodze. Przeżyłem przede wszystkim ogromną pokusę porównania pielgrzymek w Polsce z tą amerykańską. Szybko okazało się to niemożliwe. Każda ma coś, co ubogaca i sprawia, że chce się żyć. Pielgrzymka to sianie słowa. Na zbiór owoców trzeba będzie jeszcze chwilę poczekać, ale już dziś mogę śmiało powiedzieć, to był to czas, gdzie dobro objawiało się na każdym miejscu.

Artykuł pochodzi z aktualnego numeru "Gościa Wrocławskiego". Czytaj więcej w najbliższą niedzielę lub TUTAJ.

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.