Teatr upolityczniony?

Teatr Polski we Wrocławiu znów na ustach całej Polski. Tym razem ze względu na rzekome ustawienie konkursu przy wyborze nowego dyrektora.

O co chodzi tym razem? W poniedziałkowy wieczór na stanowisko dyrektora komisja konkursowa wybrała Cezarego Morawskiego. Spotkało się to z ostrą reakcją dotychczasowego dyrektora, Krzysztofa Mieszkowskiego, który od ubiegłej jesieni zasiada w Sejmie z ramienia "Nowoczesnej" (nie stanął do konkursu, bo nie spełniał wymogu formalnego - wyższego wykształcenia, za Radiem Wrocław).

Wypowiadając się dla Kultura Onet.pl stawia on zarzut o zmowie przy wyborze Morawskiego.Wysuwa też tezę jakoby taki obrót sprawy był zemstą Ministerstwa Kultury i marszałka województwa dolnośląskiego za wystawienie oprotestowanego spektaklu pt. "Śmierć i dziewczyna" (pisaliśmy o tym w artykułach: Nie dla pornograficznego spektaklu, Wolność sztuki to nie kicz oraz Różańcem przeciw pornosztuce. Tutaj można zobaczyć zdjęcia z protestu pod teatrem).

Nie tylko K. Mieszkowski protestuje przeciwko decyzji komisji. Przeciwnicy są również w zespole Teatru Polskiego, a solidaryzują się z nimi ekipy innych polskich teatrów. Z opublikowanych w różnych miejscach pism i oświadczeń wynika, że wybór C. Morawskiego, który według środowiska nie posiada odpowiednich kwalifikacji, może być "początkiem końca wolnego teatru" (Agnieszka Glińska dla Kultura Onet.pl).

Po tym przydługawym wstępie refleksja. Śmieszny jest zarzut politycznej zemsty Ministra Kultury i marszałka na "wolnych" artystach, zwłaszcza, że wielokrotnie bez ogródek sami do polityki się mieszają, czego najlepszym przykładem jest pan Mieszkowski. Trudno się też dziwić krytycznej ocenie doboru repertuaru. Organy prowadzące - Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego i Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego - mają chyba pełne do tego prawo.

Przypomnijmy, że w sprawie spektaklu "Śmierć i dziewczyna" u Marszałka Województw Dolnośląskiego Cezarego Przybylskiego interweniowało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wystosowując specjalny list do marszałka. Czytamy w nim m. in. "Minister oczekuje, że Pan Marszałek w trybie natychmiastowym nakaże wstrzymanie przygotowań premiery w zapowiadanej postaci, łamiącej powszechnie przyjęte zasady współżycia społecznego". Marszałek nie interweniował i spektakl się odbył, a pan Mieszkowski sprzeciwił się woli swojego szefa (Ministra Kultury). Na wolnym rynku takiego pracownika wyrzuca się z roboty i wtedy nie nazywa się tego zemstą, a zwykłą niesubordynacją.

Nie znam kulisów ostatniego konkursu. Chciałbym jednak wierzyć, że, wbrew opiniom środowiska teatralnego, był on przeprowadzony uczciwie. Obym się nie mylił. Jako obserwator tego, co dzieje się od dłuższego czasu wokół zasłużonej wrocławskiej placówki jestem po prostu zasmucony.