W pierwszą rocznicę sakry

Agata Combik Agata Combik

publikacja 19.03.2017 18:36

O. bp Jacek Kiciński przewodniczył 19 marca Mszy św. w archikatedrze, dziękując Bogu za miniony rok posługi. Modlitwą otaczano również abp. Józefa Kupnego z okazji patronalnego święta.

W pierwszą rocznicę sakry Msza św. rok po otrzymaniu sakry biskupiej Agata Combik /Foto Gość

„Służymy czemuś, co jest o wiele większe od tego, co jesteśmy w stanie pomyśleć czy zrobić. Bo od chwili święceń kapłańskich piszemy nie tyle własną historię życia, ile historię słowa Bożego” – skierowane do kapłanów słowa metropolity wrocławskiego przywołał w homilii ks. Paweł Cembrowicz. Mówiąc o różnych drogach pełnienia woli Bożej, przybliżył misję, jaką w Kościele pełni biskup. Przypomniał wymowę insygniów, jakie otrzymuje biskup podczas liturgii święceń. Są nimi: pierścień – znak wierności Kościołowi, który jest oblubienicą Chrystusa, mitra – znak obowiązku dążenia do świętości i pastorał – znak władzy pasterskiej w Kościele. Nowy biskup otrzymuje przedtem również Ewangeliarz – znak zobowiązania do przepowiadania Ewangelii. Przypomniał charakterystyczne cechy posługi o. bp. Kicińskiego, wyrażone w jego zawołaniu: „Ut unum sint” oraz określeniu „biskup miłosierdzia”.

A o garść refleksji rok po przyjęciu sakry poprosiliśmy samego ojca bp. Jacka.

Co się zmienia, gdy się zostaje biskupem? Już wcześniej dla wiernych Ojciec był... właśnie ojcem. A teraz, jako ktoś mający pełnię kapłaństwa, następca apostołów?

Wraz z przyjęciem sakry biskupiej doświadczenie duchowego ojcostwa się pogłębia, rodzina poszerza się. Bycie ojcem to właśnie bycie w rodzinie i z rodziną, bycie z ludźmi. Ktoś powiedział, że jak się zostaje biskupem, to człowiek nie ma już prywatnego czasu. Trzeba by zapytać, czy w „zwykłej” rodzinie ojciec ma prywatny czas. W ograniczonym stopniu. Owszem, w biskupiej posłudze trzeba mieć czas na modlitwę, na refleksję, bycie z Bogiem. Cieszę się, że tego mi nie zabrakło. W minionym roku Kościół wrocławski stał się dla mnie prawdziwym domem, a diecezja rodziną. To naprawdę duża rodzina i wciąż ją poznaję. Jedni dołączają do niej, przychodząc na świat, inni odchodzą do wieczności. Są chrzty, bierzmowania i śluby, są pogrzeby; jest radość i smutek.

Codzienność okazała się wypełniona pracą?

To był dla mnie czas wejścia w zupełnie nową rzeczywistość. W posłudze biskupiej trudno cokolwiek sobie zaplanować. Jest się przygotowanym na to, że będzie się realizować misję w obszarze nauczania (głoszenie nauki Kościoła, jej wykładnia, stanie na jej straży), uświęcania (sprawowanie sakramentów) i pasterzowania. Biskup pomocniczy ma za zadanie wspieranie metropolity w różnych przedsięwzięciach, projektach. W jakich konkretnie sytuacjach przyjdzie pełnić posługę, nie sposób przewidzieć. Jest na pewno kilka przestrzeni szczególnie ważnych – rodzina, będąca szkołą miłości, młodzież, sprawa powołań do szczególnej służby Bożej. W tym wszystkim staram się realizować moje biskupie zawołanie „Ut unum sint”. Jak mówił papież Franciszek, pasterz ma być z przodu owczarni, pośród niej i z tyłu owczarni. Ma być z ludźmi i dla ludzi. Dla mnie miniony rok był wypełniony mnóstwem spotkań.

To były spotkania także na polnych drogach czy w schronisku dla bezdomnych...

Miałem okazję uczestniczyć w pielgrzymce na Jasną Górę czy do Trzebnicy, towarzyszyć młodym małżeństwom, ludziom chorym, przewodniczyć bierzmowaniom, spotykać się z różnymi ruchami, wspólnotami... Wiele osób przychodzi do mnie prosić o radę, o pomoc; cieszę się ze spotkań z bezdomnymi, ubogimi, którym miałem okazję także głosić rekolekcje. To piękne doświadczenia. Miniony rok był zresztą pełen ważnych wydarzeń – 1050. rocznica chrztu Polski, Światowe Dni Młodzieży, zakończenie Roku Miłosierdzia Bożego...

W diecezji, jak w rodzinie, są różne dzieci.

Tak, ale rodzice żadnego dziecka nie mogą się wyrzec. Nawet gdy jest ono powodem smutku. Wielkim bólem jest choćby odejście dziecka przez akt apostazji. Trzeba wtedy pamiętać, że ojciec z przypowieści pozwolił synowi marnotrawnemu odejść. W takich sytuacjach pozostaje postawa czekania, modlitwy... Zdarza się, że po wielu latach ktoś chce powrócić do Kościoła, do domu. To wielka radość. Muszę powiedzieć, że doświadczam też wiele wdzięczności ze strony różnych osób, zapewnień o modlitwie. To ważne, bo posługa biskupa bywa trudna. Nie wszystkie problemy da się łatwo rozwiązać. Czasem nie ma gotowych recept, ale czasem wystarczy być przy człowieku, wysłuchać go. Mając poczucie bycia wysłuchanym, sam zaczyna lepiej siebie rozumieć i sam podejmuje odpowiednie decyzje.

Ojciec Biskup dalej, jak przed sakrą, opiekuje się szczególnie osobami konsekrowanymi.

Tak. Mam do czynienia z wieloma sprawami tymi samymi, co dawniej, ale będąc biskupem, ma się szersze spojrzenie na Kościół, też na życie konsekrowane. Widzę jego wielkie znaczenie, ale także trudności, z jakimi się boryka. Bardziej teraz się cieszę, gdy dzieje się coś dobrego, i bardziej się smucę różnymi problemami.

To szersze spojrzenie obejmuje nie tylko archidiecezję.

Dotyczy Kościoła powszechnego. Gdy spotykamy się jako biskupi, dzielimy się swoimi doświadczeniami, mówimy o sprawach radosnych i trudnych, o nowych inicjatywach. Nowością było dla mnie m.in. dołączenie do Komisji ds. Duszpasterstwa Episkopatu Polski, gdzie podejmowane są decyzje dotyczące np. programów duszpasterskich. Myślę, że najmocniejszym przeżyciem w mojej posłudze było spotkanie z biskupami całego świata w Rzymie, na kursie formacyjnym dla biskupów, którzy niedawno przyjęli sakrę. Momentem kulminacyjnym było osobiste spotkanie z Ojcem Świętym, naznaczone wielkim zatroskaniem o dobro Kościoła.

Wszystko zaczęło się ze św. Józefem. Święcenia biskupie odbyły się w uroczystość św. Józefa, 19 marca.

Tak, i św. Józef, jako Opiekun Świętej Rodziny, nieustannie mi towarzyszy. Uczy zaufania, ale i wiary, że Bóg nigdy, nawet pośród największych ciemności, nie pozostawi człowieka bez światła. Zawsze towarzyszy mi słowo: „Nie bój się, Józefie” (por. Mt 1, 20), jestem z tobą, ciebie wybrałem, tobie towarzyszę. Św. Józef uczy nas zaufania, ale też takiej zwykłej obecności – nie naznaczonej wielkimi dziełami, słowem, ale po prostu byciem z ludźmi.