Powstają z gruzów

Maciej Rajfur

|

Gość Wrocławski 13/2017

publikacja 30.03.2017 00:00

O szpitalu św. Ludwika, matce wyczekującej synów – żołnierzy i studencie, który nie musi już zabijać opowiada ks. Rafał Cyfka.

▲	Ks. Rafał Cyfka pochodzi z archidiecezji wrocławskiej  i pracuje dla Stowarzyszenia Papieskiego „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”. ▲ Ks. Rafał Cyfka pochodzi z archidiecezji wrocławskiej i pracuje dla Stowarzyszenia Papieskiego „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”.
Maciej Rajfur/Foto Gość

Maciej Rajfur: Odwiedził Ksiądz szpital św. Ludwika w Aleppo, na który Dolnoślązacy zbierają pieniądze w ramach akcji „Dar dla Aleppo”?

Ks. Rafał Cyfka: Tak, obecnie funkcjonują w nim 3 z 5 oddziałów, które działają na pełnych obrotach. Dwa oddziały są nieczynne z powodu braku lekarzy, trzeba je też odpowiednio doposażyć.

Kto korzysta z usług tego szpitala prowadzonego przez siostry zakonne?

Wszyscy. To placówka katolicka, ale leczą się w niej nie tylko katolicy czy chrześcijanie, lecz także muzułmanie. Obecnie w Aleppo nie ma już działań wojennych, więc do szpitala nie trafiają ich ofiary, jednak dużo osób potrzebuje leczenia, którego nie było przez miesiące oblężenia miasta czy przez wcześniejsze lata wojny, która trwała 6 lat.

Czy personel i chorzy wiedzą o akcji „Dar dla Aleppo”, zainicjowanej przez abp. Józefa Kupnego?

Oczywiście. Są ogromnie wdzięczni wszystkim Dolnoślązakom, którzy wesprą szpital, tak potrzebny w tamtym rejonie. Obecnie w Aleppo mieszka 1 milion 800 tysięcy ludzi. Brakuje tam ciągle miejsc, które zapewnią fachową opiekę medyczną.

Z jakimi jeszcze problemami zmagają się mieszkańcy Aleppo?

Brak prądu. Woda jest dostępna tylko z cystern i baniaków, często mocno chlorowana, czyli niespecjalnie zdatna do picia. Największe zapotrzebowanie dotyczy leków, których ceny wzrosły o 300 proc. Codzienne życie niesie wiele trudności w sferze podstawowych potrzeb, jednak ludzie są zadbani i uśmiechnięci. Po ich nastawieniu odniosłem wrażenie, jakby tam nigdy nie było wojny. Ale wojna nie tylko była. Wciąż trwa nieopodal nich. Jej skutki będą czuli jeszcze bardzo długo. Niestety. Z ulicy zabiera się młodych, by wcielać ich do armii, a oni chętnie odbudowywaliby miasto. Spotkałem w Aleppo studenta, który bardzo dziękował za możliwość nauki, którą mu opłacamy, ponieważ dzięki niej nie musi zabijać ludzi. Natknąłem się także na matkę, która otworzyła własny sklep spożywczy w zniszczonej dzielnicy. Straciła na wojnie pięcioro bliskich wraz z mężem. Dwóch ostatnich synów walczy teraz w okolicach Rakka na linii frontu. Kobieta ciągle żyje w strachu, że także ich straci. Już musi sobie ze wszystkim radzić sama.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.