Jak Wiesław Wowk został „Kuzynem”?

Maciej Rajfur Maciej Rajfur

publikacja 31.07.2017 11:01

Wielu tego człowieka zna jedynie pod pseudonimem "Kuzyn". Ujawniamy, dlaczego wszyscy zwracają się tak do koordynatora Pieszej Pielgrzymki na Jasną Górę, czyli skąd wzięła się ta ksywa?

Jak Wiesław Wowk został „Kuzynem”? Wiesław "Kuzyn" Wowk. Karol Białkowski /Foto Gość

Każdy człowiek związany z Pieszą Pielgrzymką Wrocławska na Jasną Górę, duszpasterstwem Wawrzyny czy osobą ks. Stanisława Orzechowskiego wie, kto to jest "Kuzyn". Po prostu człowiek - orkiestra - organizator, koordynator, szara eminencja kilku duszpasterskich inicjatyw.

- Poznaliśmy się w wieku 16-17 lat na rekolekcjach u braci mniejszych kapucynów w Tenczynie - rozpoczyna opowiadanie Adam Wszołek. Później on sam jako student wstąpił do duszpasterstwa akademickiego „Wawrzyny” i namówił swojego kolegę Wiesława Wowka, by też dołączył.

Kiedy go przyprowadził do duszpasterstwa, wszyscy od razu zauważyli ogromne podobieństwo wizualne obu mężczyzn.

- Do tego stopnia byliśmy podobni za czasów studenckich, że wielu nas pytało, czy jesteśmy bliźniakami? My oczywiście zaprzeczaliśmy, potem dopytywali, czy może kuzyni no i pomyśleliśmy, że może tak zostać. Stąd zostałem kuzynem Adama, a potem samym kuzynem - mówi Wiesław „Kuzyn” Wowk.

Adam Wszołek wspomina to podobnie, ale z jedną inną ciekawą różnicą.

- Rzeczywiście byliśmy podobni. Proszę sobie wyobrazić, że na moim ślubie moje dwie koleżanki, z którymi znałem się od piaskownicy, pomyliły mnie z Wiesiem i poszły składać życzenia jemu! I mam to na nagraniu video (śmiech) - wspomina radośnie A. Wszołek.

Dodaje jednak, że ksywka „kuzyn” wzięła się jeszcze z jednego powodu.

- W duszpasterstwie "Wawrzyny" wielu myślało, że jesteśmy kuzynami z powodu podobieństwa twarzy, ale pamiętam, że Wiesiek miał też taką językową manierę za młodu, że do wszystkich zwracał się per „kuzyn”. Np. „Kuzyn, podaj proszę widelec”, „Kuzyn, pomoże mi to zanieść?”. I do mnie też się tak zwracał, co tylko utwierdzało nasze kuzynostwo. Jemu zaś od razu przyporządkowano taki pseudonim, który już został jak widać na długie lata i prawdopodobnie zostanie na zawsze - kwituje Adam Wszołek.

Jak podejrzewa, do dzisiaj wielu pielgrzymów, wrocławian i ludzi obracających się wokół duszpasterstwa „Wawrzyny” nie wie, jak „Kuzyn” ma naprawdę na imię, bo tak często używa się jego ksywy.

- To ciekawe, że tak dobrze się to przyjęło. Myślę, że wielu naszych wspólnych znajomych z okresu studiów do dzisiaj uważa, że jesteśmy kuzynami. A to było takie kuzynostwo duszpasterskie i fizjonomiczne - podsumowuje Adam Wszołek.