Bóg nie umarł. Ksiądz Maksymilian potwierdza

Maciej Rajfur Maciej Rajfur

publikacja 09.05.2018 20:53

285 osób obejrzało przedpremierowo film "Bóg nie umarł 3" w ramach cyklu: "Do kina z Gościem". Przed seansem niezwykłe świadectwo wygłosił ks. por. Maksymilian Jezierski. Dziękujemy, że odpowiedzieliście na nasze zaproszenie!

Bóg nie umarł. Ksiądz Maksymilian potwierdza Kino to doskonale miejsce do ewangelizacji. Potwierdził to swoim świadectwem ks. por. Jezierski Maciej Rajfur /Foto Gość

Pokazy specjalne, które od ponad 2 lat organizujemy jako redakcja „Gościa Wrocławskiego” wraz z Multikinem Pasaż Grunwaldzki, cieszą się niesłabnącą popularnością.

Tym razem na 10 dni przed oficjalną premierą zagraliśmy film „Bóg nie umarł 3”, równolegle na dwóch salach. W seansach wzięła udział młodzież (m.in. podchorążowie Akademii Wojsk Lądowych, studenci z Duszpasterstwa Akademickiego „Antoni”, członkowie Diecezjalnego Duszpasterstwa Młodzieży i Ruchu Młodzieży Salwatoriańskiej, klerycy z wrocławskiego seminarium), a także starsi widzowie.

Tradycyjnie nasza redakcja na kinowe pokazy zaprasza specjalnego gościa. Tym razem krótkie świadectwo działania Boga w swoim życiu dał ks. por. Maksymilian Jezierski, oficer i kapłan ordynariatu polowego.

- Jestem tu po to, by obalać mity związane z księżmi - rozpoczął  prelegent - Jednym z nich jest to, że ksiądz pochodzi z kosmosu i urodził się już jako kapłan. A dobrze wiemy, że tak nie jest, bo rodzimy się w różnych rodzinach i mamy bardzo różne historie życia. Nie zawsze kolorowe i bajkowe.

Gość pokazu tłumaczył na przykładzie swojego życia, że Pan Bóg jest światłem w ciemności, które prowadzi, i że warto za tym światłem iść, bo ono daje moc.

- Wydawać by się mogło, że księża pochodzą zawsze z ułożonych i szczęśliwych rodzin, prawdziwie chrześcijańskich, w których Pan Bóg jest na pierwszym miejscu. Moja historia była zupełnie inna, ponieważ w moim domu rodzinnym na pierwszym miejscu był alkohol - stwierdził ksiądz porucznik.

Wiarę Maksymilianowi w dużej mierze wpoiła babcia, a później ludzie napotkani na drodze życia.

- Moje dzieciństwo było związane z bardzo mocnym uzależnieniem rodziców i przez to stało się trudnym czasem. Staram się wyzwalać też z mitu, że jak jestem dorosłym dzieckiem alkoholika, to mam prawo do takich czy innych zachowań. Nieprawda. Ze wszystkiego, co złe, można się wyzwolić, a tym, który wyzwala jest Bóg - mówił kapelan Akademii Wojsk Lądowych.

Tłumaczył, że nie miał jako dziecko możliwości rozwoju w rodzinie pełnej i kochającej, ponieważ od środka niszczył ją alkohol, który zaczął pełnić rolę bożka.

- Po Komunii Świętej zostałem ministrantem. Wówczas z wielką zazdrością patrzyłem na swoich rówieśników przy ołtarzu, którzy w chwilach dla siebie przełomowych, np. kiedy pierwszy raz czytali podczas liturgii albo śpiewali psalm, mieli przy sobie rodziców, a ci podkreślali, jak są z nich dumni. Ja, mimo tłumu w kościele, byłem sam - wspominał kapłan.

Ale mimo wszystko młody Maksymilian nie poddawał się i szukał siły w Bogu.

- Najtrudniejszy czas w moim życiu to gimnazjum ze względu na tzw. burzę hormonów. Oprócz tego moi rodzice znaleźli się wtedy w największym dołku uzależnienia. Starałem się im pomagać, zajmować się młodszym rodzeństwem. Musiałem szybko dorosnąć - mówiłł wikariusz parafii garnizonowej św. Elżbiety we Wrocławiu.

Pan stawiał na jego drodze ludzi, którzy pokazywali mu Boga.

- Przez te lata, kiedy moi rodzice mocno walczyli z uzależnieniem, wypowiedzieli do nas-dzieci pod wpływem alkoholu wiele przykrych zdań. Dzisiaj wiemy, że nigdy tego nie chcieli świadomie zrobić, ale tak destrukcyjnie działał na nich alkohol - opowiadał kapłan.

Młody Maksymilian zdawał sobie sprawę, że te trudne relacje i raniące jego serce słowa najbliższych były kierowane w jego kierunku nie w pełni świadomie, lecz pod wpływem alkoholu. Odcisnęło to jednak na nim bardzo mocne piętno w późniejszym czasie. Poczuł głęboki bunt w sobie. Pytał, dlaczego Pan Bóg dopuścił takie sytuację. Wiele lat walczył o to, by umieć przebaczyć.

Będąc już w seminarium, jako kleryk, podczas jednej z adoracji kleryk Maksymilian doświadczył światła Ducha Świętego przez Pismo Święte i fragment, kiedy Jezus mówi o przebaczaniu nie siedem razy, ale siedemdziesiąt siedem razy.

- Po tym wydarzeniu zacząłem rozmawiać z rodzicami na ten temat. Rozmowy tak trudne okazały się błogosławione. W tej ciemności otrzymałem światło łaski przebaczenia, choć to nie było proste. Dzień po dniu ta moja droga przygotowała mnie do tego, kim dzisiaj jestem - opowiadał kapłan.

Podkreślał, że nigdy nie zrezygnował z Bożej pomocy podczas tych trudnych okoliczności, które ciągnęły się przez lata.

- Zacząłem traktować sakramenty i Komunię Świętą jak paliwo do silnika. Najlepszy samochód, choćby nie wiem, jaki miał silnik, nie pojedzie przecież bez paliwa - podkreślił.

Komunia Święta dawała mu siłę, by budować relacje z ludźmi, uczyć się, być aktywnym człowiekiem, a także naprawiać to, co waliło się w domu.

- W pewnym momencie Pan Bóg postawił na mojej drodze ludzi, którzy pomogli mnie i mojej rodzinie. Wyciągnęli moich rodziców na rekolekcje trzeźwościowe. Zrozumieli oni wtedy, że bez Boga z tego wszystkiego nie wyjdą - opowiadał gość specjalny kinowego wieczoru.

Jak dodał, dzisiaj z bliskimi jest dużo lepiej, choć nie zawsze kolorowo. Życie płynie jak sinusoida, ale razem jako rodzina zaczynają tworzyć wspólnotę.

- Kochamy się. Wspieramy się, pomagamy sobie, ale potrafimy też powiedzieć sobie stanowcze „nie” z miłości. Tak bardzo czasem potrzebne. Dzisiaj z rodzicami mam świetny kontakt. I za to wszystko teraz mówię tylko: chwała Panu! - zakończył świadectwo ks. Maksymilian Jezierski.