Wino warte Mszy

Karol Białkowski

|

Gość Wrocławski 23/2018

publikacja 07.06.2018 00:00

Polska nie jest znana z produkcji tego trunku. Niebawem może się to zmienić, m.in. dzięki takim inicjatywom jak ta Marka Janiaka w Mienicach.

Winnica ma powierzchnię około hektara. Jest ulokowana na południowym zboczu z delikatnym odchyleniem zachodnim. Z punktu widzenia sztuki uprawy winorośli to układ idealny. Winnica ma powierzchnię około hektara. Jest ulokowana na południowym zboczu z delikatnym odchyleniem zachodnim. Z punktu widzenia sztuki uprawy winorośli to układ idealny.
Karol Białkowski /Foto Gość

Niewielu zdaje sobie sprawę, że na wzgórzach trzebnickich mamy doskonałe warunki do uprawy winogron. Są bardzo dobre gleby, ale i klimat jest niezwykle sprzyjający. Wiatry, które wpadają na Nizinę Śląską, pochodzą aż znad Atlantyku. To są te same wiatry, które wieją w okolicach Bordeaux. Chcę z tego korzystać – mówi założyciel winnicy. Podkreśla, że istnieją prognozy, które mówią, iż wraz z ociepleniem klimatu warunki do uprawy winorośli będą coraz korzystniejsze. Jest jeszcze jedno odniesienie do niezwykle popularnego i słynącego z wina regionu Europy. – W jednym z przewodników turystycznych autor porównuje wzgórza trzebnickie do tych w Toskanii – dodaje.

Powrót do tradycji

Choć winnica powstała zaledwie 3 lata temu, to źródeł pomysłu trzeba szukać znacznie wcześniej. – Moja ciocia była pracownikiem instytutu fermentacji w Warszawie i zajmowała się winem profesjonalnie. Pod jej wpływem w latach 60. XX w. została założona mała winnica w środkowej Polsce. Jej przedsięwzięcie dość szybko zakończyło się niepowodzeniem – opowiada M. Janiak.

Kilka lat temu pan Marek zastanawiał się, co może robić ze swoim doświadczeniem w pobliżu Ozorowic, miejsca swojego zamieszkania. – Dotychczas dojeżdżałem do pracy w korporacji. Zależało mi na tym, by pracować na miejscu. Poza tym jestem z wykształcenia inżynierem rolnictwa, a więc temat upraw ogrodniczych jest mi znany – wyjaśnia. Był jeszcze jeden motyw, który urealniał stworzenie winnicy na Dolnym Śląsku. – Przed wojną było ich na tych ziemiach więcej i cieszyły się dobrą renomą. Nie jestem też pierwszą osobą z takim pomysłem w ostatnich latach. Uznałem, że skoro robią to inni, to czemu ja nie miałbym spróbować?

Winnica „Jadwiga” powstała w 2015 r. Jest przedsięwzięciem rodzinnym. Panu Markowi w uprawie pomaga przede wszystkim syn Mikołaj. Chłopak rok temu zdał maturę i rozpoczął studia na Politechnice Wrocławskiej. Po pół roku zrezygnował i zdecydował, że interesują go studia specjalistyczne dotyczące uprawy winorośli i produkcji wina. Pierwsze butelki trunku zostały zakorkowane w 2016. – To świadczy o ogromnym potencjale tego miejsca – podkreśla M. Janiak. Zaznacza, że z zasady połowę uprawy stanowią winogrona białe, a drugą czerwone. – Produkuję więc zarówno wina białe, jak i czerwone, przede wszystkim wytrawne. Dlaczego? Bo są najzdrowsze – wyjaśnia.

To owoce sprawiają, że wino jest lepsze lub gorsze. – Te, które przeznaczone są do produkcji trunku, są mniejsze od deserowych, które można kupić w sklepie. Zresztą nie wielkość jest ważna, ale zawartość cukru i innych składników, które znajdują się w skórce – tłumaczy. Oczywiście proces produkcji wina na plantacji dopiero się rozpoczyna. Po zbiorach – zwykle we wrześniu – owoce są przewożone do Ozorowic, gdzie pan Marek stworzył pomieszczenia odpowiednie do ich przetwarzania.

Stare nie znaczy najlepsze

Ilość wina, która powstaje z sezonowych zbiorów, zależy od kilku czynników przyrodniczych. Marek Janiak podkreśla, że jeśli nie ma wiosennych przymrozków czy gradobicia, można się spodziewać, że krzewy wydadzą nawet kilkanaście ton owoców. – W zależności od ich jakości i samego procesu można wyprodukować kilka tysięcy litrów wina. To nie jest pewny interes. Nigdy nie wiadomo do końca, jaki będzie efekt. Ryzyko jest jednak podobne jak w przypadku większości upraw, choć winorośl jest szczególnie wrażliwa – wyjaśnia. Można przyjąć, że z ok. 2 kg owoców powstanie butelka dobrego wina.

Winogrona po zbiorach trafiają do ogromnych kadzi, gdzie poddawane są procesowi fermentacji, która również przebiega wieloetapowo. – Pierwszy okres trwa do ok. 4 tygodni i jest to proces bardzo burzliwy. Potem następuje spowolnienie, a na koniec – czas dojrzewania. Zwykle wino białe jest gotowe w kwietniu–maju kolejnego roku po zbiorze. Natomiast dobre wino czerwone wymaga dłuższego okresu dojrzewania. Pełnię swych właściwości osiąga po około roku od zbioru – dodaje. A co z leżakowaniem? – Mitem jest stwierdzenie, że „wino im starsze, tym lepsze”. Oczywiście są takie, które tego wymagają i są tak komponowane, by z czasem zyskiwały. Jednak większość win – zwłaszcza białych i różowych – powinniśmy pić jako stosunkowo młode. Wtedy są świeże oraz mają aromaty charakterystyczne dla szczepów, z których pochodzą.

Spółka ze św. Jadwigą

Nazwa winnicy – „Jadwiga” – wydaje się bardzo trafna. W końcu średniowieczna święta była szczególnie związana z Dolnym Śląskiem, a zwłaszcza z Trzebnicą i okolicami. – Po pierwsze, zależało mi na tym, by nazwa wyraźnie wskazywała, że produkt pochodzi z Polski – przekonuje. Drugim argumentem była chęć osadzenia winnicy w tradycji, w historii. – Wiemy, że św. Jadwiga spożywała wino z tych okolic. Może nawet w tym samym miejscu była kiedyś winnica, z której wino trafiało na książęce stoły – rozmyśla. – Gdy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z trudności, jakie wynikają z rozpoczęcia mojej działalności, pomyślałem, że warto zaprosić tę świętą do spółki duchowej. I tak się stało. Jest jeszcze trzecia, bardzo osobista przyczyna. – Mniej więcej w tym czasie, gdy rodziła się winnica, na świat przyszła moja pierwsza wnuczka, którą rodzice nazwali Jadwiga. Jak mogłem więc nie wybrać tego imienia? To było coś oczywistego – dodaje. Podkreśla, że to pokazuje, iż całe przedsięwzięcie jest skierowane zarówno w przeszłość, jak i w przyszłość.

Dobre, bo polskie

Od niedawna w swojej winnicy, oprócz klasycznych odmian win, M. Janiak produkuje wino mszalne. – Pomyślałem, że skoro jest ono używane w liturgii, to dlaczego nie miałoby być polskiego pochodzenia – wspomina. To pewien wyłom, bo w naszych kościołach używa się przede wszystkim wina pochodzenia zagranicznego. – Z punktu widzenia biznesowego nie ma to dla mnie wielkiego znaczenia, bo ilość sprzedawanych butelek jest stosunkowo nieduża. Choć zapewne przekonywanie kapłanów do kupowania wina polskiej produkcji to pewien proces – zaznacza.

Wino do liturgii musi uzyskać certyfikat potwierdzający spełnianie rygorystycznych wymogów. Firma z Ozorowic jest dopiero drugą winiarnią w naszym kraju, która ma oficjalną zgodę władz kościelnych na „mszalną” produkcję. – Zgłosiłem się do Kurii Metropolitalnej Wrocławskiej z pytaniem, czy jest to możliwe. Otrzymałem od księdza kanclerza wspomniane wymogi, które zrealizowałem – zaznacza. Jakie więc powinno być wino mszalne? Mówi o tym instrukcja opracowana przez Kongregację ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów oraz Kongregację Nauki Wiary wydana 25 marca 2004 r. pt. „Redemptionis Sacramentum”. Wino powinno być: naturalne, z winogron; czyste, bez domieszek obcych substancji; odpowiednio przechowywane, niezepsute, nieskwaśniałe; bez wątpliwości odnośnie do jego prawdziwości i pochodzenia. – Te zasady nie były jakimś problemem do spełnienia. Wpisują się one w filozofię mojej działalności. Nie chcę zbyt mocno ingerować w samą naturę procesu. Dbam, by wino oddawało to, co jest charakterystyczne dla miejsca i szczepu, żeby ktoś wrażliwy mógł to dostrzec i się tym cieszyć.

• Zapraszamy na reportaż o Winnicy „Jadwiga” na antenie Radia Rodzina we wtorek 11 czerwca o 14.25. Na wroclaw.gosc.pl można przeczytać więcej o procedurach przyznawania certyfikatu potrzebnego do produkcji wina mszalnego

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.