W stronę wiosny

Agata Combik Agata Combik

publikacja 10.07.2018 21:07

Są w tych wierszach tytułowe trawy, jest oszukany listek, jest Duch Święty, wiatr wiejący przez miasto i "ogon", który pozostawia zło. Nowy tomik poezji ks. Mirosława Drzewieckiego - "Pożegnanie traw" - mówi o rzeczach pięknych i trudnych. Zawsze z nadzieją.

W stronę wiosny Tomik ukazał się na początku lipca Agata Combik /Foto Gość

Na początku zbioru kilka słów o człowieku – jak pisze kapłan – aniele, „któremu kiedyś odrąbano skrzydła”.

Bywa w nim pamięć

Lotów niebieskich

Jest szybowanie

Pełną wolnością

Po własnym niebie (…)

Lecz rana boli

Niezagojona

Po odrąbanych skrzydłach (…)”

– Człowiek chodzi po ziemi, ale ma w sobie coś nie z tej ziemi, coś anielskiego. Różne sytuacje mówią o tym, że pochodzi nie stąd; że on był stworzony kiedyś do zupełnie innego świata – tłumaczy ks. Mirosław. – Ta anielskość wyraża się w tym, że czasem człowiek płacze za wiecznością – a raczej, jak to napisałem w wierszu: „On płacze Czasem do bram Wieczności” – płacze samym swoim przebywaniem w czasie, swoją naturą wpisaną w czas.

Wiele znajdziemy w tomiku tekstów dotykających tematu przemijania. W „Pożegnaniu traw” oszronione źdźbła zachęcają, by zamiast okazywania litości, zdeptać je, przeorać. „I do zobaczenia na wiosnę”. – Cykliczność natury pokazuje, że każdy smutek może być przemieniony. W każdym smutku jest nadzieja – podkreśla autor, któremu przyroda wielu dostarczyła refleksji. Bohaterem jednego z wierszy jest listek, do którego przemawiał przewrotnie jesienny wiatr:

tu już nic nie masz do roboty

Znikome szanse tylko dla zielonych

A tam na dole zobacz

Jaki kobierzec utkany samym słońcem”…

Zachwalał „cudowne oderwanie”, „brak powiązań”. Skuszony listek oderwał się. Na dole jednak zastał tylko martwotę i żal. – Różnie można ten wiersz odczytać. Dla mnie na pierwszym miejscu mówi on o namawianiu, oszukiwaniu. Listek dał się oszukać. Spotkało go rozczarowanie. Przychodzi refleksja, by nie dać się różnym „namawiaczom” proponującym lukratywne zajęcia, jakieś miejsca, akcje, które nas odrywają od „naszej gałązki” – wyjaśnia.

Czytelnik znajdzie dający do myślenia wiersz o ciszy, która „daje głos”, o „Poszukiwaczu niezmordowanym”, o hali z widokiem na dwie łąki, o kapłaństwie i oczach Jezusa. Wiele wierszy porusza tematy arcyważne (choćby pisząc o dwóch siostrach, prawdzie i miłości, które dziś niestety są rozłączane), ale jest i taki o „Jedzonku” – opisujący atak insektów. Zakończony frazą „coś mnie je”, dedykowany jest Richardowi. Kryje się za tym historia przyjaźni ks. Mirosława ze znanym wielu wrocławianom Richardem Nesbittem – obecnie kapłanem, który kiedyś, jako młody człowiek przyjechał do Wrocławia, by uczyć Polaków angielskiego. Tu, w dużej mierze dzięki znajomości z ks. M. Drzewieckim, przeżył swoje spotkanie z Bogiem. – Kiedy dopiero uczył się języka polskiego, ugryzł go komar, nie wiedział jak to powiedzieć. Zawołał wtedy do mnie: „Emir, zobacz, coś mnie je!”. Zapamiętałem to – wspomina z uśmiechem.

Czy poezja towarzyszyła ks. Mirosławowi, zwanemu Emirem, od początku kapłańskiej drogi? – Początki były w szkole średniej, ale to nie była poezja, tylko takie „klecenie” wierszy – opowiada. – W klasie przedmaturalnej dałem je swojej polonistce. Przeczytała z uwagą, ale potem powiedziała: „Mirek, wiersz jest dobry wtedy, gdy jest prawdziwy, a ty piszesz o rzeczach, które może pięknie ubrałeś w słowa, ale których nie mogłeś przeżyć, bo jeszcze za młody jesteś. Piszesz o rzeczach nieprawdziwych, bo nie swoich”.

Chłopakowi odechciało się wtedy pisania. – Miałem różne artystyczne zapędy. Między innymi malowałem. Jakbym chciał powracać jakoś do tej „anielskości”, do tych skrzydeł – mówi. – Malowanie mi mama wybiła z głowy – tektury, na których znajdowały się moje dzieła, użyła do rozpalania pieca… Potem poezja jednak wróciła. Zawsze lubiłem ją czytać, rozmawiać o niej, wydobywać z niej to, co ukryte. Ceniłem sobie ćwiczenia na polonistyce – gdy badaliśmy co naprawdę kryje wiersz, jak powinien się otworzyć przed czytelnikiem.

Z czasem pojawiały się kolejne tomiki. – Moje wiersze, jak sądzę, nie są trudne do odczytania. Jestem takim „małym” poetą. Choć trudno siebie oceniać, myślę, że – jak mówi mój jeden wiersz – „do małych rzeczy jestem stworzony”.

„(…) Do małych wydarzeń

I zadań stwarzany

codziennie na nowo

by unieść o Boże

Twe wielkie Słowo (…).

Zobacz także www.mdrzewiecki.wroclaw.pl