Każdy ma swoją drogę

Karol białkowski

|

Gość Wrocławski 32/2018

publikacja 09.08.2018 00:00

Około 1500 pątników dotarło z Wrocławia na Jasną Górę. Każdy z nich ma swoją własną historię i niepowtarzalną motywację do wyruszenia na niełatwy szlak.

▲	Jurek Sękalski (po lewej) ze swoim kolegą  z zaopatrzenia  – Gienkiem. ▲ Jurek Sękalski (po lewej) ze swoim kolegą z zaopatrzenia – Gienkiem.
Maciej Rajfur /Foto GośĆ

Kolejna, 38. z kolei, Piesza Pielgrzymka Wrocławska już za nami. Owoce zostaną zebrane dopiero za jakiś czas, a czy będą słodkie, zależy tylko od samych uczestników. Bogactwem są na pewno usłyszane nauki, ale również drugi człowiek.

Tęsknota

Małgorzata Puzanowska pielgrzymuje od kilkunastu lat. Pierwszy raz poszła z koleżankami, gdy była nastolatką. – Zawsze gdy zaczyna się lato i wakacje, gdy wstaję rano, jakoś po prostu czuję zbliżającą się pielgrzymkę. Wystarczy zapach powietrza, łąki czy ścierniska – mówiła pełna emocji i wzruszenia pierwszego dnia PPW, tuż po wyjściu pątników z katedry wrocławskiej. Dlaczego to dla niej takie ważne wydarzenie? Zaznacza, że kojarzy się jej z młodością i pięknym czasem odkrywania Pana Boga oraz zbliżaniem się do napotkanych na szlaku ludzi. – Na pielgrzymce tworzy się piękna wspólnota. W tym roku również planowała wyruszyć na szlak, ale na drodze stanęło... szczęście. Małgosia jest od kilkunastu miesięcy mężatką, a od czterech nosi pod swoim sercem chłopczyka. – Bardzo czekałam na pielgrzymkę i miałam nadzieję, że chociaż na trzy dni uda mi się pójść. Zarezerwowałam sobie nawet urlop w pracy – wyjaśniała. Chęci chęciami, ale zdrowie mamy i dziecka jest najważniejsze. Lekarz kategorycznie odradził młodej mamie wędrówkę, mając zwłaszcza na względzie zapowiadane upały. – Zdecydowałam oczywiście, że nie pójdę. Mimo wszystko bardzo nad tym ubolewam. Idę odprowadzić pielgrzymów tylko do ul. Kamieńskiego – dodała ze łzami w oczach. Podkreśliła, że wraca do pracy, ale trudno jej wyobrazić sobie siedzenie za biurkiem, gdy inni zmierzają do Jasnogórskiej Maryi. – Mam mnóstwo intencji i chciałam je na własnych nogach zanieść do Częstochowy – tłumaczy. Małgosia nie załamuje jednak rąk. Jest przepełniona nadzieją, że w przyszłym roku uda jej się wyruszyć na pielgrzymkowy szlak razem z mężem i już narodzonym dzieciątkiem. – Wierzę też, że pielgrzymkowego bakcyla uda nam się zaszczepić u naszych dzieci – dodała. Tymczasem kilka razy dojechała do miejscowości, przez które przechodziła PPW, aby przejść choć kawałek i znów poczuć klimat wędrówki. Opowiadała też, jak wielką pomocą była dla niej możliwość dokładnego śledzenia wydarzeń pielgrzymkowych m.in. przez serwis pielgrzymkowy na wroclaw.gosc.pl.

Ze Szwecji do Polski

Agnieszka i Asia mieszkają na co dzień w Sztokholmie. Mają jeszcze sześcioro rodzeństwa. Jak się znalazły na PPW? Można powiedzieć, że to cud. – Nasi rodzice poznali się we Wrocławiu i działali w DA „Dominik”. Z tym duszpasterstwem chodzili również na pielgrzymki piesze. Mówili nam wielokrotnie, że chcieliby, abyśmy i my mogli poczuć klimat pielgrzymkowy – mówi Agnieszka, która 5 sierpnia skończyła 16 lat. Podkreśla, że temat PPW wracał w domu bardzo często. – Wielokrotnie oglądaliśmy zdjęcia, które rodzice mają w albumach z dawnych lat. To było inspirujące – dodaje. Dla Agi była to pierwsza pielgrzymka w życiu. – Zdecydowałam się, bo mnie o to prosiła siostra. Trochę się bałam, ale było bardzo dobrze – dodaje. Dla Joanny 38. PPW była już trzecią. W ubiegłym roku wyruszyła po raz pierwszy w pełni świadomie. Towarzyszył jej brat bliźniak Agnieszki, Michał. W niesamowitych okolicznościach odbyła się natomiast jej pierwsza pielgrzymka. – Gdy byłam pod sercem mamy, zdiagnozowano u niej raka nerki. Lekarze proponowali aborcję. Nikt za bardzo nie chciał jej pomóc. W końcu jeden z nich zdecydował się na operację. Postawił jednak sprawę jasno – istnieje ryzyko, że albo mama, albo dziecko jej nie przeżyją – opowiada. Wszystko zbiegło się w czasie z przygotowaniami do kanonizacji Joanny Beretty Molli, która oddała życie za swoje nienarodzone dziecko. – Uroczystość miała miejsce 16 maja 2004 r., a operacja odbyła się kilka dni wcześniej, 13 maja, we wspomnienie NMP Fatimskiej. To dlatego noszę imiona Joanna Maria – wyjaśnia. Operacja się udała i obie są całkowicie zdrowe. To był cud. Rok później mama zabrała 10-miesięczną Joasię na pieszą pielgrzymkę wrocławską, by podziękować za dar życia. Dziewczyny są zauroczone tym, czego doświadczają na PPW. – Szwecja nie jest katolickim krajem i na co dzień nie mamy szansy widzieć tylu młodych ludzi, którzy się angażują – mówi Asia. Dodaje, że w ubiegłym roku oddała swoje intencje Maryi i ofiarowała Jej swój trud. – Zadziałało. Okazało się, że ten wysiłek, choć na początku trochę boli, jest również efektywny – zaznacza. Natomiast Agnieszka podkreśla, że wraz z rodziną bierze udział w czasie wakacji również w innych wydarzeniach, choćby rodzinnych rekolekcjach. – Rodzice zawsze nam powtarzają, żebyśmy czerpali garściami z takich inicjatyw, bo w Szwecji ich nie mamy – dodaje.

Służba nie drużba

Aby Piesza Pielgrzymka Wrocławska mogła się odbyć, potrzeba wielu wolontariuszy. Jest ich ponad stu – to służby porządkowe i medyczne, zaopatrzenie, informacja, kuchnia czy kwatermistrzowie. Wielu z nich wykonuje swoje zadania bez rozgłosu, a przeciętny pielgrzym nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak dużo zależy od tych właśnie „niewidocznych”. Często ich zadania są realizowane wtedy, gdy pielgrzymi już albo jeszcze śpią. Jerzy Sękalski nie liczy, który raz zmierza na Jasną Górę. Wspomina jednak z nostalgią pielgrzymki z lat 80. – Tu się czuję dobrze – podkreśla. Jego zadania dotyczą zaopatrzenia. – Chodzi o to, by pielgrzymom maksymalnie ułatwić życie, by mieli pod dostatkiem jedzenia i picia. – Produkty dowozi nam jeszcze inna ekipa – dodaje. A czy pielgrzymi dużo jedzą? – Nie tak dużo jak kiedyś, bo jest ich coraz mniej – mówi ze śmiechem. Wspomina, że w latach 80. XX w. jedna grupa miała tylu pątników, co dzisiaj cała pielgrzymka. – Ale wtedy nie było takiego asortymentu jak dziś. Był kucharz, który gotował kawę zbożową oraz herbatę, i co dwa dni przywożono nam 20 ton chleba z nieistniejącej już dziś piekarni wrocławskiej „Mamut” – opowiada. A co dziś jedzą pielgrzymi? – Mamy wszystko, co potrzebne. Oprócz pieczywa i wody są też słodycze i jogurty – wymienia. – Jeździ z nami samochód chłodnia i dzięki temu produkty nabiałowe zachowują świeżość. Brat Jurek zaznacza, że różne jest także przeżywanie pielgrzymki przez służby. – Na pewno jesteśmy trochę mniej zmęczeni, ale z drugiej strony pracujemy więcej godzin, nawet do 21.00. Mamy mniej duchowych akcentów, ale próbujemy je nadrabiać przez wspólne modlitwy o poranku i wieczorem, a w ciągu dnia staramy się odmówić wspólnie Koronkę do Miłosierdzia Bożego – opowiada. Dodaje, że praca w służbach to również okazja do nawiązania znajomości na całe lata.•

Dziękujemy!

W czasie trwania Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej nasz serwis jej poświęcony – www.wroclaw.gosc.pl/PPW2018 – odwiedzało dziennie po kilka tysięcy osób. Wszystkie materiały przygotowane w czasie trwania PPW nadal są dostępne, wciąż można poczuć klimat tegorocznych rekolekcji w drodze, oglądając zdjęcia i materiały wideo oraz czytając newsy i ciekawostki.

Dostępne jest 3% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.