Uwierzmy jak Bartymeusz i bohaterowie walczący o niepodległość Polski

Karol Białkowski Karol Białkowski

publikacja 28.10.2018 12:11

Kolejarze po raz kolejny obchodzili rocznicę protestu głodowego, który trwał w świetlicy wrocławskiej lokomotywowni od 21 do 27 października 1980 roku. Mszy św. okolicznościowej przewodniczył abp Józef Kupny.

Uwierzmy jak Bartymeusz i bohaterowie walczący o niepodległość Polski Abp Józef Kupny podczas Mszy św. we wrocławskiej lokomotywowni Karol Białkowski /Foto Gość

Głodówka bezsprzecznie była aktem założycielskim Solidarności w PKP. Wydarzenia w lokomotywowni mocno przeżywali nie tylko kolejarze, ale również członkowie związku w całej Polsce i duża część mieszkańców miasta. Liczne gesty wsparcia pokazywały, że rodzi się również ta solidarność pisana przez małe "s". Głodówka budowała poczucie wspólnoty wrocławian i była jednym z aktów założycielskich również wrocławskiej Solidarności.

Podczas Mszy św. w legendarnej już lokomotywowni abp Kupny najpierw nawiązał do dzisiejszego słowa Bożego. Podkreślił, że ewangelista Marek kieruje naszą uwagę na obiektywne znaczenie ślepoty w ludzkim życiu. - Człowiek dotknięty ślepotą nie widzi otaczającego go świata, nie ogląda twarzy kochających go ludzi, nie może podziwiać piękna przyrody i stale skazany jest na pomoc innych. Właśnie w takiej sytuacji był Bartymeusz - wyjaśniał.

Zaznaczył, że wielu przechodniów patrzyło na niego z pogardą i zapewne myśleli w sposób starotrotestamentowy: "Cierpi, bo zgrzeszył". - Ale on sam i Jezus byli innego zdania. Znał swoją niewinność, wiedział, że jego ślepota nie jest karą za grzechy. Wyczuwał, o czym świadczyło jego natarczywe wołanie, że w tym cierpieniu może mu pomóc tylko Jezus, prawdziwy Mesjasz. Dlatego błaga Go o ratunek - zauważył. - W jego okrzyku są wiara i nadzieja.

Hierarcha podkreślił, że wołanie żebraka wystarczyło, by Jezus go uzdrowił i powiedział, dlaczego: "Idź, twoja wiara cię uzdrowiła". - Okazuje się, że Jezus niewiele od nas wymaga - tylko wiary w siebie - zaznaczył. - Jezus, uzdrawiając ślepego człowieka, nie kierował się żadnymi ludzkimi względami. Wystarczającą racją dla Niego była wiara. Zawiera się w tym dla nas znamienna nauka - trzeba Mu uwierzyć, zawierzyć, a ostatecznie powierzyć siebie.

Nauczał, że ślepemu Jezus otworzył oczy fizycznie. Zaznaczył, że dotychczas Bartymeusz siedział przy drodze pełnej ludzi, a właściwie był poza gronem ludzi żyjących, skazany na bezczynność i oczekując na śmierć. - Po uzdrowieniu otwiera się przed nim nowa perspektywa. Może aktywnie uczestniczyć w życiu swoich bliskich, społeczności. Czasami my też jesteśmy podobni do tego ślepego człowieka. Zrażeni do życia siedzimy przy drodze i wyłączamy się z działania. A tu przychodzi do nas Jezus i mówi: "Wstań, pozbieraj się, zacznij żyć na nowo. Tylko uwierz we Mnie, że ci pomogę, że nie jest mi obojętne twoje cierpienie, twój ból, problemy, niepowodzenia". Rodzi się pytanie, czy jesteśmy zdolni do takiego zrywu - zastanawiał się.

Zauważył też, że Pan Jezus nie podszedł do Bartymeusza, ale poprosił, żeby go przyprowadzili. - Musiał włożyć pewien wysiłek, musiał powstać, musiał zaryzykować. Musiał się zerwać z tego miejsca - dodał.

Abp Kupny podkreślił, że na pomoc Bożą liczyli nasi przodkowie, którzy nie porzucili myśli o zmartwychwstaniu zniewolonej przez zaborców ukochanej Polski. Zaznaczył, że z roku na rok stawali się bardziej zdolni do zrywu niepodległościowego. - Potrafili wstać, aby żyć, by żyć na nowo w wolnej, niepodległej Polsce - tłumaczył. - W kontekście 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości dziękujemy Bogu za to, że wzbudził w naszym narodzie wolę życia, że wydobył z niego te dążenia i moce, które pozwoliły mu odzyskać zbrojnie suwerenność i niepodległość. Co by się stało z Polską, gdyby naszym przodkom zabrakło wiary i nadziei, gdyby zabrakło odwagi podjęcia ryzyka walki, gdyby uwiodło ich poczucie względnej stabilizacji? Co by się stało, gdyby nie zdecydowali się na zryw zbrojny? - pytał.

Zauważył, że pierwsze lata niepodległości były bardzo ciężkie - walka z bolszewikami, budowa struktur państwowych i gospodarczych. - A potem przyszła kolejna tragedia - niewola niemiecka i bolszewicka. I znowu trzeba było się pozbierać, wstać i walczyć o niepodległą ojczyznę. Nawet zakończenie II wojny światowej nie przyniosło Polsce pełnej suwerenności i nie spełniło marzeń tych, którzy o wolność ojczyzny walczyli - dodał.

Podkreślił, że wtedy znów staliśmy się podobni do ewangelicznego Bartymeusza, który musiał sobie odpowiedzieć na pytanie, co lepsze: pilnować dobrego miejsca przy bramie, by ktoś go nie zajął, kiedy odejdę, bo dawało ono szansę na dobry dochód, czy zaryzykować i podejść do wzywającego go Jezusa...

Metropolita wrocławski dodał, że wielu rodaków nigdy nie zrezygnowało z walki o prawdziwą wolność, o poszanowanie godności i praw człowieka, zwłaszcza praw pracowniczych. Do tych, którzy nie zrezygnowali, należeli kolejarze, którzy tutaj zaczęli głodówkę.

Przypomniał, że gdy tych 34 kolejarzy zaczynało swój strajk, pewnie wielu mówiło: "Może w tym kraju idealnie nie jest, ale po co się wychylać, po co się narażać?". - Trzeba było mieć odwagę, żeby się upomnieć o lepszą przyszłość, swoją godność, swoje prawa, swoje ideały. Trzeba powiedzieć, że w tamtym czasie nasza ojczyzna była chora, ale jej największym problemem nie była sama choroba komunizmu, ale to, że wielu ludziom wmówiono, że tak już musi być. Wielu uwierzyło, że nie ma żadnych szans na zmiany, wielu pogodziło się z chorobą, a nawet uznało za stan normalny, starając się jakoś w tym wszystkim odnaleźć.

Tymczasem uzdrowienie przyszło dzięki tym, którzy nigdy nie pogodzili się z utratą swoich praw, ideałów i marzeń. - Ryzykowali, ale dali jasny sygnał, że chcą mieć wpływ na to, co dzieje się w ich kraju, chcą troszczyć się o dobro wspólne. Mieli do tego prawo i historia przyznała im rację. Dzięki ofierze życia wielu pokoleń naszych rodaków żyjemy dziś w wolnym kraju - mówił.

Zaznaczył, że obchodząc kolejną rocznicę głodówki kolejarzy, chcemy pokazać, że sprawy ojczyzny nie są nam obojętne. - Nasze zaangażowanie w życie społeczne, w obronę praw pracowniczych, w ciągłe polepszanie warunków pracy to znak, że ofiara strajkujących kolejarzy i wielu innych upominających się wówczas o podstawowe prawa człowieka nie poszły na marne. Dobrze, że tę Eucharystię sprawujemy tutaj, bo każda Msza św. jest chwilą, w której Jezus podaje nam rękę, uzdrawia i dodaje nam sił właśnie do tego, żebyśmy nigdy sami nie zajmowali miejsca na marginesie życia, żebyśmy nigdy nie wyłączali się z obowiązku troski o dobro wspólne, narodu, Polski. Żebyśmy nigdy nie dali sobie wmówić, że nie warto walczyć o to, co głęboko nosimy w naszych sercach - dodał na koniec.

Posłuchaj całej homilii: