Dajmy bezdomnym to, co najważniejsze

Maciej Rajfur Maciej Rajfur

publikacja 02.01.2019 14:21

I nie chodzi o pieniądze - podpowiadają specjaliści.

Dajmy bezdomnym to, co najważniejsze Krótkie spotkanie może być początkiem czegoś nowego i lepszego Józef Wolny /Foto Gość

Prawie każdy z nas spotkał kiedyś osobę bezdomną, proszącą o wsparcie. Jak my, mijający się w biegu, możemy pomóc? Dać to, co najcenniejsze. I nie chodzi o pieniądze.

Wiemy dobrze, że dwa lub pięć złotych ofiarowane bezdomnemu mocno nas nie zubożą. Czy to znaczy więc, że powinniśmy je dać? Niezupełnie. W ten sposób wbijamy bezdomnemu gwóźdź do trumny, a sobie „kupujemy” spokojne sumienie, bo wsparliśmy potrzebującego.

Oczywiście, nigdy nie wiemy do końca, na co wyda on darowiznę. A ryzykujemy przede wszystkim jego życie. W tym krótkim momencie spotkania możemy jednak pomóc. Choćby to spotkanie wydłużyć. Jak? Mówią:

Czytaj na następnych stronach lub kliknij w osobę.

Brat Rafał Gorzołka OFM pracuje z bezdomnymi 14 lat. Od 2004 roku jest odpowiedzialny za kuchnię charytatywną przy klasztorze franciszkanów prowincji św. Jadwigi na wrocławskich Karłowicach. Codziennie pracownicy i wolontariusze przygotowują tam 500 porcji zupy dla ubogich i potrzebujących. Posiłki wydawane są każdego dnia od 12.00 do ostatniej porcji. Zarówno na miejscu jak i na wynos. \

- Gdy bezdomny prosi nas o pomoc, a możemy poświęcić mu chwilę, najlepiej kupmy mu coś do jedzenia. Zapytajmy wcześniej, czego potrzebuje. Najczęściej chodzi o podstawowe produkty, np. bułkę, pasztet, kiełbaskę czy serek - doradza franciszkanin.

Jak podkreśla, tak samo istotne okazuje się również wskazanie potrzebującemu, gdzie może otrzymać odpowiednią pomoc: w noclegowni, ogrzewalni, łaźni czy jadłodajni. Nie wszyscy jednak muszą mieć w pamięci dokładną listę takich miejsc.

- Korzystamy w tylu sprawach ze smartfonów, potrafimy błyskawicznie znaleźć w nich praktycznie wszystko, a więc możemy także łatwo sprawdzić, gdzie znajdują się odpowiednie instytucje. Nie zostawiajmy człowieka na pastwę losu - mówi prezes Zarządu Fundacji „Antoni”.

Franciszkanin uczula także na odpowiednią postawę wobec bezdomnego. Opryskliwość, wywyższanie się i wszelki przejaw agresji słownej nie wchodzą w grę. Z drugiej strony nie powinniśmy być naiwni i nad wyraz litościwi, ponieważ możemy zostać przez niektórych wykorzystani.

- Bezdomnych należy traktować zupełnie normalnie, jak każdego innego człowieka. Najlepszym prezentem od nas będzie czas. Spróbujmy ich wysłuchać. Czasami ktoś nam mówi o jedzeniu, a próbuje zabić w sobie samotność i podzielić się swoim losem - tłumaczy br. Gorzołka.

Czas zawsze miał wielką wartość, ale współcześnie nabiera on znaczenia bezcennego daru. - Nie dajmy się zmanipulować słowami: „Jestem bezdomny, bo nikt mi nie chce pomóc”. Wiele instytucji, wielu ludzi wyciąga do bezdomnych rękę. Oni tylko muszą współpracować. Każdy z nas idzie na jakiś kompromis w życiu - stwierdza franciszkanin, który wysłuchał już tysiące historii od osób bezdomnych.

Podkreśla przy tym, że nie do nas należy ich ocena, analiza przyczyn i sytuacji, które doprowadziły do takiego stanu. Mamy mądrze pomagać i wskazywać drogę, nawet jeżeli jesteśmy kolejną osobą, która to danego dnia robi.

- Potrzebujemy w tym czujności, umiejętności słuchania i cierpliwości. Gdy widzimy, że ktoś nas zaczepia, od razu pojawiają się negatywne myśli, automatycznie odpychamy tego człowieka w głowie. Jako chrześcijanie powinniśmy jednak zawsze dać szansę drugiemu choćby na niedługą rozmowę, bo mamy boską motywację. Ja staram się w bezdomnych widzieć Jezusa - tłumaczy br. Rafał.

Z uśmiechem cytuje motto fundacji „Antoni” z Listu do Kolosan: „Cokolwiek czynicie, z serca wykonujcie jak dla Pana, a nie dla ludzi”.

Siostra Aneta Banyś rozmowę o bezdomności rozpoczyna słowami Jezusa: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr Bożego Serca Jezusa pracuje w łaźni wrocławskiej Caritas i na co dzień uśmiecha się do ubogich i potrzebujących.

Zapytana, co zrobić, jeżeli bezdomny prosi nas o 5 złotych na bułkę, odpowiada:. - Warto zaproponować podejście do furty klasztornej. Tam nigdy nie zostaną odesłani bez pomocy, bez żywności. Poza tym kierujmy ich konsekwentnie do miejsc pomocy, np. jadłodajni, choćby tej prowadzonej przez Caritas, która wydaje posiłki od poniedziałku do piątku od 12.00 do 14.00, a zimą (listopad–marzec) także w sobotę. Wielu bezdomnych mówi, że trzeba mieć specjalnie kartki żywieniowe z MOPS-u. To nieprawda. Każdy, kto poprosi, otrzyma posiłek.

Poza tym zachęca do tego, by zziębnięte osoby bezdomne przysyłać do Caritas na Ostrowie Tumskim po czyste ubranie, nie tylko wtedy, gdy czynna jest łaźnia. Pomoc bezdomnym to walka ze znieczulicą, która rodzi się w naszych sercach. Współczesna Polska i świat powoli przyzwyczajają się do widoku mieszkańców ulic. Pogodziliśmy się z ich obecnością. Wpisali się oni w krajobraz naszej codzienności.

Siostra Aneta apeluje, by nie akceptować w sobie takiego podejścia, zwracając uwagę na jeszcze jeden aspekt. - Zazwyczaj bezdomni mają wkodowane, gdzie można zjeść, przespać się, umyć i ogrzać. Są dobrze zorientowani. Taka informacja w kontakcie z nimi zupełnie nie wyczerpuje ich potrzeb - mówi.

Z jej doświadczenia jasno wynika, że najbardziej przemawia otwarte ludzkie serce i proste słowo. Jednak społeczeństwu coraz bardziej brakuje czasu. - Dla nas normalna rozmowa w ich oczach staje się cennym i poruszającym komunikatem, że ktoś się nimi zainteresował, że nie są skreśleni. Spotkali kogoś, kto uścisnął dłoń, i nie postrzega ich jak społecznie trędowatych, ale obdarza szacunkiem - tłumaczy siostra.

Chodzi o przekazanie godności, przywrócenie człowiekowi ludzkiej twarzy mimo jego zagubienia. To wymaga czasu. My jednak nie mamy go często nawet dla najbliższych, dlatego w kontakcie z potrzebującym wyciągamy monetę „na odczepnego”, żeby móc pędzić dalej. - Nie myślimy o tym, że czas spędzony z bezdomnymi nie tylko pomaga im samym, ale także nam. Zyskujemy o wiele więcej! Dystans, pokorę, wrażliwość na biedę, wyczulenie na krzywdę - wymienia s. A. Banyś.

Z łaźni Caritas na Ostrowie Tumskim korzysta coraz więcej osób, średnio ponad 120 dziennie. Ciągle potrzeba odzieży, szczególnie męskiej. Pole do działania jest ogromne i z pewnością nie sprowadza się do ratowania groszem w biegu.

- Musimy sobie jasno powiedzieć, że bezdomni we Wrocławiu nie umierają z głodu i mają gdzie przenocować - tłumaczy Przemysław Kowalski, opiekun w Schronisku św. Brata Alberta dla Bezdomnych Mężczyzn.

Zwraca uwagę, że żebractwo to pewien styl życia, który ludzie wybierają nie tylko z powodu przyjmowanych łatwo pieniędzy, ale ze względu na kontakt z ludźmi, świadomość, że ktoś się nimi zajmuje, że mogą opowiedzieć swoją historię, czasem podkoloryzowaną.

- Zróbmy bilans prostej sytuacji, kiedy damy bezdomnemu dwa złote. Czy to zmieni jego sytuację? Nie. A u darczyńcy? Wiele, ponieważ kupuje sobie święty spokój, lepsze samopoczucie, zadowolenie, że pomógł, że jest wrażliwy na biedę, że potrafi wspierać słabszych. Zazwyczaj jednak te pieniądze są przepijane. Poza tym wspieramy model żebractwa, wyłudzania i ostatecznie wydłużamy drogę takiego człowieka do instytucji, która naprawdę potrafi i ma szansę mu kompleksowo pomóc - mówi P. Kowalski.

Jak doradza, warto pomyśleć o takiej pomocy, która nie tylko zapewni bezdomnemu bułkę konkretnego dnia, a potem się zobaczy, tylko do sytuacji, w której będzie mógł kupować bułkę codziennie do końca życia. Czyli po prostu wyjdzie na prostą, odbije się od dna.

Bezdomność to przede wszystkim samotność, nie tylko bieda. Szeroką gamą pomocy dysponuje od 35 lat Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta Koło Wrocławskie, które prowadzi schronisko, noclegownię i ogrzewalnię. Podobnie jak Caritas, chętnie przyjmie odzież męską, żywność, oferuje możliwość wykupienia cegiełek, organizuje zbiórki publiczne. W tym przypadku mamy pewność, że nasza darowizna zostanie w całości przeznaczona na mądrą i najbardziej konieczną pomoc bezdomnym.

- Co możemy im dać tak od ręki? Trochę szacunku, na przykład poprzez gest podarowania bułki z uśmiechem i uprzejmością. Z mojego doświadczenia wynika, że jako przechodnie mamy szansę dać realną pomoc, a za narzędzia służą nam najprostsze przyjazne gesty oraz rozmowa. Nie pieniądze, ale kontakt i normalne traktowanie - podsumowuje pracownik schroniska dla bezdomnych mężczyzn.

Zaznacza, że powinniśmy również stawiać wymagania, nie zachowywać się zbyt pobłażliwie. Na koniec podaje wymowną statystykę. Na polskich ulicach przebywa jedynie 15 proc. wszystkich bezdomnych. Reszta koczuje w altankach, pustostanach (ok. 20 proc.),a największa część – w placówkach pomocowych (powyżej 60 proc.). My widzimy tylko ludzi z ulicy, a to mniejszość.

Wyobraźmy sobie więc, z jaką skalą problemu mamy do czynienia. Zatrzymasz się przy najbliższej okazji?