Po kolędzie w akademiku

Maciej Rajfur Maciej Rajfur

publikacja 10.01.2019 17:25

Zazwyczaj do drzwi puka ksiądz i ministrant, ewentualnie dwóch. Do studentów zapukał ksiądz, siostra zakonna i... orkiestra z gwardią śpiewaków.

Po kolędzie w akademiku Salezjańskie kolędowanie w akademiku "Telemik" Maciej Rajfur /Foto Gość

Wizyta duszpasterska w akademiku ma ten sam cel co każda inna - spotkanie, wspólna modlitwa, poświęcenie mieszkań. Jednak jej forma, jak i forma życia w akademiku, odbiega nieco od rzeczywistości. Ale jak najbardziej pozytywnie!

Przynajmniej tak było w środowy wieczór w T2 znanym jako "Telemik", czyli w akademiku Politechniki Wrocławskiej. Kolędę prowadził tam ks. Grzegorz Dłużniak SDB z parafii pw. Najświętszego Serca Jezusowego we Wrocławiu, duszpasterz akademicki opiekujący się Salezjańskim Duszpasterstwem Akademickim „Most”.

Salezjanin zabrał ze sobą całą świtę, bo kolędować samemu byłoby bardzo smutno. I tak po korytarzach akademika w radosnej atmosferze kroczyła z nim s.Agnieszka Bednarczyk FMA oraz studenci z „Mostu”, którzy stworzyli istną orkiestrę. Gitarzystka, klarnecistka, skrzypaczka i saksofonista, a do tego grupa śpiewaków, a raczej kolędników.

Zobacz galerię zdjęć TUTAJ.

Wizytę w Telemiku potraktowali jak świetną okazję do ewangelizacji i okazji, by zaprosić swoich rówieśników do duszpasterstwa akademickiego przy Moście Grunwaldzkim. 

Grupę kolędników słychać było jednocześnie na kilku piętrach. Idąc od pokoju do pokoju, śpiewali najpiękniejsze polskie kolędy.

Co ciekawe, mieszkańcy akademika mogli zgłosić się wcześniej do wizyty duszpasterskiej. Na tablicach ogłoszeń na korytarzach wisiały plakaty zapowiadające przyjście kapłana. Chętnych na początku nie było dużo, bo na liście pojawiły się zaledwie dwa pokoje.

Studenci z Mostu jednak robili tak duży Boży raban w budynku, że od razu wzrosło zainteresowanie. Pukając do pokojów, znaleźli kilkunastu chętnych, by przyjąć księdza i całą świtę po kolędzie.

- To pokazuje, jak łatwo dzisiaj umykają nam ważne ogłoszenia w natłoku wielu propozycji, wydarzeń,rozrywek, obowiązków. Dlatego trzeba wyjść do ludzi i stanąć twarzą w twarz z uśmiechem. To osobiste spotkanie może przekonać człowieka, żeby przyjął księdza, a co za tym idzie błogosławieństwo Boże do swoich czterech ścian - tłumaczy Maria Kozyra, wiceszef „Mostu”.

Błogosławieństwo trafiło nawet do zagranicznych studentów z dalekiej Azji z programu Erasmus, którzy choć nie byli chrześcijanami, przyjęli kapłana, a ten pomodlił się, poświęcił im pokój, a na końcu zamienił parę uprzejmych zdań.

- Zawsze na studiach, gdy miałem możliwość, przyjmowałem kolędę. To było dla mnie naturalne. Choć należę do duszpasterstwa „Most” i znam ks. Grzegorza, muszę przyznać, że trochę się stresowałem. W końcu nie codziennie ksiądz wpada do pokoju z grupą znajomych. Myślę, że było w miarę posprzątane, przynajmniej moje rzeczy (śmiech) - mówi Piotr Makowski-Czerski, student czwartego roku automatyki i robotyki.

Kolędę przyjął razem ze współlokatorem, który choć na początku się wahał, potem nie miał nic przeciwko i uczestniczył w spotkaniu.

- Kolęda jest piękną tradycją. Kapłan przychodzi domu, by pobłogosławić miejsce, w którym na co dzień spędzasz czas. Jeżeli my mieszkamy aktualnie w akademiku, który przez jakiś okres staje się dla nas drugim domem, dlaczego ksiądz miałby tutaj nie zajrzeć? Przebywamy tu od rana do wieczora. Poza tym wizyta duszpasterska daje okazję, by dać świadectwo swojej wiary i pomodlić się we wspólnocie - wyjaśnia Anna Ostrowska, studentka III roku elektrotechniki.

Zapytaliśmy jeszcze mieszkańców „Telemika”, dlaczego tak niewielka część ich sąsiadów w akademiku otwiera swoje drzwi przed kapłanem?

- Myślę, że wielu ma zakrzywiony obraz Kościoła i nie czuje potrzeby takiej praktyki religijnej. Inni wyszli na codzienne zajęcia albo w celach rozrywkowych i nie ma ich w budynku. Jakaś grupa pewnie się boi spotkania księdzem, bo nie wie, czego się spodziewać - sądzi Piotr Makowski-Czerski.

Zdaniem Anny to wynika także z bardziej przyziemnych rzeczy. Pojawia się argument: „Nie wpuszczę księdza, bo mam straszny bałagan”. Choć znaleźli się tacy odważni, którzy nie byli tym specjalnie skrępowani i przyjmowali "mostową" grupę. W końcu na czas studiów bałagan zastępuję się akademickim pojęciem - ład artystyczny.

- Czasem mieszka się z ludźmi, którzy nie chcą przyjąć kolędy i wtedy trafiamy na barierę nie do przeskoczenia. Nikogo nie zmusimy, ani nie wygonimy ze swojego pokoju. Część jest zrażona do tzw. „koperty”, choć tutaj ksiądz nie przyjmuje pieniędzy od studentów. Powraca więc ten spaczony obraz Kościoła, który rozprzestrzenia się mediach społecznościowych - mówi studentka elektrotechniki.