Ksiądz, zainspirowany śmiercią własnego ojca, stworzył niezwykłą Drogę Krzyżową

Maciej Rajfur Maciej Rajfur

publikacja 07.03.2019 16:39

Zapraszamy czytelników "Gościa Niedzielnego" do bardzo osobistej wędrówki z krzyżem na plecach, którą przygotował ks. Bartosz Kasprzyszak.

Ksiądz, zainspirowany śmiercią własnego ojca, stworzył niezwykłą Drogę Krzyżową Ks. Bartosz Kasprzyszak chce zabrać cię w drogę razem z ukochaną dla niego osobą Maciej Rajfur /Foto Gość

Może to miejsce dla ciebie w tym Wielkim Poście. Może też niedawno (albo kiedykolwiek) straciłeś bliską osobę. A może po prostu chcesz przejść tę kilkutygodniową podróż duchową z człowiekiem, który kroczy za Jezusem i niedawno rozstał się z ukochanym ojcem. To ks. Kasprzyszak. Kapłan na co dzień pracujący w Metropolitalnym Wyższym Seminarium Duchownym postanowił przelać na papier bardzo ważną część swojego życia i podzielić się nią z Czytelnikami GN.

Za kilka dni minie rok, od kiedy po ciężkiej chorobie odszedł ojciec ks. Bartosza. Jak mówi kapłan, przyszedł moment, by zatrzymać się, spojrzeć wstecz bez emocji i ocenić, czy to wszystko, co przeżywał kilkanaście miesięcy temu, dało jakieś owoce.

Czytaj więcej:

- Jeśli zapomnę o tym, co tatuś mi przekazał, to tak, jakbym mu pozwolił przestać istnieć. Pamiętam, jak przeżywałem Wielki Post rok temu. Na pełnym konkrecie. Miałem przy sobie człowieka, którego kocham, który jest blisko Pana Jezusa i umiera. Widziałem pewne podobieństwo z tym, co przeżywał Chrystus. Obserwowałem wędrówkę cierpiącego taty na ziemską golgotę. To już nie była tylko teoria Wielkiego Postu - wspomina przełomowy czas ks. Kasprzyszak.

Przez Drogę Krzyżową Pana Jezusa przewinęła się cała plejada osób i reakcji - od tych okrutnych i bezdusznych do pełnych ciepła i wierności. - Przy odchodzeniu taty również było dużo ludzi, którzy się angażowali, pomagali, byli tymi Szymonami z Cyreny. Mam tu na myśli służbę medyczną. Widziałem też wierność mamy, która trwała przy tacie - opowiada autor rozważań.

W tym kilkudniowym pisaniu wielokrotnie trzeba było zostawić wszystko i wyjść się wypłakać, dlatego to nie będzie pusty tekst czy tylko intelektualny wysiłek kapłana. W tej Drodze Krzyżowej maczał palce Duch Święty. Każde napisane słowo zostało przemodlone. - W moich rozważaniach nie chodzi o wspominanie wydarzenia, które działo się XX wieków temu, ale chodzi o miłość. Tutaj i teraz. Wobec tych, których masz koło siebie. Kochaj na bieżąco! Piszesz się na to? - pyta ks. Kasprzyszak.

Kapłan wierzy, że pisze o kimś, kto nadal istnieje i obserwuje. Na tym polega chrześcijaństwo. Po ludzku proces tworzenia był trudny. Kilkadziesiąt razy przychodziła myśl, żeby to zostawić, że nie dociągnie do XIV stacji, a z drugiej strony czuł przynaglenie: "Nie poddawaj się".

- Tutaj dużą rolę odgrywa wiara. Moment śmierci ukochanej osoby ją szybko weryfikuje. Przychodzi do głowy proste pytanie: "Czy dalej wierzysz, że Pan Jezus zmartwychwstał i pokonał śmierć? Czy wierzysz, że tato dalej jest?". Wielu ludzi po śmierci kochanej osoby zamyka rozdział. A przecież będzie jeszcze szansa, by dalej kochać tego człowieka w królestwie niebieskim! Ja wierzę, że spotkam się z tatą - podsumowuje ojciec duchowny wrocławskiego seminarium.

Zapraszamy do wędrówki niezwykłą i bardzo osobistą Drogą Krzyżową stworzoną przez ks. Bartosza. Co dwa dni na naszej stronie internetowej www.wroclaw.gosc.pl będziemy publikować kolejne stacje. Pierwsza z nich już w piątek 8 marca po południu.

- To słowo skierowane jest do wszystkich, niezależnie od tego, ile mają lat, czy czują się silni, może w kwiecie wieku. To może być nasz ostatni Wielki Post. Mój tatuś był bardzo silnym mężczyzną. Fizycznie, psychicznie i duchowo. Prawie do końca jeździł na rowerze do pracy. A mimo to choroba pokonała jego ciało. Dlatego zachęcam do postawy czuwania - mówi kapłan archidiecezji wrocławskiej.

Apeluje, by wykorzystać najlepiej jak się da każdy dzień swojego życia. Kochać ludzi, których Pan Bóg postanowił nam na drodze. Nie odkładać przebaczenia na kiedyś, bo możemy nie mieć tej szansy.