Dominikańska EDK. Celem wcale nie jest Ślęża

Agata Combik Agata Combik

publikacja 05.04.2019 22:25

Ok. 300 osób zapisało się tym razem na Ekstremalną Drogę Krzyżową, która wyruszyła z kościoła dominikańskiego we Wrocławiu 5 kwietnia. - Ta EDK nie zaczyna się tu i nie kończy na Ślęży - stwierdził o. Marcin Dyjak OP podczas Mszy św. rozpoczynającej nocną wędrówkę.

Dominikańska EDK. Celem wcale nie jest Ślęża U początku drogi Agata Combik /Foto Gość

Dziś mamy okazję zakosztować tego, że chrześcijaństwo jest drogą - mówił, zwracając uwagę na Jezusa pielgrzymującego do Jerozolimy. - Ta EDK to tylko etap drogi, która swój początek ma gdzie indziej - na chrzcie św. Trzeba przyjąć te etapy, które są już za nami, także te trudne, których nie chcieliśmy. Ta droga, w którą dziś wyruszamy, nie kończy się na Ślęży - dodał. - Jej kresem jest dzień zmartwychwstania. Trzeba przyjąć to, co za nami, wypatrywać tego, co przed nami, a przede wszystkim spotkać się z Bogiem tu, w teraźniejszości.

Wielu uczestników przyszło z własnoręcznie wykonanymi krzyżami. Pan Adrian, który wybrał się na EDK razem z przyjaciółmi Krzysztofem, Zbyszkiem i Tomkiem, niósł ze sobą piękny krzyż przyozdobiony baziami i gałązkami forsycji (dzieło żony i dzieci). Jest członkiem Domowego Kościoła, ponadto wraz z kolegami należy do wspólnoty Wojownicy Maryi, założonej przez ks. Dominika Chmielewskiego SDB, która we Wrocławiu zaczyna się rozwijać. Panowie w czerwcu mają złożyć "przysięgę miecza". Prawdziwym wojownikom przystoją więc ekstremalne wyzwania.

Pan Robert, również z okazałym krzyżem, wyrusza na EDK po raz siódmy (kiedyś z Bielawy). - W ubiegłym roku szedłem z Wrocławia na Ślężę niebieską trasą. Musiałem przerwać wędrówkę. Myślę, że... intencja, którą niosłem, była za ciężka. Teraz powtarzam - i trasę, i intencję - dodaje.

- Zapisało się w tym roku ponad 300 osób (nieco mniej niż kiedyś, prawdopodobnie ze względu na to, że powstają nowe rejony EDK, jest większy wybór). Na najdłuższą, niebieska trasę (76 km) zapisało się jednak więcej uczestników - niemal 30 osób, w tym dwie kobiety (w ubiegłych latach tę trasę wybierało 10-15 osób) - mówi Marta Borkowska, lider rejonu Wrocław-Dominikanie.

Wyjaśnia, że są wśród uczestników EDK stali bywalcy, są też osoby nowe. Niektórzy wybierają po kolei najpierw trasę pomarańczową (najkrótszą), za rok zieloną, potem brązową. Niektórzy musieli się wycofać z trasy w ubiegłym roku, gdy panowały bardzo trudne, śnieżne warunki, a teraz wracają, by jeszcze raz podjąć wyzwanie.

- Po zakończeniu EDK robimy ankietę. Ludzie bardzo chętnie dzielą się swoimi doświadczeniami, przeżyciami z trasy. To dla nich bardzo ważny czas - dodaje Marta. - Sama pamiętam swoje przeżycia z ubiegłego roku. Była wtedy straszna pogoda, miałam pokusę, by zostać w ciepłym łóżku, a jednak poszłam. Nie żałuję. Nigdy nie zapomnę tego, co wówczas przeżyłam.

- Moje doświadczenia są takie, że gdy jesteśmy na Drodze Krzyżowej w kościele, jest nam wygodnie i ciepło, to człowiekowi krążą myśli wokół różnych spraw związanych z pracą, studiami, z "przyziemnymi" rzeczami - wyjaśnia. - Gdy wychodzimy na EDK, jest inaczej. Panuje cisza, widzimy, że kilkaset osób idzie w tę samą stronę, widzimy, jak to przeżywają, jakie to dla nich ważne. To bardzo mocno podnosi na duchu, mobilizuje. Jedna z dziewczyn, odbierając dziś pakiet, powiedziała, że EDK jest wspaniała, bo pokazuje, ile możemy wytrzymać. Wydaje nam się, że nie mamy sił, a jednak idziemy, robimy to dla Boga. Mamy więcej sił, niż nam się wydaje. Czasem ruszają w trasę bardzo wątłe osoby, próbują walczyć z takimi wyzwaniami. I okazuje się, że dają radę.

- Do zobaczenia, miejmy nadzieję, na szczycie - żegnali się wędrowcy. Brali krzyże i ruszali. Zapadała cisza.

Dominikańska EDK. Celem wcale nie jest Ślęża   Na szczycie Ślęży Archiwum ks. Jakuba Bartczaka

Zobacz także o innych dominikańskich EDK:

Miłość ważniejsza od cierpienia (aktualizacja)

To Bóg jest ekstremalny

Ekstremalnie za Ukrzyżowanym