Przyszli oficerowie Wojska Polskiego dają świadectwo po Ekstremalnej Drodze Krzyżowej

Maciej Rajfur Maciej Rajfur

|

Foto Gość

publikacja 08.04.2019 19:52

Podchorążowie Akademii Wojsk Lądowych dzielą się swoimi spostrzeżeniami po przejściu Ekstremalnej Drogi Krzyżowej.

Przyszli oficerowie Wojska Polskiego dają świadectwo po Ekstremalnej Drodze Krzyżowej Tuż przed wyjściem w noc... Maciej Rajfur /Foto Gość

Ponad 70 studentów wojskowych z Akademii Wojsk Lądowych wzięło udział w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej z Wrocławia do Trzebnicy. Wrocławscy podchorążowie co roku w coraz liczniejszej grupie podejmują to duchowe i fizycznie wyzwanie.

Mimo że utrzymują na co dzień dobrą kondycję i wysoką sprawność fizyczną, nie ukrywają, że nocne przejście z rozważaniami Drogi Krzyżowej było dla nich sporym wysiłkiem.

kpr. pchor. Marcin Wcisło (5. raz na EDK)

Wydawało mi się, że będzie lżej niż w latach poprzednich, bo pogoda dopisywała, ale szybko dopadło mnie straszne zmęczenie. Dwa razy miałem sytuację, że prawie wpadłem do rowu, przysypiając w marszu.

Bardzo dużo czasu spędzałem na każdej stacji, przy której zawsze rozważałem jakąś swoją intencję odnośnie do mojej wiary. Klęczałem wówczas ok. 10 minut. Całą drogę przeszedłem w milczeniu i bardzo ten sposób polecam. Nie ze słuchawkami na uszach czy z rozmową na ustach. Nie jest to łatwe doświadczenie, sam miałem trochę problem, żeby się nie odzywać, ale milczenie pozwala naprawdę wiele przemyśleć.

EDK to walka z samym sobą. Fizyczna, ale przede wszystkim duchowa. Można poczuć namiastkę tego, co Chrystus czuł podczas Drogi Krzyżowej.

plut. pchor. Jerzy Szmitka (1. raz na EDK)

Podszedłem do tego wyzwania na luzie. 40 kilometrów? Przecież to nic wielkiego. Od razu narzuciłem sobie szybkie tempo i… od razu się zgubiłem. Chwilę później zgubiłem się ponownie. Niedokładnie zajrzałem do wskazówek i zacząłem biec. Po prawie 3 kilometrach stwierdziłem, że zboczyłem z trasy, więc wróciłem i zacząłem iść z chłopakami, bo jednak będzie bezpieczniej.

Był taki czas, gdy miałem nogi z waty i pospinane różne mięśnie. Nagle podszedł do mnie starszy pan. Usłyszałem tylko: „Młody, dawaj”. Szedłem w ciszy 8 godzin, a na co dzień naprawdę dużo mówię. Muszę przyznać, że mimo obolałego ciała nigdy nie byłem tak spokojny. Tę noc przeżyłem ekstremalnie duchowo.

st. szer. pchor. Filip Królikowski (1. raz na EDK)

Nie wiedziałem, jak do tego podejść. Chyba z 10 lat nie byłem na żadnej Drodze Krzyżowej. Pamiętam ją z dzieciństwa. Miałem więc kompletną pustkę w głowie. Nie umiałem się modlić. Założyłem sobie przed startem kilka rzeczy. Po pierwsze, że dojdę do końca. Po drugie - dojdę w milczeniu. Po trzecie - nie zapalę papierosa (a jestem palaczem). Nie wziąłem ze sobą papierosów. Niestety, po 15 kilometrze się odezwałem.

Podczas drogi poczułem, jak mocno szatan mnie kusił, żeby zostawić te postanowienia. Pierwsza próba: Idziemy z kolegą mostem, patrzymy, a na dole… impreza. Osiemnastka. Piękne kobiety… Mówię do kumpla: „Dawaj schodzimy”. Wahaliśmy się, ale ostatecznie ruszyliśmy dalej. Po 23. kilometrze zaczęły mnie boleć ścięgna, łydki i miałem problemy. Nagle… znalazłem się na Psim Polu, 1,5 kilometra od swojego łóżka w Akademii Wojsk Lądowych.  Pojawiła się pokusa całkowitej rezygnacji. Przetrwaliśmy… Później na trasie, na ziemi zobaczyłem niedawno wyrzuconego papierosa. Podniosłem go i było naprawdę blisko do złamania postanowienia,  ale po chwili porwałem go i wyrzuciłem.  Doszedłem z wielką satysfakcją.

szer. pchor. Irmina Gromek (1. raz na EDK)

Miałam wiele obaw. Bałam się po prostu, że nie dam rady. Zmęczenie dawało się we znaki. Wcześniej wielu mi mówiło, że trzeba dużo nagrzeszyć, żeby się w taką drogę wybrać. Moim zdaniem warto iść samemu. Ja zaczęłam z przyjaciółmi, potem się oddzieliłam. Wyciszyłam się i wymodliłam za wszystkie czasy. Bardzo spodobało mi się, że stacje i przygotowane rozważania można było dostosować do siebie i swojego życia.

st. kpr. pchor. Szymon Bukowiec (2. raz na EDK)

Mimo tego, że pogoda była o wiele lepsza niż przed rokiem - cieplej i bez opadów - szło się fizycznie równie ciężko. Człowiek może wędrować z ciężkim plecakiem po górach, biegać maratony, a ta 40-kilometrowa trasa i tak go wykańcza. W sobotę przez cały dzień nie mogłem chodzić, a w niedzielę z pomocą Bożą wystartowałem w biegu. Myślę, że na EDK najważniejsza jest sfera przemyśleń i ciągłego uświadamiania sobie, jaką drogę dla nas odbył Jezus, co dla nas wycierpiał.

My nie mieliśmy tego krzyża, który niósł Jezus, ale mieliśmy swoje intencje. Z każdym kilometrem czułem coraz większe wsparcie z góry. Po EDK wiele się w życiu zmienia.

kpr. pchor. Damian Działdowski (1. raz na EDK)

Pogoda była idealna. W trasie nie powiedziałem ani jednego słowa. Pierwsze 20 km zniosłem dobrze fizycznie. Do 25. kilometra śpiewałem sobie w głowie, potem zaczęły się przemyślenia. Zatrzymywałem się na stacjach, ale coraz krócej, bo powyżej połowy drogi już miałem spięte łydki i nie chciałem zastygać. Od 30. kilometra chwiałem się na nogach, a między 35. a 37. kilometrem dopadł mnie kryzys.

Muszę przyznać, że wcześniej nie zastanawiałem się nad tym, jak do tej nocy podejść, o czym będę myśleć, co będę robić. Miałem też swojego anioła stróża w postaci Oli, która szła ze mną. Potrzebowałem tej drugiej osoby, żeby mi pokazywała drogę.  Myślę sobie, że EDK jest jak życie. Wszyscy doszliśmy do tego samego punktu, ale jednak każdy miał troszeczkę inną drogę, swoje tempo, własne przeżycia i komplikacje.

plut. pchor. Julia Wyszkowska (2. raz na EDK)

To była bardzo ciężka Droga Krzyżowa. Dobrze, że miałem swojego anioła atróża w postaci Asi. Na 17. kilometrze powiedziałam jej, że dalej już nie idę, że rezygnuję i koniec. A ona… wzięła mnie na szantaż, który postawił mnie na nogi. Powiedziała, że ma tyle intencji do przemyślenia i omodlenia, że nie możemy zrezygnować. Nie potrafiłam jej odmówić.  

Miałyśmy taki moment, że usiadłyśmy na chodniku i nie wiedziałyśmy, co robić. Modliłam się, żeby mnie przestało boleć. Chwila postoju dała mi bardzo dużo. Warto było podjąć ten wysiłek, bo można wtedy wiele spraw przemyśleć. Ten ból, pot i łzy zbliżają do męki Jezusa, który przecież ogromnie za nas wycierpiał. Wówczas przychodzą refleksję, do których na co dzień nie dochodzimy.

kpr. pchor. Dawid Kukla (2. raz na EDK)

Tak naprawdę zdecydowałem się w ostatniej chwili. Jeszcze po południu w piątek poszedłem na siłownię. Ćwiczyłem i spotkałem Marcina. Dyskutowaliśmy o EDK. Potem postanowiłem pójść. Całą trasę przeszedłem w milczeniu. Myślę, że każda edycja jest inna. Tym razem wędrowałem sam. Przed długi odcinek widziałem przed sobą kobietę z krzyżem. Ona mnie prowadziła przez dłuższy czas, była dla mnie drogowskazem.

Od razu zauważyłem analogię do życia codziennego. Warto podążać za Jezusem w życiu, czasem warto popatrzeć, w która stronę sugeruje nam skręcić. Nie musimy iść tak jak wszyscy. Trasa naszego EDK zahaczała o Akademię Wojsk Lądowych i miałem pokusę, by wskoczyć do łóżka i o tym zapomnieć, ale nie zdezerterowałem.  

Udało mi się tej nocy przemyśleć wszystko, co chciałem od dawna przemyśleć. Gubiłem się w mojej wierzę, a dzięki tej wędrówce poukładałem sobie wiele kwestii w głowie, zrobiłem wielką refleksję przez te 7 godzin w milczeniu.

st. szer. pchor. Jakub Górski (1. raz na EDK)

Specjalnie na tę wyprawę kupiłem sobie buty. Nie wiedziałem, czy się sprawdzą. Polecam podjąć to wyzwanie i stoczyć walkę z samym sobą. Na szczęście nie miałem problemu ze stopami, z odciskami czy pęcherzami, ale widziałem, jak inni się z tym borykali. Łapali po drodze urazy, obtarcia. Starałem się ich pocieszać. Próbowałem pomóc. Nawet proponowałem żelki, ale niewiele pomagało.

W pewnym momencie to ja chciałem się położyć i zrezygnować. Wtedy zobaczyłem, jakie wielkie pęcherze na piętach ma kolega i wstyd mi się zrobiło. Zmobilizowałem się. Niosłem swoje intencje w sercu, ale zacząłem się modlić za ludzi, którzy mieli większe problemy z pokonaniem tej drogi niż ja. Nie mogłem patrzeć, jak cierpieli, więc prosiłem Boga, o to żeby zabrał im ten trud i to mnie dał trochę tego ich bólu. Cieszę się, że doszedłem do bazyliki w Trzebnicy, ale pamiętam, że powrót do Wrocławia był bardzo trudny.