Być kobietą, być kobietą... - ale jaką?

Maciej Rajfur Maciej Rajfur

publikacja 07.07.2019 13:36

- Kobiety, uwierzcie w to, że odgrywacie niezastąpioną rolę! To od was mężczyźni uczą się budować relacje i więzi, wyrażać swoją uczuciowość, nazywać swoje emocje - mówi s. Anna Maria Pudełko AP.

Być kobietą, być kobietą... - ale jaką? Siostra Anna Maria Pudełko jest apostolinką, psychopedagogiem powołania. Prowadzi rekolekcje, wykłady, warsztaty... Maciej Rajfur /Foto Gość

Maciej Rajfur: Przyjechała Siostra do Wrocławia poprowadzić warsztaty dla kobiet. Jaki sens mają chrześcijańskie spotkania formacyjne i modlitewne tylko dla kobiet lub tylko dla mężczyzn, np. różnego rodzaju rekolekcje, dni skupienia?

S. Anna Maria Pudełko: To bardzo dobry pomysł, ponieważ my potrzebujemy formacji intensywnej i ciągłej. Świat idzie do przodu cywilizacyjnie i nie możemy z naszą duchowością pozostawać w tyle. Często zatrzymujemy się religijnie na Pierwszej Komunii św., bierzmowaniu czy etapie matury. To jednak nie wystarczy do przeżywania wiary dojrzale. Jako dorośli także musimy sami dalej pielęgnować relację z Bogiem, czyli doświadczenie spotkania z żywym Chrystusem. Dzisiaj jako społeczeństwo często mamy problem z tożsamością, która się rozmywa. Stąd powstaje fenomen spotkań, które pomagają nam na nowo odkryć np. tożsamość kobiety stworzonej na podobieństwo Boga. Z drugiej strony dobre relacje wzajemne, jeśli chodzi o płciowość, możemy budować wtedy, kiedy odkryjemy siebie i spotkamy się najpierw z „podobnymi” do siebie, bo na tym polega prawo rozwoju psychicznego i duchowego. Wtedy w sposób wolny i niemanipulujący możemy spotkać się z tymi, którzy są inni ode mnie, by się nawzajem uzupełniać. Wówczas różnice płciowe nie stają się zagrożeniem, ale wzajemnym dopełnieniem.

Poza tym wiadomo przecież, że kobiety mają sprawy, którymi lubią się dzielić między sobą. Mężczyźni na pewne tematy z kobietami nie podyskutują.

Dlatego dobrze, że tworzymy przestrzenie braterstwa i siostrzaności, które pomagają nam potem wychodzić do siebie nawzajem. Z tego powodu od czasu do czasu warto formować się osobno, jeśli chodzi o płeć.

Dużo mówi się o kryzysie męskości. Czy istnieje też kryzys kobiecości? Może one z siebie wynikają, na siebie oddziałują?

Myślę, że na pewno możemy stwierdzić kryzys tożsamości. Przez dziesiątki lat doświadczaliśmy jako naród braku mężczyzny w rodzinie. I i II wojna światowa, wcześniej rewolucja przemysłowa. Kobiety zostawały same z zadaniem wychowania dzieci i przejęły bardzo wiele ról, które są typowo męskie, np. przekazywanie wartości i wzorców moralności. Za to odpowiedzialny jest ojciec, bo posiada dany od Boga charyzmat słowa i większy od matki autorytet u dzieci. Na pewno wynika z tego wszystkiego kryzys ojcostwa i potem jako wtórny pojawił się kryzys kobiecości. Kobiety stopniowo obniżyły poprzeczkę. Stały się coraz bardziej „dostępne” z lęku, że zostaną same.

Sami mężczyźni stwierdzają pewne obniżenie standardów u kobiet, co wpływa też na ich poziom. Choć zapewne wielu to nie przeszkadza.

To ogromny dramat wielu młodych pań, które chwytają pierwszego lepszego mężczyznę i chcą go doprowadzić do ołtarza, byleby nie być samotne. Potem kończy się to najczęściej rozwodem. Nie szukają osoby, z którą naprawdę mogą zbudować piękną historię miłości, z którą będą dzielić ten sam świat wartości i pasji. Z drugiej strony kobiety wykazują się zbyt małą wiarą w swoją wartość i godność. Prym wiedzie osąd, że jeżeli żaden mężczyzna nie krąży wokół kobiety, to znaczy, że ona jest do niczego.

Mówiła Siostra, że nie ma czegoś takiego w Kościele jak powołanie do samotności. Czy dalej podtrzymuje Siostra tę opinię?

Tak. Już Księga Rodzaju nam mówi, że „nie jest dobrze, by człowiek był sam”. Jezus powiedział: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się WZAJEMNIE miłowali”. Człowiek został stworzony do relacji, do wzajemności, do wspólnoty. Podstawową jej wersją jest małżeństwo i rodzina. Ale jeśli ktoś nie założył rodziny, może nadal kreatywnie rozwijać się we wspólnocie Kościoła jako osoba wierząca. Dopóki nie zamknie się w sobie i nie odizoluje się, ma szansę twórczo realizować swoją kobiecość i swoją męskość.

W jaki sposób?

Mamy w Kościele różne drogi, jak np. osoby konsekrowane w świecie. Nie zakładam rodziny, nie wychodzę za mąż lub nie żenię się, bo znajduję inną miłość: do Boga, do wspólnoty. Widzimy również wolontariuszy, którzy wyjeżdżają na misje, poświęcają się w pełni potrzebującym. To staje się ich wielką pasją. Naprawdę we wspólnocie Kościoła mamy bardzo wiele różnych możliwości stawania się darem dla innych w miłości.

Czyli musimy wyjść ze schematu dwubiegunowości, że będę księdzem albo mężem. Będę żoną albo zakonnicą.

Ważne jest, byśmy wybierali z pełni. Znalazłem kogoś, komu chcę oddać siebie w całości, lub znalazłem coś tak wartościowego, czemu chcę się zupełnie poświęcić, i to tak wypełnia serce, że moje człowieczeństwo będzie spełnione i zrealizowane. Natomiast jeżeli zaczniemy wybierać z braku, np. z lęku, że zostanę sam/sama, to przy pierwszym lepszym kryzysie się rozbijemy.

Jak skutecznie inspirować kobiety do wiary w Boga, by poczuły, że w chrześcijaństwie jest dla nich równie godne miejsce, co dla mężczyzn? Jak dobrze ukazać kobiecy rys w Kościele katolickim?

Papież Franciszek mówi nam o trzech rzeczywistościach duszpasterskich Kościoła: piotrowej - hierarchia, janowej - charyzmaty i maryjnej. W tej ostatniej Bóg przygotował miejsce dla kobiety. Czym jest jej obecność w Kościele? Ojciec Święty od razu odpowiada intrygująco: wyobraźcie sobie Wieczernik bez Maryi. Kobieta w zamyśle Bożym jest mistrzynią relacyjności, czyli wydobywa każde istnienie ludzkie z rozpaczy samotności. Robi to jednak dopiero wtedy, gdy odkryje, kim stała się w oczach Boga. Gdy odkryje swoją pełnię i swoje piękno, zrozumie, jak wielkim jest darem dla świata.

Jaka jest kobieta świadoma swojego piękna?

Przede wszystkim nie ma potrzeby rywalizacji z innymi kobietami. Nie okazuje zawiści ani zazdrości. Nie stosuje różnorodnych wybiegów, by dopiąć swego czy kogoś zmanipulować. Jeśli wie, kim jest, i czuje, jak pięknie jest być sobą, wówczas chce wspierać inne kobiety w odkrywaniu tego samego. A zatem automatycznie naturalnie staje się twórcza, inspirująca, dialogująca, afirmująca. Wchodzi na zupełnie inny poziom kobiecości. Kobiety, uwierzcie w to, że odgrywacie niezastąpioną rolę! To od was mężczyźni uczą się budować relacje i więzi, wyrażać swoją uczuciowość, nazywać swoje emocje.

Te wszystkie wartości i cechy można bardzo skutecznie wykorzystywać na chwałę Bożą w naszych wspólnotach parafialnych.

Oczywiście, bo kobiety nie są tylko od sprzątania czy układania kwiatów. To też jest potrzebne i to robią, ale mogą działać jeszcze duszpastersko, organizować, troszczyć się o coś, wprowadzać osoby w modlitwę i doświadczenie spotkania z Bogiem. Tam, gdzie mężczyźni wykonują zadania, my możemy tchnąć duszę, być inspiracją, tworzyć mosty do współpracy między grupami w parafiach, by unikały rywalizacji i dążyły do jednego celu. Kobieta potrafi wspaniale harmonizować.

Potrzebna jest jeszcze odwaga i zaufanie duszpasterzy do powierzania pewnych ról kobietom. Musimy chyba ciągle szukać pomysłów, jak "uaktywnić" panie w Kościele.

Z jednej strony kapłani oczywiście mają wytyczać cele, ale także korzystać ze wsparcia kobiet, posłuchać, co mają do powiedzenia, do zaoferowania, jakie padają od nich propozycje. Takie parafie mogą szybko rozkwitnąć. A wachlarz jest naprawdę szeroki, natomiast przestrzeń do zagospodarowania jeszcze większa. Choć widzę, że z drugiej strony nam, kobietom, brakuje wiary w siebie lub wpadamy w inną skrajność - agresywnie walczymy, co nam także szkodzi.

Jak kobiety mogą odnaleźć to piękno, o którym Siostra mówi?

Szukać go wewnątrz siebie poprzez osobistą relację z Bogiem. Po pierwsze - podczas czytania Pisma Świętego. Wtedy widzimy, czym nas Bóg obdarowuje i jak na nas patrzy. Rozumiemy, co oznacza być Jego umiłowaną córką. Polecam również poświęcać czas na adorację Najświętszego Sakramentu. Tak naprawdę nie my adorujemy Boga, lecz to Bóg z zachwytem patrzy na nas, tak, jak robił to po stworzeniu pierwszych ludzi. Chce nam pomóc wydobyć te zasoby łaski, które w nas umieścił. I z tego spojrzenia rodzą się nasza dobroć, życzliwość, nasze człowieczeństwo. Słowo Boże i Eucharystia prowadzą nas do źródła piękna. Ono jest w każdej z nas od momentu poczęcia. Jedyne i niepowtarzalne. Nie ma dwóch kobiet, które byłyby identycznie piękne. Dlatego to jest tak niesamowicie pasjonujące.


S. Anna Maria Pudełko AP - apostolinka. Psychopedagog powołania. Prowadzi rekolekcje, wykłady, warsztaty, osobiste towarzyszenie.