Dawał słowo

Gość Wrocławski 31/2019

publikacja 01.08.2019 00:00

Tylko tyle i aż tyle mógł zrobić 14-latek w okupowanej stolicy. Był nim kpt. Stanisław Wołczaski, kolporter i łącznik w powstaniu warszawskim.

Po 63 dniach walki pozostały wciąż żywe wspomnienia i cenna pamiątka – opaska, z którą biegał na ramieniu po Warszawie 75 lat temu. Po 63 dniach walki pozostały wciąż żywe wspomnienia i cenna pamiątka – opaska, z którą biegał na ramieniu po Warszawie 75 lat temu.
Maciej Rajfur /Foto Gość

Maciej Rajfur: Czy po 75 latach od wybuchu powstania ma Pan tę samą odpowiedź na pytanie o jego sens?

Stanisław Wołczaski: Oczywiście. Aby zrozumieć, dlaczego wybuchło powstanie, trzeba doświadczyć lub chociaż dowiedzieć się, jak wyglądało pięć lat strasznej okupacji niemieckiej. Codzienne łapanki, co drugi dzień rozstrzeliwania i wieszania. Sam byłem świadkiem jednej egzekucji publicznej przez powieszenie. Otoczyła nas żandarmeria i kazała „patrzeć na sąd”. Regularnie wygarniano po nocach ludzi na roboty do Niemiec. Przydzielano głodowe racje żywnościowe, np. 4 kg chleba, 250 g marmolady i jedno jajko na miesiąc na osobę. Mieliśmy zaledwie godzinę prądu na dobę. Warto sobie zadać pytanie: ile czasu byś tak wytrzymał?

Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.