Marienthal - na styku granic

xrt

publikacja 04.09.2019 09:38

To miejsce, które opowiada historię ważniejszą od nienawiści, śmierci i okrucieństwa jakie wywołuje każda wojna.

Marienthal - na styku granic Klasztor cysterek robi ogromne wrażenie. Uczestnicy pielgrzymki wrócli więc z pielgrzymki nie tylko umocnieni duchowo, ale również nasyceni pięknem tego miejsca. archiwum pielgrzymów

Pani Roma Żołyńska mówi z przejęciem: - Mieszkam w domu, który musieli opuścić ci, którzy go wybudowali. Rozumiem ich żal, ich sentyment i poczucie krzywdy i niesprawiedliwości – taka niestety jest wojna. Ostatecznie rani i niszczy zarówno agresorów jak i ofiary – mówi. Dodaje, że w Marienthal dotarło do niej coś ważnego. - Wiara w Jezusa, który każe nam wszystkim wołać do Boga: Ojcze, uwalnia od nienawiści i bólu. Przynosi przebaczenie. Dlatego tak dobrze czuliśmy się u niemieckich cysterek.

Pomysł na pielgrzymkę do tego klasztoru to dla parafian z Moczydlnicy Klasztornej wyprawa symboliczna. - Jeszcze jako dziecko doskonale pamiętam piękny pałac, który w XVII wieku wybudował u nas jeden z cysterskich opatów lubiąskich. To była ich letnia rezydencja - wspomina. - Dzisiaj jest to ruina, wyrzut sumienia dla wszystkich, którzy odpowiadają za taki stan zabytku. W Marienthal patrzyliśmy i podziwialiśmy jak można walczyć z przeciwnościami żywiołów, by dziedzictwo pokoleń nie poszło na marne.

Odnosi się do faktów z historii opactwa cysterek: w prawie osiemsetletniej historii obiekt wielokrotnie płonął, był grabiony, zalewała go powódź - ostatnio w 2010 r. - zawsze jednak gospodynie znajdowały siłę i środki, żeby mury odbudowywać.

- Sadzę, że to Duch daje takie możliwości - dodaje Bożena Osińska, uczestniczka pielgrzymki. - Nie tylko przyroda i krajobraz poruszają serce, głównie idzie o atmosferę skupienia, wyciszenia, modlitwy. Gdy wchodzi się do kościoła, od razu dociera do człowieka, że to miejsce ma swoją mistykę. Fakt, że od tylu stuleci codziennie śpiewane są tu psalmy, a dzielne kobiety ofiarują swoje życie Bogu wyciska piętno, nawet w kamieniach.

- Od kilku miesięcy jestem tu kapelanem i przyznam, że dla mnie to także wyjątkowe doświadczenie - mówi ks. Tomasz Duda, kapłan archidiecezji wrocławskiej, kolega proboszcza z Moczydlnicy Klasztornej, ks. Jana Sienkiewicza. - Życie monastyczne w swoim rytmie, umiarkowaniu i wyciszeniu to zupełnie inna jakość relacji między ludźmi i z Bogiem. Cieszy mnie, że Polacy chętnie tu przyjeżdżają, bo zarówno walory artystyczne, jak i duchowe tego miejsca są nietuzinkowe – podkreśla.

- Pomysł na pielgrzymkę do klasztoru na styku trzech granic: polskiej, niemieckiej i czeskiej okazał się strzałem w dziesiątkę - ocenia ks. Jan Sienkiewicz. - A kontekst rocznicy wybuchu wojny i coraz to kolejnych wspomnień walk kampanii wrześniowej potęguje znaczenie i siłę oddziaływania tego spotkania - dodaje.

- Tak to widzimy – potwierdza pani Roma kilka dni po powrocie. - Gościnne, serdeczne i opiekuńcze, a przy tym wyjątkowe, bo przecież w Polsce nie ma mniszek żyjących według reformy św. Bernarda, siostry są dla nas znakiem jedności wiary, szacunku i nadziei na przyszłość - mówi o gospodyniach miejsca.

W programie wizyty była Msza św., zwiedzanie klasztoru, spacer w jego otoczeniu i grill na który przyszły także siostry.

Cysterki modlą się i pracują w tym miejscu od 1234 r. Klasztor ufundowała Kunegunda Czeska jako ekspiację za morderstwo. Mimo pożarów, nienawiści religijnej, powodzi, oraz prześladowań najpierw nazistów, a potem komunistów. - Kolejne pokolenia mniszek śpiewem psalmów, ofiarą z życia i ciężką pracą odbudowywały zniszczone mury i chroniły swój dom przed bezbożnymi systemami - mówi opatka, matka Elisabeth. - Wszystko to jednak nie tylko dla nas, które na co dzień doświadczają błogosławieństwa życia według reguły benedyktyńskiej. To także dar, dla każdego kto tu przybywa, kogo możemy ugościć - zapewnia.

Faktycznie, Reguła św. Benedykta, podstawa życia monastycznego w Kościele katolickim, podkreśla wagę gościnności. Pewnie dlatego parafianie z Moczydlnicy tak dobrze czuli się w Marienthal. - Wrócę tutaj z wnukami, prywatnie, to przecież tylko dwie i pół godziny jazdy autostradą, niedaleko Zgorzelca - mówi pani Roma. - Wiem też, że to miejsce porusza nie tylko zmysły, ale też ducha w czym pomaga miejscowy kapelan, Polak, ks. Tomasz i przewodniczka, Polka, pani Beata - podsumowuje.