Wspomnienie o ks. prał. Marianie Biskupie

Maciej Rajfur Maciej Rajfur

publikacja 25.09.2019 12:10

Jaki pozostał ks. prał. Marian Biskup w pamięci tych, którzy go znali? Ta mozaika wspomnień rysuje postać nietuzinkową, którą trudno zapomnieć.

Wspomnienie o ks. prał. Marianie Biskupie Wierny Bogu i kościołowi kapłan, a także wierny kibic polskiej reprezentacji w piłkę nożną. Maciej Rajfur /Foto Gość

Odszedł kapłan wyjątkowy pod wieloma względami. Wielu ludziom przed oczami rysuje się jego charakterystyczny uśmiech i powiedzonko, którym ich zaczepiał: "Marny widok!". Ale za tym żartobliwym stwierdzeniem kryje się rys człowieka o niezwykłym poczuciu humoru i dobrym sercu, które zawsze miał na dłoni. Jak go wspominają inni?

 ks. kan. Paweł Cembrowicz - proboszcz archikatedry wrocławskiej

Mieliśmy do czynienia z człowiekiem wielkich pasji. Pierwsza z nich to była wiara, czyli Pan Bóg, Jego Kościół i kapłaństwo, które tak bardzo ukochał. Widzieliśmy to jako klerycy, kiedy był  przełożonym, a ja widziałem to jeszcze jako współpracownik, gdy pełnił funkcję rektora seminarium. Obserwowałem jego wielkie zaangażowanie w formację, co budziło ogromny entuzjazm nas-kapłanów.

Jego pasją była także ojczyzna, której sprawy nigdy nie pozostawały mu obojętne. Wzór patriotyzmu i kapłańskiej troski o Polskę. Ks. Mariana fascynował także sport, a zwłaszcza piłka nożna. Niestrudzenie kibicował polskiej reprezentacji, czym wzbudzał podziw. W ostatnich latach widzieliśmy, jak się zmagał z chorobą, a właściwie jak się chorobie nie poddawał. Zaufał Panu Bogu w życiu, zarówno w różnych radościach, jak i w cierpieniu. Nigdy nie był skoncentrowany na sobie. Uczył nas, jak oddawać życie dla Chrystusa i dla Kościoła.

 s. Aneta Banyś -  przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr Bożego Serca Jezusa 

Ks. Marian był bliski sercu sióstr z naszego zgromadzenia. Wspominam go jako sympatycznego, otwartego i Bożego kapłana. Skracał dystans, będąc przy tym bardzo  życzliwy i radosny. Lubił żartować. Był człowiekiem wielkiego ducha. Zawsze wysłuchał, doradził, pocieszył, ratował, jak mógł. Po prostu ojciec i ksiądz z prawdziwego zdarzenia.

Mimo wysokich urzędów, które piastował i tytułów, które mu przyznano, nigdy się nie wywyższał. Pamiętam niesamowite sytuacje, kiedy np. czytał siostrom zakonnym swoje kazania do sprawdzenia i pytał o zdanie, czekał na uwagi. To pokazywało jego wielką pokorę. A kazania miał piękne. Już z daleka witał się uśmiechem i ciepłym słowem. Jeszcze niedawno, przed jego urlopem, umawialiśmy się na pomidory z naszego ogródka. Miał zadzwonić…

 ks. Rafał Cyfka - dyrektor wrocławskiego biura Pomocy Kościołowi w Potrzebie

„Panie!”, „Bracia!”, „Marny widok”, czy „Nasypali piasku” - to słowa, które najczęściej można było usłyszeć od księdza rektora. Moją uwagę zwracał jednak jeszcze jeden zwrot, którego często używał, i który miał ogromny wpływ na moja formację i ma teraz na kapłańskie życie. Chodzi o łacińską sentencję: „Sentire cum Ecclesia!”  - czuć z Kościołem. To hasło charakteryzowało życie ks. Mariana Biskupa. Czuł z Kościołem i tego nas uczył. Zawsze podkreślał, że we wszystkich decyzjach i działaniach w seminarium oraz w kapłaństwie trzeba patrzeć na dobro Kościoła. Mocno mi to zapadło w pamięć i staje się moim mottem.

Pamiętam, jak ksiądz rektor uczył się języka angielskiego i w wielu wystąpieniach włączał słowa angielskie w polskie zdania, co wywoływało od razu szczery uśmiech. Przed wyjazdem na pielgrzymkę mówił: „Bracia! Wyjeżdżamy jutro rano. Zabieramy full brekfast i w drogę”.

Do diakonów, których wysyłał na rekolekcje przed święceniami kapłańskim, zwracał się wesoło: „Bracia! To czas skupienia. Nie ma Polanicy by night!”. Refektarz wybuchł wtedy śmiechem. Dobro Kościoła było dla niego najważniejsze. Długo o tym mówił, ale wiedzieliśmy, że nie ma w tym przesady. On tak żył i w to wierzył. Kościół i biskup był dla niego Matką i Ojcem. To w nim ceniłem i podziwiałem.

 s. Maria Trybała OSB - przeorysza wołowskiego klasztoru sióstr benedyktynek

Śp. ks. prał. Marian Biskup był przyjacielem i dobrodziejem naszego klasztoru. Starałam się zaglądać do niego zawsze, kiedy bywałam we Wrocławiu. Ujmował mnie pozytywną prostotą mimo, że był rektorem i wykładowcą akademickim. Czułam oczywiście do niego ogromny szacunek, ale sam skracał dystans. Można było z nim pożartować. Biła od niego dobroduszność, życzliwość i wielka empatia.

Zawsze przejawiał zainteresowanie drugim człowiekiem, pytając go, czy czegoś nie potrzebuje. Imponowała mi jego wrażliwość. Wychodził naprzeciw bliźniego. W ten sposób tworzył wokół siebie wyjątkową aurę. Człowiek po rozmowie z nim czuł się podniesiony na duchu. Potrafił wysłuchać, ale też doradzić, bo był bardzo życiowy i rozmodlony

 Eugeniusz Kaźmierczak - były prezes Akcji Katolickiej w archidiecezji wrocławskiej

Od pierwszego kontaktu, w dniu wyboru Zarządu Archidiecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej (4 luty 1997 r.), ze śp. ks. Marianem zawiązała się przyjazna, życzliwa współpraca w dziele rozwoju Akcji Katolickiej w naszej archidiecezji. Był dla mnie prawdziwym przyjacielem i duchowym ojcem, nie tylko w działalności apostolskiej stowarzyszenia Akcji Katolickiej, ale też w życiu osobistym i rodzinnym. Ze wszystkich kontaktów zachowuję w pamięci miłe wspomnienia czułej opieki duchowej i fizycznej ze strony oraz radość z tego powodu w sercu. 

Pamiętam jego dbałość o organizacyjny przebieg wydarzeń, mądre i piękne słowa gorliwego kapłana, duszpasterza promującego Akcję Katolicką i dzieło ewangelizacji. Kochał ludzi i służył wiernie Bogu, Kościołowi i ojczyźnie. Kochał też muzykę i sport. Miał poczucie humoru i umiał rozweselić spotykające się z nim osoby.

W trakcie różnych spotkań z udziałem ks. Mariana, nie brakowało jego dobrych życzeń wspartych modlitwą i kapłańskim błogosławieństwem, pięknego śpiewu pieśni, inspirujących pomysłów działania, a także dowcipnych ale życzliwych powiedzeń, jak np. „Marny widok”, „Pocałuj żonę w czółko”, czy „Kopnij męża w kostkę”.

W trakcie jednej z pielgrzymek, w maju 2015 r., do Sanktuarium NMP Bolesnej Królowej Polski w Kałkowie, odwiedziliśmy Bodzentyn, miejsce urodzenia ks. Mariana. Uczestniczyliśmy we Mszy św. w kościele parafialnym oraz modliliśmy się przy grobach jego rodziców. W tych rekolekcjach w drodze po Ziemi Świętokrzyskiej, oprócz pobożnych słów i pieśni pielgrzymkowych, usłyszeliśmy też wiele dowcipnych powiedzeń o Wąchocku, którymi rozweselał nas ks. Marian. Przytoczę kilka z nich:

-Dlaczego w Wąchocku ludzie smarują telewizory musztardą? 
- Żeby poprawić ostrość. 

- Dlaczego ludzie w Wąchocku chodzą na msze z drabinami?
- Bo ksiądz wygłasza kazania na wysokim poziomie.

- Dlaczego mężczyźni w Wąchocku nie noszą kapeluszy? 
- Mają inne sprawy na głowie.

- Dlaczego autobus stając w Wąchocku otwiera tylk środkowe drzwi?
- Bo przednie i tylne to już nie Wąchock.